Gdy tekę ministra edukacji stracił Roman Giertych wydawało się, że może już być tylko lepiej. Nadal nam się tak wydaje, ale... Przyszłość jest niejasna, a jej przewidywanie, to jak wróżenie z fusów.
Mianowanie ministrem Ryszarda Legutko nawiązuje do tradycji powoływania na to stanowisko profesorów. Cóż kiedy ta zasada słuszna była w czasie, gdy MEN zajmował się również wyższymi uczelniami. Teraz ta sytuacja jest inna i na czele resortu dobrze byłoby mieć fachowca, który zna strukturę i sposób zarządzania oświatą. Lecz to niewielki zarzut, bo minister Legutko istotnie od wielu lat interesował się edukacją i dużo o niej pisał. Janina Zawadowska kilkakrotnie polemizowała z obecnym ministrem. Mam przed sobą jej tekst z 2002 roku, który świetnie ukazuje przekonania i idee pana profesora. Oto znaczący fragment:
„Ale i w tej sprawie R. Legutko ma inne zdanie: Przyczyną „obiektywną” upadku oświaty jest jej... masowość!!! „Jeśli chcemy masowości to będziemy mieć szkołę..., w której następuje równanie do stale obniżającego się dolnego poziomu..”. Powszechność nauczania, jedno z najważniejszych osiągnięć XX wieku, to niepotrzebne wpychanie ciemnych mas na salony kultury! Święta racja, Panie Profesorze, zamknijmy licea, zostawmy 2% szkół kończących się maturą. Wpuśćmy tam 2% najzdolniejszej młodzieży! I naprawdę będzie świetnie! Poziom będzie w nich nadzwyczajny! Nawiążemy do tradycji z ostatnich 200 lat! Zwłaszcza z początków tej epoki!”
Pan Ryszard Legutko ma ugruntowane poglądy na temat edukacji i jasne plany dotyczące koniecznych zmian. Wyliczmy najważniejsze:
1. Już w pierwszych dniach urzędowania minister zmienił kanon lektur. Tym razem skutecznie. Wraz z lekturami zmienione zostały podstawy programowe z języka polskiego i matematyki. Takie działania ministra, na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego powinny być zabronione, bo wprowadzają chaos i zamieszanie. Nauczyciele mieli już wybrane programy i podręczniki a niektórzy przygotowali sobie także rozkłady materiałów. Zaskakiwanie tak późną zmianą jest lekceważeniem ich pracy. Rozporządzenie zostało opublikowane 31 sierpnia 2007, a weszło w życie 1 września br. To igranie z prawem.
2. Na pochwałę zasługują natomiast szybkie decyzje ministra dotyczące wpisania do ustawy o systemie oświaty alternatywnych form przedszkolnych. I działania związane z kwestią emerytur w Karcie Nauczyciela. A także starania o efektywne wykorzystanie środków Unii Europejskiej.
3. Mówiąc o planach MEN Ryszard Legutko zaczął od określenia wizji absolwenta polskiej edukacji. Ma to być „polski inteligent, jako członek prawdziwej elity społecznej, kreującej wzorce postaw dla całego społeczeństwa”. To określenie musi jednak dziwić. Już dziś maturę uzyskuje znacznie więcej niż połowa młodzieży z każdego rocznika. Większość – elitą? Wzorce postaw kreowane przez większość? Dla kogo?
4. Podoba mi się natomiast wymóg równowagi między humanistyką a naukami ścisłymi. To jednak tymczasem puste hasło.
5. Rozsądne jest również dopuszczenie na maturze filozofii, łaciny i historii sztuki. Jestem przekonana, podobnie jak minister, że szkoły powinny wprowadzać możliwość nauki języków klasycznych – łaciny i greki. Oczywiście o ile są uczniowie, którzy chcą się tych przedmiotów uczyć.
6. Zgadzam się także z ministrem Legutko, że potrzebne jest nauczanie języka obcego od pierwszej klasy szkoły podstawowej. I akceptuję również działania ministra związane z maturą z matematyki w 2010 roku.
7. Niejasne i trudne do oceny są zapowiedzi wdrożenia programu „Zdolny uczeń”. Na czym ten program miałby polegać i jak będzie realizowany, tego nie wiadomo. Trzeba mieć nadzieję, że nie będzie to powrót do pomysłu oddzielnych, dodatkowo finansowanych, szkół dla zdolnej młodzieży.
8. Niepokoją plany MEN dotyczące ośrodków wsparcia wychowawczego. Ministerstwo chce wprawdzie zrezygnować z niektórych planowanych wcześniej rozwiązań, jak np. zmiany w kodeksie karnym. Ale sama idea szkół dla trudnej młodzieży, do której można będzie kierować ucznia „na chwilę” z nadzieją szybkiej resocjalizacji jest iluzją, Niestety, dosyć groźną.
