Minister Roman Giertych wrócił z urlopu i na konferencji prasowej ogłosił silne szarpnięcie cuglami oświaty. To mało śmieszne porównanie dobrze oddaje stosunek ministra do edukacji. Zamiast partnerskich stosunków, wspólnego ustalania kierunków działania, zamiast debaty i fachowych konsultacji zarządzanie za pomocą lejców i bata.
Ostatnie pomysły Ministra nie są żadną rewelacją. Chyba każdy rozsądny nauczyciel mówił swoim uczniom, że komórek nie używa się na lekcji. Mundurki niektóre szkoły wprowadziły już kilka lat temu. Można by się zupełnie nie przejmować zapowiedziami Giertycha, jest jednak kilka powodów, które czynią je niebezpiecznymi.
Po pierwsze Roman Giertych zajmuje się sprawami, które do niego nie należą, a nie zajmuje się swoimi statutowymi zadaniami. Może to i lepiej. Zakaz używania komórek nic złego nie zrobi, znacznie groźniejsze dla edukacji byłoby zainteresowanie Giertycha kształceniem nauczycieli, podstawą programową czy równością płci. Można się jednak obawiać, i to jest problem niebłahy, że aktywność Ministra spowoduje mniejszą odpowiedzialność samego środowiska: dyrektorów, nauczycieli, wychowawców. Do tej pory to szkoła odpowiadała za system kar i nagród zapisany w statucie, teraz wykona tylko zalecenia Ministra. Tymczasem od wielu lat wiadomo, że im większy wpływ samej szkoły, tym bardziej konkretnie i efektywnie radzi sobie ona z problemami. Już w 1989 roku Ministrowie Edukacji Wspólnoty Europejskiej, w raporcie „Schools and Quality”, zalecali władzom oświatowym „bronić wolności każdej szkoły”. Mimo upływu lat zalecenie jest nadal aktualne.
Drugi, niebezpieczny aspekt aktywności Ministra to tworzenie czarnej wizji polskiej edukacji. Przemoc, przestępczość, bezradność, strach – czy tak naprawdę wygląda szkolna rzeczywistość? W tej ocenie brakuje równowagi, w ogóle nie ma pozytywów, obraz malowany przez Romana Giertycha może skutecznie zniechęcić do szkoły każdego ucznia i nauczyciela. Jeśli gimnazjaliści z ust najwyższego urzędnika oświatowego słyszą wielokrotnie, że gimnazjum to kiepska szkoła, że należałoby ją zamknąć, że to źródło patologii i przemocy, to można się spodziewać, że ich zapał do nauki i szacunek do szkoły nie wzrosną. Posłuchajmy, jak o oświacie pisał Peter F. Drucker: „W społeczeństwie wiedzy ludzie muszą się nauczyć jak się uczyć. (...) Ale uczenie się przez całe życie wymaga także, by uczenie się było atrakcyjne, by stawało się satysfakcją samą w sobie, czymś, czego jednostka rzeczywiście pragnie”. Jakże to inny język i jak inne spojrzenie na naukę.
Trzecim elementem, który budzi już nie obawy lecz protest to wszechobecny strach, jako metoda działania. Minister wzywa kuratorów i nakazuje im, w jaki sposób mają sprawować nadzór oświatowy. Kuratorzy już wiedzą, że trzeba być posłusznym, inaczej spotka ich los pomorskiego kuratora oświaty, który pożegnał się ze stanowiskiem, mimo, że był naprawdę świetnym, fachowcem, dobrze przygotowanym do swojej funkcji. „Trójki Giertycha”, jak widać z ostatnich wypowiedzi, weszły do szkoły nie po to, żeby coś poznać i w czymś pomóc, ale żeby pogrozić palcem. Ten, kto był szczery w rozmowie z trójką i ujawnił naturalne w szkole problemy zostanie ukarany. Mundurki szkolne staną się nie symbolem dumy lecz karą dla uczniów, których szkoły zostały kiepsko ocenione przez kontrolerów Ministra. Już nie palcem, lecz pięścią pogrożono dyrektorom szkoły, którzy, jeśli nie podporządkują się zaleceniom kuratorów oświaty, albo podporządkują się niewłaściwie, zostaną w majestacie prawa wyrzuceni. Wreszcie, bójcie się uczniowie. Za łamanie zakazu używania komórki czekają Was kary, być może aż do przeniesienia do ośrodków specjalnych włącznie. Tworzy się restrykcyjno-donosicielski system oświaty, gdzie uczeń boi się nauczyciela, bo ten musi donieść o każdym przewinieniu dyrektorowi, nauczyciel boi się dyrektora, bo dyrektor obowiązany jest informować o wszystkim policję i sąd, dyrektor boi się kuratora, bo ten może w każdej chwili spowodować jego zwolnienie, a kurator boi się ministra, który wymaga absolutnego posłuszeństwa. Szkoda, że minister nie boi się premiera, który licząc na głosy LPR-u pozwala na dowolne, nawet zupełnie niedemokratyczne harce.
