Premier Jarosław Kaczyński podsumował pierwszy rok swoich rządów, stanowiący, jego zdaniem, nieprzerwane pasmo sukcesów.
Wydana z tej okazji broszura liczy 73 strony. Zaczyna się od pochwał na temat gospodarki, energetyki, sposobu zarządzania pieniędzmi unijnymi, efektów zmian prawa i poprawy bezpieczeństwa. Na kolejnych kartkach „przyspiesza budowa i remonty dróg”. Gdybym nie widziała białego miasteczka i nie słuchała o strajkach lekarzy, być może mogłabym uwierzyć w reformę opieki zdrowotnej. Przedzieram się dalej przez sukcesy zagraniczne, poprawę sytuacji na wsi i w armii, żeby na samym końcu dotrzeć do rozdziału „Więcej bezpieczeństwa w szkole”. Sześćdziesiąta druga strona dobrze oddaje miejsce edukacji w polityce rządu. Niecałe trzy i pół strony wystarczyły, aż nadto na opis działań w edukacji i to łącznie ze szkolnictwem wyższym.
Za sukces w oświacie premier uznał program „Zero tolerancji”. Szkoda, że jak wynika z publikowanego w Monitorze listu Macieja Osucha do Rzecznika Praw Dziecka, takiego programu po prostu nigdzie nie ma. Trzeba też mieć bardzo naiwne poglądy na wychowanie dzieci, żeby uwierzyć, że „specjalistyczne kontrole w szkole”, czyli trójki Giertycha, naprawdę przyczyniły się do „wyeliminowania aktów przemocy”. Nic na to nie wskazuje.
Rząd podobno również zadbał o „łatwiejszy dostęp do edukacji dla dzieci z biedniejszych rodzin”. W jaki sposób? Zarezerwował pieniądze na dopłaty do zakupu podręczników i mundurków. Warto jednak przypomnieć, że wszystkie poprzednie rządy dofinansowywały wyprawki, podręczniki i żywienie w szkołach. Mimo to, nie czepiałabym się tego fragmentu, uznając to działanie za potrzebne, gdyby nie fakt, że prezentując raport pan premier okrasił go własnym komentarzem.
Cytuję za „Gazetą Edukacyjną”: „My chcemy po prostu – mówił premier – żeby ktoś z kulturalnej rodziny, dobrze wychowany, nieagresywny – czy nie nadmiernie agresywny, bo wiadomo, że w tym wieku szczególnie młodzi chłopcy przejawiają pewną agresję – mógł się w szkole czuć spokojnie, mógł się tam uczyć”.
Ta wypowiedź wpisuje się w sposób myślenia szefa rządu o państwie i obywatelach, których na każdym kroku dzieli się na: właściwych, porządnych, słusznie myślących, stojących nie tam, gdzie stało ZOMO, (niepotrzebne skreślić, można też dopisać własne określenia) i na pozostałych. Do tej pory ten podział nie dotyczył dzieci, teraz objął także ich. Mamy więc uczniów z dobrych rodzin, którym należy się bezpieczna szkoła i pozostałych, dla których minister Giertych już szykuje ośrodki wsparcia wychowawczego.
A przecież jeśli oświata ma stanowić mechanizm likwidowania barier, a taka jest jej rola, to im trudniejsze środowisko dziecka, tym większe obowiązki spadają na szkołę. Nauczyciele muszą umiejętnie rozpoznawać specyficzne potrzeby uczniów związane z biedą w domu, z bezrobociem rodziców, z patologią, z wyuczoną bezradnością dorosłych. Po to, aby na miarę możliwości, niwelować różnice społeczne i zapobiegać wykluczeniu dzieci. Bo jeśli pedagodzy im nie pomogą, to kto ma to zrobić? A jeśli nie teraz, to kiedy? Im trudniejsze warunki domowe dziecka, tym bezpieczniejsza i pełna zrozumienia powinna być szkoła.
Miniony rok nie był dobry dla edukacji. Wypowiedź premiera nie daje nadziei, że następny będzie choć nieco lepszy.
