W informacji, podanej na stronach MEN poświęconych obecnej "reformie", dotyczącej egzaminu maturalnego po szkołach branżowych czytamy:
akapit 1: "Koncepcja nowej branżowej szkoły oparta jest na przekonaniu, że wiedza i umiejętności zawodowe w równym stopniu jak kształcenie ogólne powinny dać możliwość uzyskania wykształcenia na poziomie średnim, a w dalszej kolejności również wyższym"
komentarz: to jest bardzo piękna obietnica, która gdyby została spełniona, oznaczałaby, że de facto znosimy wreszcie podział między tak zwaną edukacją zawodową a tak zwaną edukacją ogólną. Jest to postulat, który formułowała lewicowa i krytyczna pedagogika od XIX wieku. Problem w tym, że za tą deklaracją nie idą, moim zdaniem, konkretne praktyczne rozwiązania, które mają wcielić tę ideę w życie. Oczywiście, mogę się mylić. Oczywiście, być może, wszystkie uczelnie wyższe w Polsce zmodyfikują swoje kryteria przyjmowania na studia w taki sposób, że egzaminy z przedmiotów zawodowych zyskają na nich wagę równą tej, jaką mają dziś egzaminy z tak zwanych przedmiotów ogólnych. Tak być powinno. Ale jak to się ma do zapowiedzi ministra Gowina, który podkreślał, że dąży do ZMNIEJSZANIA liczby studiujących?
akapit 2: "Absolwenci liceum ogólnokształcącego, technikum i branżowej szkoły II stopnia otrzymają jedno takie samo świadectwo dojrzałości. Zatem uczeń po branżowej szkole II stopnia – podobnie jak jego koleżanki i koledzy kończący inne typy szkół – będzie mógł ubiegać się o miejsce na wybranym kierunku studiów wyższych".
komentarz: drugie zdanie raz jeszcze powtarza obietnicę z akapitu 1. Zdanie 1 mówi natomiast wyraźnie o takim samym świadectwie.
Akapit 3: "Podobnie, jak w przypadku absolwentów liceów ogólnokształcących i techników [absolwent szkoły branżowej zdaje egzamin maturalny] – z trzech przedmiotów obowiązkowych (języka polskiego, matematyki i języka obcego). Uczeń po branżowej szkole II stopnia dodatkowo w miejsce obowiązkowego przedmiotu dodatkowego (z zakresu kształcenia ogólnego) przystąpi także do egzaminów potwierdzających kwalifikacje w danym zawodzie. Uzyska on tym samym, oprócz świadectwa dojrzałości, także dyplom potwierdzający kwalifikacje zawodowe.
komentarz: zauważmy najpierw, że zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, na maturze zdaje się 3 wymienione wyżej przedmioty obowiązkowe ORAZ jeden przedmiot na poziomie rozszerzonym (który ma na ogół spore znaczenie przy rekrutacji na studia). Dziś KAŻDY, kto zdał/a kiedyś lub zdaje właśnie maturę MA PRAWO wybrać sobie dowolny przedmiot i zdać go na maturze, niezależnie, czyśmy się tego przedmiotu uczyli w szkole, czy nie. A więc jeśli przepisy się nie zmienią, absolwent/ka szkoły branżowej będzie mieć prawo (acz nie obowiązek) zdawania przedmiotów ogólnych na poziomie R. Obowiązkowo zdawać będzie natomiast, niejako w ich miejsce, przedmiot zawodowy.
Pytanie pierwsze (logiczne): czy nie ma pewnej sprzeczności między zdaniem "uczeń po szkole branżowej dostaje takie samo świadectwo" a zdaniem "uczeń po szkole branżowej zdaje obowiązkowo inny egzamin"?
Pytanie drugie (praktyczne): w szkole branżowej II stopnia liczba przedmiotów ogólnokształcących została okrojona do 7 (plus dwa języki mniejszościowe). NIE MA W OGÓLE min biologii, chemii, fizyki, geografii czy historii. Zakładając, że uczennica czy uczeń szkoły branżowej zechce skorzystać z przysługującego jej/mu prawa do zdawania egzaminu z przedmiotu ogólnego (jeśli takie prawo będzie istniało) oznacza to, że będzie musiała/musiał SAMODZIELNIE opanować program 4 lat. Np. z 4 lat fizyki na poziomie R. Jest to, rzecz jasna, teoretycznie wykonalne. Tyle, że bardzo, bardzo trudne.
Pytanie trzecie (wróżebne) już właściwie padło: uczelnie same decydują o tym, jak wyglądają kryteria przyjmowania na poszczególne kierunki. Czy wiadomo już, jak odniosą się do matur z przedmiotów zawodowych? Czy przy pisaniu podstaw i projektowaniu egzaminów konsultowano się z rektorami w tej konkretnej kwestii?
