<< Wstecz | Spis Treści | Dalej >> |
W marcu 2006 roku ówczesny wiceminister edukacji narodowej, Jarosław Zieliński (PiS) zapowiedział zmiany w Ustawie o systemie oświaty. Jedną z pierwszych poprawek, które zaplanowano, było wprowadzenie do ustawy „Alternatywnych form edukacji przedszkolnej”. Oznaczało to, że edukacja i wychowanie małych dzieci w takich ośrodkach (projekt pilotażowy finansowany ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego EFS) stanie się stałym elementem systemu oświaty i uzupełni sieć przedszkolną. Byłby to zapewne najważniejszy etap wyrównywania szans edukacyjnych dzieci, zwłaszcza ze środowisk zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem społecznym.
Wiek przedszkolny, który jest pierwszym i zasadniczym etapem tworzenia się nierówności edukacyjnych, jest jednocześnie tym okresem, kiedy najskuteczniej i najłatwiej można niwelować różnice wynikające z wpływu środowiska rodzinnego. Inwestycja w edukację przedszkolną powinna być więc zasadniczym elementem polityki wyrównywania szans edukacyjnych.
W Polsce jest to najbardziej zaniedbany obszar polityki edukacyjnej. Wskaźnik upowszechnienia edukacji przedszkolnej w Polsce jest najniższy w Unii Europejskiej. Do przedszkola uczęszcza 37% dzieci w wieku 3-5 lat, z tego na wsi – jedynie 14%; w ponad 800 gminach wiejskich nie ma ani jednego przedszkola. A przedszkole jest, jak dotąd, jedyną formą edukacyjną dla dzieci 3-6 letnich przewidzianą w ustawie.
Strategia lizbońska przewiduje, że do 2010 roku kraje członkowskie Unii Europejskiej powinny objąć opieką instytucjonalną przynajmniej 90% dzieci w wieku od 3 lat do rozpoczęcia obowiązku szkolnego oraz 33% dzieci do ukończenia trzeciego roku życia.
Po objęciu MEN przez Romana Giertycha zrezygnowano z tworzenia Alternatywnych Form Edukacji Przedszkolnej, co zapowiadał wcześniej minister Zieliński. 30 maja 2006 roku minister Giertych odwołał realizację postulatów PiS zawartych w programie „Solidarne Państwo”: nauka w szkole od szóstego roku życia i obowiązkowa „zerówka” dla pięciolatków. Minister stwierdził, że to rodzice zdecydują o oddaniu dzieci do przedszkola, co w przypadku nieistnienia tych placówek w większości wsi i małych miast, jest w istocie zablokowaniem rozwoju wychowania przedszkolnego w miejscach, gdzie tworzenie ich mogłoby być ważnym czynnikiem działań przeciw wykluczeniu społecznemu.
Warto przypomnieć,
że dzieje się to w roku 2007 ogłoszonym Europejskim Rokiem na rzecz
Równych Szans dla Wszystkich.
Już w pierwszym miesiącu po objęciu teki ministra edukacji Roman Giertych zapowiedział „błyskawiczne” zmiany w oświacie:
Dwie pierwsze zmiany miały być sfinansowane z budżetu państwa. Ta decyzja wzbudziła sprzeciw dyrektorów szkół: na system kamer i filtry stron internetowych przeznaczono pieniądze, które w założeniu miały poprawić sytuację materialną dzieci z najbiedniejszych rodzin.
Pomysłodawca takich rozwiązań pokazuje, że nie ma pojęcia o polskich szkołach. Zwłaszcza na wsi, gdzie przeciętna podstawówka ma 108 uczniów, co oznacza, że bardzo wiele z nich ma tych uczniów 20-30. Nauczyciele świetnie znają dzieci, często uczyli ich rodziców, z pewnością rozpoznają obcego. Takie kosztowne urządzenie w małych szkołach, cierpiących na stały brak funduszów, jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
Miejskie szkoły są większe, ale w przeciwieństwie do wielu krajów znacznie bogatszych od Polski, szkoły – molochy są u nas rzadkością.