Tylko... Panie Ministrze, to już kiedyś było. Szkoły przez czterdzieści pięć lat nauczyły się żyć pod strachem i nieźle sobie radzić. Już byli władcy absolutni, którzy chcieli mieć wpływ na „rząd dusz” i marzyło im się, że centralnie będą decydować jakich ludzi wychowuje szkoła. Też chcieli, żeby absolwenci byli posłuszni, zdyscyplinowani, karni. Na szczęście nauczyciel zamykał drzwi klasy i starał się uczyć mądrze, nawet treści zakazanych. Mam nadzieję, że nadal będzie mógł to robić.
W XXI wieku uczenie strachem nie wychowa niezależnych, twórczych ludzi, mogących konkurować z pracownikami Krzemowej Doliny. W nowoczesnych koncepcjach kształcenia pojawiają się zupełnie inne wątki. Mówi się o motywacji do uczenia się przez całe życie, do uczenia krytycznego myślenia, odpowiedzialności za swoje czyny, a nie strachu przed karą:
„Co jest podstawowym celem w twojej szkole? Jeśli wydaje ci się, że istnieje ona po to, by formować uległych uczniów, którzy dążą do jednakowych celów mimo różnych stylów uczenia się, nie jesteś w tej ocenie odosobniony. Ta stara formuła edukacji została stworzona, żeby kształcić pracowników fabryk, którzy nie musieli myśleć samodzielnie. Dziś taka formuła powoduje, że wiele szkół boryka się z niskim poziomem nauczania, brakiem szacunku między uczniami i nauczycielami, a na pierwszy plan wysuwają się problemy bezpieczeństwa. W rezultacie uczniowie oraz ich rodziny są niezadowoleni, a nauczyciele i dyrekcja sfrustrowani.”
Romanowi Giertychowi polecam książkę „Edukacja wzbogacająca życie”, z której pochodzi cytowany fragment, i która uczy jak porozumienie bez przemocy przyczynia się do poprawy wyników nauczania, zmniejsza konflikty i poprawia relacje w środowisku szkolnym. Czas nauczyć się czegoś od fachowców, Panie Ministrze.
Irena Dzierzgowska
"Schools and Quality, An International Report OECD", Paris 1989
Peter F. Drucker, "Spoleczeństwo pokapitalistyczne", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1999
Marshall B. Rosenberg, "Edukacja wzbogacająca życie", Jacek Santorski& Co, Warszawa 2006
Ostatnie pomysły Ministra nie są żadną rewelacją. Chyba każdy rozsądny nauczyciel mówił swoim uczniom, że komórek nie używa się na lekcji. Mundurki niektóre szkoły wprowadziły już kilka lat temu. Można by się zupełnie nie przejmować zapowiedziami Giertycha, jest jednak kilka powodów, które czynią je niebezpiecznymi.
Po pierwsze Roman Giertych zajmuje się sprawami, które do niego nie należą, a nie zajmuje się swoimi statutowymi zadaniami. Może to i lepiej. Zakaz używania komórek nic złego nie zrobi, znacznie groźniejsze dla edukacji byłoby zainteresowanie Giertycha kształceniem nauczycieli, podstawą programową czy równością płci. Można się jednak obawiać, i to jest problem niebłahy, że aktywność Ministra spowoduje mniejszą odpowiedzialność samego środowiska: dyrektorów, nauczycieli, wychowawców. Do tej pory to szkoła odpowiadała za system kar i nagród zapisany w statucie, teraz wykona tylko zalecenia Ministra. Tymczasem od wielu lat wiadomo, że im większy wpływ samej szkoły, tym bardziej konkretnie i efektywnie radzi sobie ona z problemami. Już w 1989 roku Ministrowie Edukacji Wspólnoty Europejskiej, w raporcie „Schools and Quality”, zalecali władzom oświatowym „bronić wolności każdej szkoły”. Mimo upływu lat zalecenie jest nadal aktualne.
Drugi, niebezpieczny aspekt aktywności Ministra to tworzenie czarnej wizji polskiej edukacji. Przemoc, przestępczość, bezradność, strach – czy tak naprawdę wygląda szkolna rzeczywistość? W tej ocenie brakuje równowagi, w ogóle nie ma pozytywów, obraz malowany przez Romana Giertycha może skutecznie zniechęcić do szkoły każdego ucznia i nauczyciela. Jeśli gimnazjaliści z ust najwyższego urzędnika oświatowego słyszą wielokrotnie, że gimnazjum to kiepska szkoła, że należałoby ją zamknąć, że to źródło patologii i przemocy, to można się spodziewać, że ich zapał do nauki i szacunek do szkoły nie wzrosną. Posłuchajmy, jak o oświacie pisał Peter F. Drucker: „W społeczeństwie wiedzy ludzie muszą się nauczyć jak się uczyć. (...) Ale uczenie się przez całe życie wymaga także, by uczenie się było atrakcyjne, by stawało się satysfakcją samą w sobie, czymś, czego jednostka rzeczywiście pragnie”. Jakże to inny język i jak inne spojrzenie na naukę.