Pytanie czwarte (znów praktyczne): nowa podstawa programowa ksztalcenia ogólnego dla szkól branżowych I stopnia jest - przynajmniej jeśli idzie o język polski - identyczna z podstawą programową do szkól zawodowych, przeznaczoną dla absolwentek/ów gimnazjów. Czy planowana jest zmiana tej podstawy w momencie, kiedy do szkól branżowych wejdą absolwentki/ci ośmioklasowej szkoły podstawowej? Pytam, ponieważ dostrzegam różnice między podstawami programowymi szkoły branżowej I + II z języka polskiego a podstawą programową dla liceum. Podstawowa różnica dotyczy listy lektur: w szkole branżowej I nie ma jej w ogóle, w szkole branżowej II różni się od tej, która jest w liceum (np. jest na niej Czeslaw Milosz - ale to nie jedyna różnica). Innymi slowy jeśli się nie mylę, to zakladając, że uczeń/uczennica szkoly branżowej II stopnia zdecyduje się zdawać maturę z języka polskiego na poziomie podstawowym, znajdzie się w sytuacji, w której a) będzie mieć de facto dwa lata na opanowanie materialu na poziomie P, który licealistki i licealiści opanowywali przez lat cztery (bo w szkole branżowej I stopnia program był inny) oraz b) pewnych rzeczy objętych podstawą - np. niektórych lektur - w ogóle w szkole nie "przerobi". A podstawa jest zarazem standardem wymagań egzaminacyjnych...
Pytanie piąte (ogólne): podstawa programowa dla szkoly branżowej II stopnia nie przewiduje w ogóle zajęć z fizyki, chemii, biologii. Jakiego rodzaju silę roboczą MEN chce w ten sposób ksztacić i do jakiego rodzaju pracy?
Niezależnie od opinii dla MEN, o komentarz do planowanych zmian w ksztalceniu zawodowym prof Lukasza Turskiego, fizyka wspóltwórcę Centrum Nauki Kopernik i do niedawna przewodniczącego jego Rady Programowej. Profesor Turski komentuje:
„Większość zawodów, które znaliśmy w drugiej połowie XX wieku, albo już nie istnieje albo uległa całkowitej zmianie jakościowej. Proces zmian jest tak szybki, że kształcenie ludzi monokulturowych zawodowo całkowicie mija się z celem. Dlatego też trzeba maksymalnie długo uczyć ogólnie i dbać, żeby przygotowanie do zawodu było maksymalnie krótkie. Zamiast sieci szkół wyższych zawodowych powinniśmy tworzyć – przy dobrym wykształceniu ogólnym – szkoły pomaturalne przygotowujące do zawodu w dwa lata. Program szkół ogólnych powinien być tak skonstruowany, żeby przygotowywał do szybkiego uczenia się zawodu. Powinien uczyć stawiania i rozwiązywania problemów. Powinien uczyć, jak wykorzystywać te narzędzia, którymi dzieci dzisiaj posługują się od małego. Ale też: co tam w nich jest, w tych narzędziach, jaka tam jest fizyka, jaka chemia i tak dalej.
Popatrzmy na to, jak wyglądają programy do informatyki. Brakuje miejsca na poważną dyskusję na ten temat, ale chcę tylko powiedzieć, że sama nauka programowania to bezsens. To prawda, tego się uczy na świecie. Ale informatyka służy przede wszystkim do rozwiązywania problemów. Czyli: trzeba jej uczyć dzieci, które wiedzą, jak rozwiązywać problemy, jak je stawiać i wiedzą, które problemy są do rozwiązania za pomocą komputera. A więc jednocześnie uczyć, jak się szybko wykształcić.
Tymczasem pomysł trzyletnich szkół branżowych po ośmioklasowej podstawówce to jest segregacja dzieci, dokonywana w wieku 15 lat. Otóż w moim przekonaniu segregowanie młodych ludzi na tym etapie rozwoju jest najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić. Każe się ludziom w takim wieku podejmować decyzję o całym życiu. A potem daje wiedzę o zawodach, które już za pięć lat mogą zniknąć".
I jeszcze post scriptum
Przeslalam opinię do MEN na adresy mailowe podane (choć nie w miejscu latwym do znalezienia) w informacji o konsultacjach. Niestety, jak dotąd (a do końca konsultacji już tylko 3 dni) nie udalo mi się przes/lać tego samego komentarza za pomocą formularza na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Po pierwsze, formularz RCL przewiduje teksty na maksimum 4 tys znaków. A po drugie - nie pomoglo obcięcie tekstu do 3 tysięcy z kawalkiem - i tak formularz nie chcial go przyjąć...
akapit 1: "Koncepcja nowej branżowej szkoły oparta jest na przekonaniu, że wiedza i umiejętności zawodowe w równym stopniu jak kształcenie ogólne powinny dać możliwość uzyskania wykształcenia na poziomie średnim, a w dalszej kolejności również wyższym"
komentarz: to jest bardzo piękna obietnica, która gdyby została spełniona, oznaczałaby, że de facto znosimy wreszcie podział między tak zwaną edukacją zawodową a tak zwaną edukacją ogólną. Jest to postulat, który formułowała lewicowa i krytyczna pedagogika od XIX wieku. Problem w tym, że za tą deklaracją nie idą, moim zdaniem, konkretne praktyczne rozwiązania, które mają wcielić tę ideę w życie. Oczywiście, mogę się mylić. Oczywiście, być może, wszystkie uczelnie wyższe w Polsce zmodyfikują swoje kryteria przyjmowania na studia w taki sposób, że egzaminy z przedmiotów zawodowych zyskają na nich wagę równą tej, jaką mają dziś egzaminy z tak zwanych przedmiotów ogólnych. Tak być powinno. Ale jak to się ma do zapowiedzi ministra Gowina, który podkreślał, że dąży do ZMNIEJSZANIA liczby studiujących?
akapit 2: "Absolwenci liceum ogólnokształcącego, technikum i branżowej szkoły II stopnia otrzymają jedno takie samo świadectwo dojrzałości. Zatem uczeń po branżowej szkole II stopnia – podobnie jak jego koleżanki i koledzy kończący inne typy szkół – będzie mógł ubiegać się o miejsce na wybranym kierunku studiów wyższych".
komentarz: drugie zdanie raz jeszcze powtarza obietnicę z akapitu 1. Zdanie 1 mówi natomiast wyraźnie o takim samym świadectwie.
Akapit 3: "Podobnie, jak w przypadku absolwentów liceów ogólnokształcących i techników [absolwent szkoły branżowej zdaje egzamin maturalny] – z trzech przedmiotów obowiązkowych (języka polskiego, matematyki i języka obcego). Uczeń po branżowej szkole II stopnia dodatkowo w miejsce obowiązkowego przedmiotu dodatkowego (z zakresu kształcenia ogólnego) przystąpi także do egzaminów potwierdzających kwalifikacje w danym zawodzie. Uzyska on tym samym, oprócz świadectwa dojrzałości, także dyplom potwierdzający kwalifikacje zawodowe.
komentarz: zauważmy najpierw, że zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, na maturze zdaje się 3 wymienione wyżej przedmioty obowiązkowe ORAZ jeden przedmiot na poziomie rozszerzonym (który ma na ogół spore znaczenie przy rekrutacji na studia). Dziś KAŻDY, kto zdał/a kiedyś lub zdaje właśnie maturę MA PRAWO wybrać sobie dowolny przedmiot i zdać go na maturze, niezależnie, czyśmy się tego przedmiotu uczyli w szkole, czy nie. A więc jeśli przepisy się nie zmienią, absolwent/ka szkoły branżowej będzie mieć prawo (acz nie obowiązek) zdawania przedmiotów ogólnych na poziomie R. Obowiązkowo zdawać będzie natomiast, niejako w ich miejsce, przedmiot zawodowy.
Pytanie pierwsze (logiczne): czy nie ma pewnej sprzeczności między zdaniem "uczeń po szkole branżowej dostaje takie samo świadectwo" a zdaniem "uczeń po szkole branżowej zdaje obowiązkowo inny egzamin"?
Pytanie drugie (praktyczne): w szkole branżowej II stopnia liczba przedmiotów ogólnokształcących została okrojona do 7 (plus dwa języki mniejszościowe). NIE MA W OGÓLE min biologii, chemii, fizyki, geografii czy historii. Zakładając, że uczennica czy uczeń szkoły branżowej zechce skorzystać z przysługującego jej/mu prawa do zdawania egzaminu z przedmiotu ogólnego (jeśli takie prawo będzie istniało) oznacza to, że będzie musiała/musiał SAMODZIELNIE opanować program 4 lat. Np. z 4 lat fizyki na poziomie R. Jest to, rzecz jasna, teoretycznie wykonalne. Tyle, że bardzo, bardzo trudne.
Pytanie trzecie (wróżebne) już właściwie padło: uczelnie same decydują o tym, jak wyglądają kryteria przyjmowania na poszczególne kierunki. Czy wiadomo już, jak odniosą się do matur z przedmiotów zawodowych? Czy przy pisaniu podstaw i projektowaniu egzaminów konsultowano się z rektorami w tej konkretnej kwestii?
