Monitor.edu.pl / Felietony Kanał RSS: Monitor Edukacji

Jaka będzie ta zmieniona oświata?

Kanał RSS: Newsy edukacyjne
W ostatni piątek, 2 marca 2007 roku, Sejm znacznie przyspieszył. Projekt „Ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty i niektórych innych ustaw” przeleciał jak burza przez Komisję Nadzwyczajną „Solidarne Państwo”. Bez głębszego namysłu i bez żadnych oporów posłowie przyjmowali jedną poprawkę za drugą. Zwłaszcza, że w komisji nie ma posłów opozycji, a przedstawicieli Związku Nauczycielstwa Polskiego nie dopuszczono do głosu. Jednomyślność zastąpiła dyskusję.

Trzy z proponowanych zmian zasługują na poważne omówienie. Pierwsza dotyczy wyboru dyrektora szkoły a jej konsekwencją będzie daleko idące upolitycznienie oświaty. Dotychczas zwycięzcę konkursu zatrudniała władza lokalna, a kurator mógł jedynie wnieść umotywowane zastrzeżenie. Teraz, zgodnie z nową propozycją poselską, dyrektora powoływać będzie organ prowadzący w porozumieniu z kuratorem oświaty. A to oznacza, że w każdej gminie i w każdym powiecie może się powtórzyć sytuacja, którą znamy z wyboru Beaty Florek na Łódzkiego Kuratora Oświaty. Wygrała dwa konkursy? Wygrała! Minister nie wniósł żadnych zastrzeżeń? Nie wniósł. Ale nie porozumiał się z wojewodą, skutecznie blokując zatrudnienie zwyciężczyni. Przy takim zapisie prawnym nic nie można było zrobić.

Teraz analogiczny problem dotyczyć będzie powoływania dyrektorów szkół. Partyjny Minister nie ukrywa, że na stanowiskach kuratorów oświaty chce widzieć wiernych sobie ludzi. Kuratorzy z kolei dostali broń, żeby nie powoływać niewygodnych dla siebie dyrektorów. Władze lokalne mogą być jedynie niemym i bezsilnym świadkiem.
Trzeba podkreślić, że tryb pracy nad tą propozycją jest złamaniem zasad demokracji i dobrych obyczajów. Szkoły prowadzone są przez samorządy lokalne, dokładające często z własnego budżetu niemałe kwoty. Jednak Sejm, wprowadzając tak istotną zmianę, nie tylko nie zwrócił się o opinię do władz terytorialnych, ale nawet ich nie powiadomił. Trudno to określić inaczej, niż kolejną próbą zawłaszczania państwa.

Druga ważna zmiana wprowadzona do ustawy o systemie oświaty dotyczy programu, który nosi mocno mylącą nazwę „Tani podręcznik”. W istocie w ustawie nie ma w ogóle mowy o cenach podręczników ani o dofinansowaniu rodzin, których nie stać na ich kupno. Jest natomiast znaczne ograniczenie wolności wyboru programów i podręczników przez nauczycieli. Reforma oświaty przyniosła nauczycielom nie tylko prawo wyboru programu i podręcznika spośród wszystkich dostępnych na rynku, ale również prawo do tworzenia własnych programów autorskich i posługiwania się dowolnymi, pasującymi do nich książkami. Teraz szkolny zestaw programów i podręczników wybierze rada pedagogiczna po zapoznaniu się z opinią rady rodziców. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że przykładowo, w szkole, w której pracuje sześcioro historyków i tak musi być wybrany jeden, obowiązujący wszystkich podręcznik. Nie można nie potraktować tego jak ograniczenia praw nauczycieli.

Nowa zasada: jedna szkoła, jeden program, jeden podręcznik na trzy lata, może doprowadzić do przykrych konsekwencji. Po pierwsze pojawia się zagrożenie korupcji, bo wielkie wydawnictwa zrobią wszystko, aby to ich książki zostały wydane. Po drugie, kiedy już wybór na trzy lata będzie dokonany, kto zabroni wydawcy podnosić i to znacznie, ceny? Wreszcie po trzecie zastopuje to rynek autorów, którzy nie będą ryzykowali podjęcia się beznadziejnego zadania pisania nowych książek. A rynek wydawniczy, w którym nie ma mechanizmu zmian, to rynek martwy.

Trzecia zmiana dotyczy kompetencji rad rodziców. Ustawa oddaje w ich gestię, między innymi, uchwalanie, w porozumieniu z radę pedagogiczną programu wychowawczego, programu profilaktyki, opiniowanie programu finansowego i szkolnego zestawu programów i podręczników, wreszcie wyrażanie zgody na działanie w szkole stowarzyszeń lub innych organizacji.

Można by przyklasnąć projektowi poszerzenia uprawnień rodziców, gdyby nie złe sformułowania, które temu towarzyszą. Trzeba bowiem pamiętać, że w szkole mogą działać trzy organizacje: rada pedagogiczna, rada szkoły i rada rodziców. Dotychczas ich kompetencje były wyraźnie rozdzielone, obecne, zapisane w projekcie ustawy pokrywają się w znacznym stopniu. To będzie prowadzić do licznych konfliktów i sporów. Niejasność, jakie decyzje do kogo należą widać wyraźnie na przykładzie mundurków. Ustawa pozwala decydować o nich dyrektorowi szkoły, po zasięgnięciu rady rodziców. Ale przecież wprowadzenie jednolitego stroju szkolnego musi być zapisane w statucie szkoły. A projekt statutu opracowuje rada pedagogiczna a zatwierdza rada szkoły. Łatwo można sobie wyobrazić jaki bałagan zapanuje w szkole, w której te trzy przedstawicielstwa nie porozumieją się ze sobą!

Obligatoryjność rad rodziców nasuwa także pytanie: a co będzie jeśli rodzice nie zachcą skorzystać ze swoich praw i kandydować do rady? Dyrektor im nakaże, wylosuje, zmusi? Nie wydaje się zgodne z prawem nakładanie na kogokolwiek obowiązku korzystania z praw wyborczych.

Jaka więc będzie oświata po nowelizacji ustawy? Upolityczniona? Na pewno. Umundurowana? Być może o ile porozumieją się wszystkie, podejmujące decyzję instytucje przedstawicielskie. Na pewno ograniczone zostały prawa nauczycieli i kompetencje samorządu terytorialnego. Będzie więc to oświata znacznie mniej demokratyczna.
Irena Dzierzgowska, 4 marca 2007

Twoja opinia


Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Fundusze EOG Fundacja im. Stefana Batorego Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży