Dwa lata temu, w czasach Romana Giertycha, w niektórych szkołach zdejmowano ze ścian pomoce naukowe do nauki teorii ewolucji. Dzisiaj, jak czytam w poznańskim dodatku do Gazety Wyborczej, w niektórych przedszkolach zdejmuje się tablicę z alfabetem.
Zamiast komentarza, pozwolę sobie zadedykować pani minister Katarzynie Hall co następuje:
„Panna Caroline rozpoczęła dzień od przeczytania nam powiastki o kotach. Koty wiodły ze sobą długie rozmowy, chodziły w ładnych ubrankach i mieszkały w ciepłym domku pod piecem kuchennym. [...] Doczytała powiastkę do końca i wyraziła swój zachwyt:
- Jej, jej. Prawda, że to śliczne?
Potem podeszła do tablicy, wypisała bardzo wyraźnie wielkie drukowane litery alfabetu i zapytała:
- Wie kto z was, co to jest?
Wszyscy wiedzieli, w lwiej części ta pierwsza klasa składała się z dzieci, które nie przeszły do drugiej.
Panna Caroline wybrała mnie [...]: odczytując alfabet zobaczyłam, jak między jej brwiami ukazuje się nikła zmarszczka, ale kazała mi jeszcze przeczytać prawie cały elementarz, a potem notowania giełdowe z „Kroniki Codziennej Mobile”, zanim odkryła, że nie jestem analfabetką; wtedy spojrzała na mnie z czymś więcej niż lekki niesmak. Powiedziała, że mam powtórzyć ojcu, żeby mnie już nie uczył, bo to przeszkadza w nauce czytania. [...]
- Powiesz teraz ojcu, żeby cię już nie uczył. Naukę czytania najlepiej zaczynać z umysłem zupełnie świeżym. Więc mu powiesz, że odtąd ja się tym zajmę i będę próbowała naprawić tę szkodę...
- Co, proszę pani?
- Twój ojciec nie wie, jak trzeba uczyć. Możesz usiąść. [...]
Wiedziałam już, że sprawiłam pannie Caroline przykrość, więc żeby już jej nie przeszkadzać, wyglądałam przez okno, dopóki nie zabrzmiał dzwonek; podczas przerwy na boisku odciął mnie od stadka pierwszoklasistów Jem. Zapytał, jak mi idzie. Zdałam mu relację. [...]
- Nie przejmuj się, Smyk – pocieszył mnie Jem. – Nasza pani nauczycielka mówi, że panna Caroline wprowadza nowy sposób nauczania. Uczyli ją tego w seminarium. To ma być lada moment we wszystkich klasach. [...] To się nazywa System Dziesiętny Deweya. [...]
System Dziesiętny Deweya polegał między innymi na tym, że panna Caroline wymachiwała o nas tekturkami, na których były wydrukowane napisy KOT, LIS, OSA, LAS i TY. Wyraźnie nie oczekiwała od nas żadnych uwag więc klasa przyjmowała te impresjonistyczne objawienia w ciszy. Z nudów zabrałam się za pisanie listu do Dilla. Panna Caroline przyłapała mnie na tym i kazała powiedzieć ojcu, żeby mnie już nie uczył pisać.
- Poza tym – dodała – my w pierwszej klasie uczymy się tylko drukowanych literek. Pisać będziesz dopiero w trzeciej klasie. [...]
Po kolacji Atticus siadając z gazetą w fotelu zawołał:
- Smyk, gotów do czytania?
Przelał się mój kielich goryczy, więc wybiegłam na werandę. Atticus przyszedł tam za mną.
- Co ci jest, Smyku?
Oświadczyłam Atticusowi, że czuję się jakoś nie bardzo i chyba, jeśli on nie ma nic przeciwko temu, nie będę już chodziła do szkoły.
Atticus usiadł na huśtawce i założył nogę na nogę. [...] Czekał uprzejmie, w milczeniu, podczas gdy ja się biedziłam, czym wzmocnić swoją pozycję. [...] Po trochu odsłoniłam przed nim całe dno nieszczęść tego dnia.
- ...i ona powiedziała, że uczysz mnie nie jak trzeba, więc już nigdy nie możemy czytać, już nigdy. Błagam pozwól mi tam nie chodzić. Błagam, ojcze.
Atticus wstał i poszedł na koniec werandy. Gdy już dokładnie przyjrzał się glicyniom, wrócił do mnie. [...]
- Wiesz co to jest kompromis? – zapytał.
- Naginanie przepisów?
- Nie, układ osiągnięty na drodze wzajemnych ustępstw. To będzie polegało na tym: jeżeli pogodzisz się z koniecznością chodzenia do szkoły, będziemy czytać co wieczór, jak zwykle. Umowa stoi?
- Tak.
- Więc uważamy ją za przypieczętowaną... [...] Ale... ale Smyku, lepiej w szkole nie mów o tej naszej umowie.
- Dlaczego?
- Obawiam się, że nasza działalność nie przypadłaby szczególnie do gustu czynnikom bardziej oświeconym.
Oboje z Jemem byliśmy przyzwyczajeni do prawniczych sformułowań naszego ojca: w każdej chwili mogliśmy mu przerywać i pytać o to, czegośmy nie rozumieli.
- Hę?
- Nigdy nie chodziłem do szkoły – wypowiedział się przystępniej Atticus – ale mam wrażenie, że jeśli powiesz pannie Caroline, że zawsze po kolacji czytamy, ona się na mnie uweźmie, a ja nie chciałbym, żeby się na mnie uwzięła.”
