Wiadomość o odebraniu samorządom 700 mln € odbiła się szerokim echem w środowiskach oświatowych całego kraju.
Ministerstwo tłumaczy, że „przeniesienie tej kwoty do dyspozycji MEN wiąże się z:
1. kosztami programu MEN p. t. „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” oraz „Wyrównywania szans edukacyjnych i rozwoju kompetencji w regionach”,
2. organizowaniem zajęć pozalekcyjnych,
3. podwyżkami dla nauczycieli dla podniesienia ich prestiżu.
Oznacza to wcielenie w życie dawno znanej zasady z czasów PRL, że w „centrali” wiedzą najlepiej, czego potrzeba w najodleglejszej od stolicy wiosce. Rolę KC PZPR przejmuje IV Rzeczpospolita.
W tym samym oświadczeniu min. Giertych stwierdza, że „ten atak polityczny (artykuł w Gazecie Wyborczej z dnia 2.01.07) to obrona środowiska t. zw. edukatorów, które brało pieniądze na swoje prywatne stowarzyszenia”.
To ostatnie określenie jest nie tylko obraźliwe, ale też świadczy o niezrozumieniu, czym są pieniądze na szkolenia. Przeciwstawianie edukatorów nauczycielom jest kolejnym objawem braku znajomości przedmiotu, ponieważ, jak wiadomo, edukatorzy to nauczyciele, tylko dodatkowo przeszkoleni w zakresie wielce potrzebnych współczesnemu nauczycielowi umiejętności.
Stosując tę logikę można by uznać, że ZUS zabiera pieniądze dla siebie, a nie po to, żeby płacić nam renty i emerytury. Zasada pomocniczości, zapisana w Konstytucji jest również chyba w MEN nieznana – panuje tam pogląd, że im więcej państwa w państwie, tym lepiej, stąd kąśliwe uwagi o „prywatnych stowarzyszeniach i fundacjach”. A wydawało się, że prześladowanie „prywatnej inicjatywy” to przeszłość z okresu Bieruta!
Jest rzeczą nie ulegającą wątpliwości, że samorządy znają specyfikę swoich lokalnych społeczności znacznie lepiej, niż Ministerstwo. Doświadczenia ostatnich lat pokazują ile wspaniałych inicjatyw edukacyjnych powstaje w terenie, inicjatyw uwzględniających potrzeby regionu, jego rozwój ekonomiczny i społeczny. Samorządy też wiedzą najlepiej jak rozwijać istniejące inicjatywy o jak wspierać tworzenie się nowych.
Ciekawą konstrukcją intelektualną jest planowana podwyżka płac „w celu podniesienia prestiżu nauczyciela”. Łatwo obliczyć, że otrzymane dodatkowe 500 milionów, to po uwzględnieniu wszystkich składników i dodatków oznaczać będzie średnio podwyżkę ok. 40 zł. miesięcznie. Czy rzeczywiście nauczyciel zarabiający 1000 zł nie cieszy się prestiżem, a ten z pensją 1040 zł zyskuje taki prestiż automatyczne?
Wszystko to świadczy o bardzo niebezpiecznych tendencjach centralistycznych w państwie i nie braniu pod uwagę intencji dystrybutorów środków europejskich, którzy wyraźnie określają ich przeznaczenie.
Z funduszu „Inwestycje w kapitał ludzki” MEN podwoiło swój fundusz na „Wysoką jakość systemu edukacji”, natomiast zabrało samorządom pieniądze przeznaczone na upowszechnianie wychowania przedszkolnego, które decyduje o karierze intelektualnej dziecka, zwłaszcza pochodzącego ze środowiska zaniedbanego kulturowo – ze wsi i małych miast. Z tego funduszu samorządy płacą też stypendia i materiały dydaktyczne dla najbiedniejszych uczniów.
Ministerstwo tłumaczy, że „przeniesienie tej kwoty do dyspozycji MEN wiąże się z:
1. kosztami programu MEN p. t. „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” oraz „Wyrównywania szans edukacyjnych i rozwoju kompetencji w regionach”,
2. organizowaniem zajęć pozalekcyjnych,
3. podwyżkami dla nauczycieli dla podniesienia ich prestiżu.
Oznacza to wcielenie w życie dawno znanej zasady z czasów PRL, że w „centrali” wiedzą najlepiej, czego potrzeba w najodleglejszej od stolicy wiosce. Rolę KC PZPR przejmuje IV Rzeczpospolita.
W tym samym oświadczeniu min. Giertych stwierdza, że „ten atak polityczny (artykuł w Gazecie Wyborczej z dnia 2.01.07) to obrona środowiska t. zw. edukatorów, które brało pieniądze na swoje prywatne stowarzyszenia”.
To ostatnie określenie jest nie tylko obraźliwe, ale też świadczy o niezrozumieniu, czym są pieniądze na szkolenia. Przeciwstawianie edukatorów nauczycielom jest kolejnym objawem braku znajomości przedmiotu, ponieważ, jak wiadomo, edukatorzy to nauczyciele, tylko dodatkowo przeszkoleni w zakresie wielce potrzebnych współczesnemu nauczycielowi umiejętności.
Stosując tę logikę można by uznać, że ZUS zabiera pieniądze dla siebie, a nie po to, żeby płacić nam renty i emerytury. Zasada pomocniczości, zapisana w Konstytucji jest również chyba w MEN nieznana – panuje tam pogląd, że im więcej państwa w państwie, tym lepiej, stąd kąśliwe uwagi o „prywatnych stowarzyszeniach i fundacjach”. A wydawało się, że prześladowanie „prywatnej inicjatywy” to przeszłość z okresu Bieruta!
Jest rzeczą nie ulegającą wątpliwości, że samorządy znają specyfikę swoich lokalnych społeczności znacznie lepiej, niż Ministerstwo. Doświadczenia ostatnich lat pokazują ile wspaniałych inicjatyw edukacyjnych powstaje w terenie, inicjatyw uwzględniających potrzeby regionu, jego rozwój ekonomiczny i społeczny. Samorządy też wiedzą najlepiej jak rozwijać istniejące inicjatywy o jak wspierać tworzenie się nowych.
Ciekawą konstrukcją intelektualną jest planowana podwyżka płac „w celu podniesienia prestiżu nauczyciela”. Łatwo obliczyć, że otrzymane dodatkowe 500 milionów, to po uwzględnieniu wszystkich składników i dodatków oznaczać będzie średnio podwyżkę ok. 40 zł. miesięcznie. Czy rzeczywiście nauczyciel zarabiający 1000 zł nie cieszy się prestiżem, a ten z pensją 1040 zł zyskuje taki prestiż automatyczne?
Wszystko to świadczy o bardzo niebezpiecznych tendencjach centralistycznych w państwie i nie braniu pod uwagę intencji dystrybutorów środków europejskich, którzy wyraźnie określają ich przeznaczenie.
Z funduszu „Inwestycje w kapitał ludzki” MEN podwoiło swój fundusz na „Wysoką jakość systemu edukacji”, natomiast zabrało samorządom pieniądze przeznaczone na upowszechnianie wychowania przedszkolnego, które decyduje o karierze intelektualnej dziecka, zwłaszcza pochodzącego ze środowiska zaniedbanego kulturowo – ze wsi i małych miast. Z tego funduszu samorządy płacą też stypendia i materiały dydaktyczne dla najbiedniejszych uczniów.
Janina Zawadowska, 22 stycznia 2007
Zobacz też:
Europejskie pieniądze na zero tolerancji