9. Spore wątpliwości budzą zapowiedzi ewentualnej weryfikacji podręczników szkolnych. Procedury zatwierdzania podręczników powinny być przede wszystkim oparte na merytorycznych opiniach i wolne od jakichkolwiek nacisków ideologicznych. Czy taki będzie tryb weryfikacji? Trudno w to uwierzyć.
10. Najbardziej kontrowersyjne są opinie Ryszarda Legutko na temat edukacji seksualnej w szkole. Tu już żadne omówienia nie wystarczą. Głos ma sam minister:
„Pomysł uczenia antykoncepcji w szkołach wydaje mi się śmieszny. Tak jak śmieszne mi się wydawało, by w szkole uczyć wypełniania PIT-ów. Nie, w szkole nie powinno się uczyć wypełniania PIT-ów. Są różne możliwości nauczenia się jednego i drugiego poza szkołą ...(...) Ja nawet nie wiem, jako jest spodziewany efekt edukacji seksualnej. Mniejsza ilość niechcianych ciąż? (...) W niektórych krajach to jest tak: kiedy młoda dama dostaje pierwszy okres, to mama zabiera ją do lekarza, który jej przepisuje pigułkę. I nie ma niechcianych ciąż. Po co to całe zawracanie głowy z edukacją seksualną w szkole? Edukuje ją mama i lekarz. Inne mamy wolą inaczej edukować w tym zakresie. Nie angażujmy w to szkoły, bo to materia indywidualna, rodzinna i środowiskowa. Zwolennicy edukacji seksualnej zrobili z niej coś w rodzaju nowej religii, i dlatego wywołują stałe konflikty światopoglądowe. Takich konfliktów trzeba unikać” (Wywiad Adama Leszczynskiego z Ryszardem Legutko, Gazeta Wyborcza, 4 września 2007).
Ten, przydługi cytat dobrze ilustruje myślenie ministra Legutki o szkole. Może i wdalibyśmy się w dłuższą polemikę, gdyby nie nadzieja, że już za parę dni sejm się rozwiąże, odbędą się nowe wybory i być może pojawi się nowy minister edukacji... Poczekamy.
Redakcja „Monitora” będzie nadal uważnie obserwować i komentować poczynania ministra edukacji narodowej. Tego i następnych.
Mianowanie ministrem Ryszarda Legutko nawiązuje do tradycji powoływania na to stanowisko profesorów. Cóż kiedy ta zasada słuszna była w czasie, gdy MEN zajmował się również wyższymi uczelniami. Teraz ta sytuacja jest inna i na czele resortu dobrze byłoby mieć fachowca, który zna strukturę i sposób zarządzania oświatą. Lecz to niewielki zarzut, bo minister Legutko istotnie od wielu lat interesował się edukacją i dużo o niej pisał. Janina Zawadowska kilkakrotnie polemizowała z obecnym ministrem. Mam przed sobą jej tekst z 2002 roku, który świetnie ukazuje przekonania i idee pana profesora. Oto znaczący fragment:
„Ale i w tej sprawie R. Legutko ma inne zdanie: Przyczyną „obiektywną” upadku oświaty jest jej... masowość!!! „Jeśli chcemy masowości to będziemy mieć szkołę..., w której następuje równanie do stale obniżającego się dolnego poziomu..”. Powszechność nauczania, jedno z najważniejszych osiągnięć XX wieku, to niepotrzebne wpychanie ciemnych mas na salony kultury! Święta racja, Panie Profesorze, zamknijmy licea, zostawmy 2% szkół kończących się maturą. Wpuśćmy tam 2% najzdolniejszej młodzieży! I naprawdę będzie świetnie! Poziom będzie w nich nadzwyczajny! Nawiążemy do tradycji z ostatnich 200 lat! Zwłaszcza z początków tej epoki!”
Pan Ryszard Legutko ma ugruntowane poglądy na temat edukacji i jasne plany dotyczące koniecznych zmian. Wyliczmy najważniejsze:
1. Już w pierwszych dniach urzędowania minister zmienił kanon lektur. Tym razem skutecznie. Wraz z lekturami zmienione zostały podstawy programowe z języka polskiego i matematyki. Takie działania ministra, na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego powinny być zabronione, bo wprowadzają chaos i zamieszanie. Nauczyciele mieli już wybrane programy i podręczniki a niektórzy przygotowali sobie także rozkłady materiałów. Zaskakiwanie tak późną zmianą jest lekceważeniem ich pracy. Rozporządzenie zostało opublikowane 31 sierpnia 2007, a weszło w życie 1 września br. To igranie z prawem.