Trzecim elementem, który budzi już nie obawy lecz protest to wszechobecny strach, jako metoda działania. Minister wzywa kuratorów i nakazuje im, w jaki sposób mają sprawować nadzór oświatowy. Kuratorzy już wiedzą, że trzeba być posłusznym, inaczej spotka ich los pomorskiego kuratora oświaty, który pożegnał się ze stanowiskiem, mimo, że był naprawdę świetnym, fachowcem, dobrze przygotowanym do swojej funkcji. „Trójki Giertycha”, jak widać z ostatnich wypowiedzi, weszły do szkoły nie po to, żeby coś poznać i w czymś pomóc, ale żeby pogrozić palcem. Ten, kto był szczery w rozmowie z trójką i ujawnił naturalne w szkole problemy zostanie ukarany. Mundurki szkolne staną się nie symbolem dumy lecz karą dla uczniów, których szkoły zostały kiepsko ocenione przez kontrolerów Ministra. Już nie palcem, lecz pięścią pogrożono dyrektorom szkoły, którzy, jeśli nie podporządkują się zaleceniom kuratorów oświaty, albo podporządkują się niewłaściwie, zostaną w majestacie prawa wyrzuceni. Wreszcie, bójcie się uczniowie. Za łamanie zakazu używania komórki czekają Was kary, być może aż do przeniesienia do ośrodków specjalnych włącznie. Tworzy się restrykcyjno-donosicielski system oświaty, gdzie uczeń boi się nauczyciela, bo ten musi donieść o każdym przewinieniu dyrektorowi, nauczyciel boi się dyrektora, bo dyrektor obowiązany jest informować o wszystkim policję i sąd, dyrektor boi się kuratora, bo ten może w każdej chwili spowodować jego zwolnienie, a kurator boi się ministra, który wymaga absolutnego posłuszeństwa. Szkoda, że minister nie boi się premiera, który licząc na głosy LPR-u pozwala na dowolne, nawet zupełnie niedemokratyczne harce.
Tylko... Panie Ministrze, to już kiedyś było. Szkoły przez czterdzieści pięć lat nauczyły się żyć pod strachem i nieźle sobie radzić. Już byli władcy absolutni, którzy chcieli mieć wpływ na „rząd dusz” i marzyło im się, że centralnie będą decydować jakich ludzi wychowuje szkoła. Też chcieli, żeby absolwenci byli posłuszni, zdyscyplinowani, karni. Na szczęście nauczyciel zamykał drzwi klasy i starał się uczyć mądrze, nawet treści zakazanych. Mam nadzieję, że nadal będzie mógł to robić.
W XXI wieku uczenie strachem nie wychowa niezależnych, twórczych ludzi, mogących konkurować z pracownikami Krzemowej Doliny. W nowoczesnych koncepcjach kształcenia pojawiają się zupełnie inne wątki. Mówi się o motywacji do uczenia się przez całe życie, do uczenia krytycznego myślenia, odpowiedzialności za swoje czyny, a nie strachu przed karą:
„Co jest podstawowym celem w twojej szkole? Jeśli wydaje ci się, że istnieje ona po to, by formować uległych uczniów, którzy dążą do jednakowych celów mimo różnych stylów uczenia się, nie jesteś w tej ocenie odosobniony. Ta stara formuła edukacji została stworzona, żeby kształcić pracowników fabryk, którzy nie musieli myśleć samodzielnie. Dziś taka formuła powoduje, że wiele szkół boryka się z niskim poziomem nauczania, brakiem szacunku między uczniami i nauczycielami, a na pierwszy plan wysuwają się problemy bezpieczeństwa. W rezultacie uczniowie oraz ich rodziny są niezadowoleni, a nauczyciele i dyrekcja sfrustrowani.”
Romanowi Giertychowi polecam książkę „Edukacja wzbogacająca życie”, z której pochodzi cytowany fragment, i która uczy jak porozumienie bez przemocy przyczynia się do poprawy wyników nauczania, zmniejsza konflikty i poprawia relacje w środowisku szkolnym. Czas nauczyć się czegoś od fachowców, Panie Ministrze.
Irena Dzierzgowska
"Schools and Quality, An International Report OECD", Paris 1989
Peter F. Drucker, "Spoleczeństwo pokapitalistyczne", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1999
Marshall B. Rosenberg, "Edukacja wzbogacająca życie", Jacek Santorski& Co, Warszawa 2006
Irena Dzierzgowska, 11 lutego 2007