(Harper Lee, „Zabić drozda”)
Zamiast komentarza, pozwolę sobie zadedykować pani minister Katarzynie Hall co następuje:
„Panna Caroline rozpoczęła dzień od przeczytania nam powiastki o kotach. Koty wiodły ze sobą długie rozmowy, chodziły w ładnych ubrankach i mieszkały w ciepłym domku pod piecem kuchennym. [...] Doczytała powiastkę do końca i wyraziła swój zachwyt:
- Jej, jej. Prawda, że to śliczne?
Potem podeszła do tablicy, wypisała bardzo wyraźnie wielkie drukowane litery alfabetu i zapytała:
- Wie kto z was, co to jest?
Wszyscy wiedzieli, w lwiej części ta pierwsza klasa składała się z dzieci, które nie przeszły do drugiej.
Panna Caroline wybrała mnie [...]: odczytując alfabet zobaczyłam, jak między jej brwiami ukazuje się nikła zmarszczka, ale kazała mi jeszcze przeczytać prawie cały elementarz, a potem notowania giełdowe z „Kroniki Codziennej Mobile”, zanim odkryła, że nie jestem analfabetką; wtedy spojrzała na mnie z czymś więcej niż lekki niesmak. Powiedziała, że mam powtórzyć ojcu, żeby mnie już nie uczył, bo to przeszkadza w nauce czytania. [...]
- Powiesz teraz ojcu, żeby cię już nie uczył. Naukę czytania najlepiej zaczynać z umysłem zupełnie świeżym. Więc mu powiesz, że odtąd ja się tym zajmę i będę próbowała naprawić tę szkodę...
- Co, proszę pani?
- Twój ojciec nie wie, jak trzeba uczyć. Możesz usiąść. [...]
Wiedziałam już, że sprawiłam pannie Caroline przykrość, więc żeby już jej nie przeszkadzać, wyglądałam przez okno, dopóki nie zabrzmiał dzwonek; podczas przerwy na boisku odciął mnie od stadka pierwszoklasistów Jem. Zapytał, jak mi idzie. Zdałam mu relację. [...]
- Nie przejmuj się, Smyk – pocieszył mnie Jem. – Nasza pani nauczycielka mówi, że panna Caroline wprowadza nowy sposób nauczania. Uczyli ją tego w seminarium. To ma być lada moment we wszystkich klasach. [...] To się nazywa System Dziesiętny Deweya. [...]
System Dziesiętny Deweya polegał między innymi na tym, że panna Caroline wymachiwała o nas tekturkami, na których były wydrukowane napisy KOT, LIS, OSA, LAS i TY. Wyraźnie nie oczekiwała od nas żadnych uwag więc klasa przyjmowała te impresjonistyczne objawienia w ciszy. Z nudów zabrałam się za pisanie listu do Dilla. Panna Caroline przyłapała mnie na tym i kazała powiedzieć ojcu, żeby mnie już nie uczył pisać.
- Poza tym – dodała – my w pierwszej klasie uczymy się tylko drukowanych literek. Pisać będziesz dopiero w trzeciej klasie. [...]
Po kolacji Atticus siadając z gazetą w fotelu zawołał:
- Smyk, gotów do czytania?
Przelał się mój kielich goryczy, więc wybiegłam na werandę. Atticus przyszedł tam za mną.
- Co ci jest, Smyku?
Oświadczyłam Atticusowi, że czuję się jakoś nie bardzo i chyba, jeśli on nie ma nic przeciwko temu, nie będę już chodziła do szkoły.
Atticus usiadł na huśtawce i założył nogę na nogę. [...] Czekał uprzejmie, w milczeniu, podczas gdy ja się biedziłam, czym wzmocnić swoją pozycję. [...] Po trochu odsłoniłam przed nim całe dno nieszczęść tego dnia.
- ...i ona powiedziała, że uczysz mnie nie jak trzeba, więc już nigdy nie możemy czytać, już nigdy. Błagam pozwól mi tam nie chodzić. Błagam, ojcze.
Atticus wstał i poszedł na koniec werandy. Gdy już dokładnie przyjrzał się glicyniom, wrócił do mnie. [...]
- Wiesz co to jest kompromis? – zapytał.
- Naginanie przepisów?
- Nie, układ osiągnięty na drodze wzajemnych ustępstw. To będzie polegało na tym: jeżeli pogodzisz się z koniecznością chodzenia do szkoły, będziemy czytać co wieczór, jak zwykle. Umowa stoi?
- Tak.
- Więc uważamy ją za przypieczętowaną... [...] Ale... ale Smyku, lepiej w szkole nie mów o tej naszej umowie.
- Dlaczego?
- Obawiam się, że nasza działalność nie przypadłaby szczególnie do gustu czynnikom bardziej oświeconym.
Oboje z Jemem byliśmy przyzwyczajeni do prawniczych sformułowań naszego ojca: w każdej chwili mogliśmy mu przerywać i pytać o to, czegośmy nie rozumieli.
- Hę?
- Nigdy nie chodziłem do szkoły – wypowiedział się przystępniej Atticus – ale mam wrażenie, że jeśli powiesz pannie Caroline, że zawsze po kolacji czytamy, ona się na mnie uweźmie, a ja nie chciałbym, żeby się na mnie uwzięła.”
(Harper Lee, „Zabić drozda”)
Anna Dzierzgowska, 11 października 2009
Zobacz też:
...a sześciolatki w przedszkolach uczą się potajemnie