2. Na pochwałę zasługują natomiast szybkie decyzje ministra dotyczące wpisania do ustawy o systemie oświaty alternatywnych form przedszkolnych. I działania związane z kwestią emerytur w Karcie Nauczyciela. A także starania o efektywne wykorzystanie środków Unii Europejskiej.
3. Mówiąc o planach MEN Ryszard Legutko zaczął od określenia wizji absolwenta polskiej edukacji. Ma to być „polski inteligent, jako członek prawdziwej elity społecznej, kreującej wzorce postaw dla całego społeczeństwa”. To określenie musi jednak dziwić. Już dziś maturę uzyskuje znacznie więcej niż połowa młodzieży z każdego rocznika. Większość – elitą? Wzorce postaw kreowane przez większość? Dla kogo?
4. Podoba mi się natomiast wymóg równowagi między humanistyką a naukami ścisłymi. To jednak tymczasem puste hasło.
5. Rozsądne jest również dopuszczenie na maturze filozofii, łaciny i historii sztuki. Jestem przekonana, podobnie jak minister, że szkoły powinny wprowadzać możliwość nauki języków klasycznych – łaciny i greki. Oczywiście o ile są uczniowie, którzy chcą się tych przedmiotów uczyć.
6. Zgadzam się także z ministrem Legutko, że potrzebne jest nauczanie języka obcego od pierwszej klasy szkoły podstawowej. I akceptuję również działania ministra związane z maturą z matematyki w 2010 roku.
7. Niejasne i trudne do oceny są zapowiedzi wdrożenia programu „Zdolny uczeń”. Na czym ten program miałby polegać i jak będzie realizowany, tego nie wiadomo. Trzeba mieć nadzieję, że nie będzie to powrót do pomysłu oddzielnych, dodatkowo finansowanych, szkół dla zdolnej młodzieży.
8. Niepokoją plany MEN dotyczące ośrodków wsparcia wychowawczego. Ministerstwo chce wprawdzie zrezygnować z niektórych planowanych wcześniej rozwiązań, jak np. zmiany w kodeksie karnym. Ale sama idea szkół dla trudnej młodzieży, do której można będzie kierować ucznia „na chwilę” z nadzieją szybkiej resocjalizacji jest iluzją, Niestety, dosyć groźną.
9. Spore wątpliwości budzą zapowiedzi ewentualnej weryfikacji podręczników szkolnych. Procedury zatwierdzania podręczników powinny być przede wszystkim oparte na merytorycznych opiniach i wolne od jakichkolwiek nacisków ideologicznych. Czy taki będzie tryb weryfikacji? Trudno w to uwierzyć.
10. Najbardziej kontrowersyjne są opinie Ryszarda Legutko na temat edukacji seksualnej w szkole. Tu już żadne omówienia nie wystarczą. Głos ma sam minister:
„Pomysł uczenia antykoncepcji w szkołach wydaje mi się śmieszny. Tak jak śmieszne mi się wydawało, by w szkole uczyć wypełniania PIT-ów. Nie, w szkole nie powinno się uczyć wypełniania PIT-ów. Są różne możliwości nauczenia się jednego i drugiego poza szkołą ...(...) Ja nawet nie wiem, jako jest spodziewany efekt edukacji seksualnej. Mniejsza ilość niechcianych ciąż? (...) W niektórych krajach to jest tak: kiedy młoda dama dostaje pierwszy okres, to mama zabiera ją do lekarza, który jej przepisuje pigułkę. I nie ma niechcianych ciąż. Po co to całe zawracanie głowy z edukacją seksualną w szkole? Edukuje ją mama i lekarz. Inne mamy wolą inaczej edukować w tym zakresie. Nie angażujmy w to szkoły, bo to materia indywidualna, rodzinna i środowiskowa. Zwolennicy edukacji seksualnej zrobili z niej coś w rodzaju nowej religii, i dlatego wywołują stałe konflikty światopoglądowe. Takich konfliktów trzeba unikać” (Wywiad Adama Leszczynskiego z Ryszardem Legutko, Gazeta Wyborcza, 4 września 2007).
Ten, przydługi cytat dobrze ilustruje myślenie ministra Legutki o szkole. Może i wdalibyśmy się w dłuższą polemikę, gdyby nie nadzieja, że już za parę dni sejm się rozwiąże, odbędą się nowe wybory i być może pojawi się nowy minister edukacji... Poczekamy.
Redakcja „Monitora” będzie nadal uważnie obserwować i komentować poczynania ministra edukacji narodowej. Tego i następnych.
Irena Dzierzgowska, 5 września 2007