Wydana z tej okazji broszura liczy 73 strony. Zaczyna się od pochwał na temat gospodarki, energetyki, sposobu zarządzania pieniędzmi unijnymi, efektów zmian prawa i poprawy bezpieczeństwa. Na kolejnych kartkach „przyspiesza budowa i remonty dróg”. Gdybym nie widziała białego miasteczka i nie słuchała o strajkach lekarzy, być może mogłabym uwierzyć w reformę opieki zdrowotnej. Przedzieram się dalej przez sukcesy zagraniczne, poprawę sytuacji na wsi i w armii, żeby na samym końcu dotrzeć do rozdziału „Więcej bezpieczeństwa w szkole”. Sześćdziesiąta druga strona dobrze oddaje miejsce edukacji w polityce rządu. Niecałe trzy i pół strony wystarczyły, aż nadto na opis działań w edukacji i to łącznie ze szkolnictwem wyższym.
Za sukces w oświacie premier uznał program „Zero tolerancji”. Szkoda, że jak wynika z publikowanego w Monitorze listu Macieja Osucha do Rzecznika Praw Dziecka, takiego programu po prostu nigdzie nie ma. Trzeba też mieć bardzo naiwne poglądy na wychowanie dzieci, żeby uwierzyć, że „specjalistyczne kontrole w szkole”, czyli trójki Giertycha, naprawdę przyczyniły się do „wyeliminowania aktów przemocy”. Nic na to nie wskazuje.
Rząd podobno również zadbał o „łatwiejszy dostęp do edukacji dla dzieci z biedniejszych rodzin”. W jaki sposób? Zarezerwował pieniądze na dopłaty do zakupu podręczników i mundurków. Warto jednak przypomnieć, że wszystkie poprzednie rządy dofinansowywały wyprawki, podręczniki i żywienie w szkołach. Mimo to, nie czepiałabym się tego fragmentu, uznając to działanie za potrzebne, gdyby nie fakt, że prezentując raport pan premier okrasił go własnym komentarzem.
Cytuję za „Gazetą Edukacyjną”: „My chcemy po prostu – mówił premier – żeby ktoś z kulturalnej rodziny, dobrze wychowany, nieagresywny – czy nie nadmiernie agresywny, bo wiadomo, że w tym wieku szczególnie młodzi chłopcy przejawiają pewną agresję – mógł się w szkole czuć spokojnie, mógł się tam uczyć”.
Ta wypowiedź wpisuje się w sposób myślenia szefa rządu o państwie i obywatelach, których na każdym kroku dzieli się na: właściwych, porządnych, słusznie myślących, stojących nie tam, gdzie stało ZOMO, (niepotrzebne skreślić, można też dopisać własne określenia) i na pozostałych. Do tej pory ten podział nie dotyczył dzieci, teraz objął także ich. Mamy więc uczniów z dobrych rodzin, którym należy się bezpieczna szkoła i pozostałych, dla których minister Giertych już szykuje ośrodki wsparcia wychowawczego.
A przecież jeśli oświata ma stanowić mechanizm likwidowania barier, a taka jest jej rola, to im trudniejsze środowisko dziecka, tym większe obowiązki spadają na szkołę. Nauczyciele muszą umiejętnie rozpoznawać specyficzne potrzeby uczniów związane z biedą w domu, z bezrobociem rodziców, z patologią, z wyuczoną bezradnością dorosłych. Po to, aby na miarę możliwości, niwelować różnice społeczne i zapobiegać wykluczeniu dzieci. Bo jeśli pedagodzy im nie pomogą, to kto ma to zrobić? A jeśli nie teraz, to kiedy? Im trudniejsze warunki domowe dziecka, tym bezpieczniejsza i pełna zrozumienia powinna być szkoła.
Miniony rok nie był dobry dla edukacji. Wypowiedź premiera nie daje nadziei, że następny będzie choć nieco lepszy.
Irena Dzierzgowska, 29 lipca 2007
Zobacz też:
Zero tolerancji i przygotowanie do życia we wspólnocie narodowej