Pytanie czwarte (znów praktyczne): nowa podstawa programowa ksztalcenia ogólnego dla szkól branżowych I stopnia jest - przynajmniej jeśli idzie o język polski - identyczna z podstawą programową do szkól zawodowych, przeznaczoną dla absolwentek/ów gimnazjów. Czy planowana jest zmiana tej podstawy w momencie, kiedy do szkól branżowych wejdą absolwentki/ci ośmioklasowej szkoły podstawowej? Pytam, ponieważ dostrzegam różnice między podstawami programowymi szkoły branżowej I + II z języka polskiego a podstawą programową dla liceum. Podstawowa różnica dotyczy listy lektur: w szkole branżowej I nie ma jej w ogóle, w szkole branżowej II różni się od tej, która jest w liceum (np. jest na niej Czeslaw Milosz - ale to nie jedyna różnica). Innymi slowy jeśli się nie mylę, to zakladając, że uczeń/uczennica szkoly branżowej II stopnia zdecyduje się zdawać maturę z języka polskiego na poziomie podstawowym, znajdzie się w sytuacji, w której a) będzie mieć de facto dwa lata na opanowanie materialu na poziomie P, który licealistki i licealiści opanowywali przez lat cztery (bo w szkole branżowej I stopnia program był inny) oraz b) pewnych rzeczy objętych podstawą - np. niektórych lektur - w ogóle w szkole nie "przerobi". A podstawa jest zarazem standardem wymagań egzaminacyjnych...
Pytanie piąte (ogólne): podstawa programowa dla szkoly branżowej II stopnia nie przewiduje w ogóle zajęć z fizyki, chemii, biologii. Jakiego rodzaju silę roboczą MEN chce w ten sposób ksztacić i do jakiego rodzaju pracy?
Niezależnie od opinii dla MEN, o komentarz do planowanych zmian w ksztalceniu zawodowym prof Lukasza Turskiego, fizyka wspóltwórcę Centrum Nauki Kopernik i do niedawna przewodniczącego jego Rady Programowej. Profesor Turski komentuje:
„Większość zawodów, które znaliśmy w drugiej połowie XX wieku, albo już nie istnieje albo uległa całkowitej zmianie jakościowej. Proces zmian jest tak szybki, że kształcenie ludzi monokulturowych zawodowo całkowicie mija się z celem. Dlatego też trzeba maksymalnie długo uczyć ogólnie i dbać, żeby przygotowanie do zawodu było maksymalnie krótkie. Zamiast sieci szkół wyższych zawodowych powinniśmy tworzyć – przy dobrym wykształceniu ogólnym – szkoły pomaturalne przygotowujące do zawodu w dwa lata. Program szkół ogólnych powinien być tak skonstruowany, żeby przygotowywał do szybkiego uczenia się zawodu. Powinien uczyć stawiania i rozwiązywania problemów. Powinien uczyć, jak wykorzystywać te narzędzia, którymi dzieci dzisiaj posługują się od małego. Ale też: co tam w nich jest, w tych narzędziach, jaka tam jest fizyka, jaka chemia i tak dalej.
Popatrzmy na to, jak wyglądają programy do informatyki. Brakuje miejsca na poważną dyskusję na ten temat, ale chcę tylko powiedzieć, że sama nauka programowania to bezsens. To prawda, tego się uczy na świecie. Ale informatyka służy przede wszystkim do rozwiązywania problemów. Czyli: trzeba jej uczyć dzieci, które wiedzą, jak rozwiązywać problemy, jak je stawiać i wiedzą, które problemy są do rozwiązania za pomocą komputera. A więc jednocześnie uczyć, jak się szybko wykształcić.
Tymczasem pomysł trzyletnich szkół branżowych po ośmioklasowej podstawówce to jest segregacja dzieci, dokonywana w wieku 15 lat. Otóż w moim przekonaniu segregowanie młodych ludzi na tym etapie rozwoju jest najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić. Każe się ludziom w takim wieku podejmować decyzję o całym życiu. A potem daje wiedzę o zawodach, które już za pięć lat mogą zniknąć".
I jeszcze post scriptum
Przeslalam opinię do MEN na adresy mailowe podane (choć nie w miejscu latwym do znalezienia) w informacji o konsultacjach. Niestety, jak dotąd (a do końca konsultacji już tylko 3 dni) nie udalo mi się przes/lać tego samego komentarza za pomocą formularza na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Po pierwsze, formularz RCL przewiduje teksty na maksimum 4 tys znaków. A po drugie - nie pomoglo obcięcie tekstu do 3 tysięcy z kawalkiem - i tak formularz nie chcial go przyjąć...
Anna Dzierzgowska, 16 sierpnia 2017
Zobacz też:
Opinia o projekcie podstawy programowej z historii dla liceum ogólnokształcącego i technikum
Podstawa programowa jako standard egzaminacyjny - list Monitora i odpowiedź dyrektora CKE