Kilka dni później powstał pomysł rozwiązania problemu wagarów szkolnych. Nauczyciele mieliby prawo zgłosić nieobecność ucznia na komendę policji lub straży miejskiej. Funkcjonariusze musieliby sprawdzić, gdzie przebywa i co robi poszukiwany, odwiedzić go w domu lub przeszukać miejsca, gdzie najchętniej przebywają małoletni. Złapany uczeń pod przymusem będzie doprowadzany do szkoły. Realizacja obowiązku szkolnego przez dziecko podlega przede wszystkim kontroli rodziców, którzy za to odpowiadają. Policja, która ma trudności w zapewnieniu podstawowego bezpieczeństwa na ulicach otrzymałyby nowe, bardzo czasochłonne zadanie.
Obecnie w szkole mogą istnieć następujące przedstawicielstwa:
- Rada pedagogiczna
- Rada rodziców
- Rada szkoły
- Samorząd uczniowski.
Poza radą pedagogiczną, bez której nie można sobie wyobrazić funkcjonowania szkoły, pozostałe organy działają z różną aktywnością. Jest jednak wiele szkół, gdzie działają prężnie, a ich rola opiniodawcza jest nie do przecenienia.
Zawarta w znowelizowanej
w kwietniu 2007 roku Ustawie o systemie oświaty (art. 53 i 54) obligatoryjność
tworzenia rad rodziców z pewnością odbije się na aktywności rad
szkoły, co jest niedobrym symptomem dzielenia grup osób odpowiedzialnych
za funkcjonowanie szkoły. Bo dotychczas to rada szkoły była miejscem
spotkania nauczycieli, rodziców i uczniów, którzy wspólnie ustalali
lub opiniowali wiele spraw dotyczących działania całej szkoły, a
więc wszystkich grup wchodzących w jej skład. Uzasadniona jest także
obawa, że samorządy uczniowskie będą miały odtąd niewiele do powiedzenia.
W roku szkolnym 2006/07 minister Giertych wprowadził do szkół nowe elementy wychowawcze: „Cztery P” – patriotyzm, porządek, prawdę i prestiż. Za najważniejsze zadanie uznał „krzewienie patriotyzmu”.
Można by przypuszczać, że dotychczasowa szkoła nie krzewiła patriotyzmu. Jeśli porównać z treściami patriotycznymi w programach (i ich realizacją) w innych krajach, Polska niewątpliwie jest w ścisłej czołówce. Różnica polega na tym, że większość programów innych krajów promuje treści dotyczące wkładu kulturalnego w dziedzictwo światowe, osiągnięcia naukowe, zabytki kultury materialnej i duchowej danego kraju, a nie życiorysy nacjonalistycznych polityków. Tymczasem znajomość rodzimej literatury i szerzej pojętej kultury jest w Polsce niezbyt powszechna nie tylko wśród uczniów, ale i wśród polityków odpowiedzialnych za edukację.
Nie bardzo wiadomo, co minister miał na myśli wprowadzając obowiązek krzewienia „prawdy” jednakże, aby przywołać pierwszy z brzegu przykład, nazywanie wszystkich swoich przeciwników komunistami, homoseksualistami, „pseudoliberałami” nieszczególnie się krzewieniu tejże prawdy przysłużyło.
I na koniec
sprawa prestiżu. Minister Giertych wielokrotnie zapowiadał,
że podniesienie płac nauczycieli „w celu podniesienia ich prestiżu”
jest warunkiem niezbędnym do jego dalszych działań na rzecz ulepszania
oświaty. Obecnie planowana podwyżka w wysokości 7,5% jest raczej
poniżej średniego wzrostu płac na polskim rynku pracy. Najbardziej
zadziwia pogląd ministra, że nauczyciel, który dostaje na rękę
1000 zł nie ma prestiżu, a ten, który zarabia 1075 zł automatycznie
ów prestiż zyskuje. Osobiście sądzę, że gdyby mu nawet podnieść
pobory do 5000 zł, to nie wpłynęłoby to na jego prestiż, jeśli
nie wzbudzał on dotąd szacunku uczniów. Nauczyciele nie zyskują
autorytetu w związku z podwyżką, natomiast niewątpliwie go tracą
w oczach uczniów, gdy zdejmują ze ścian plansze pokazujące ewolucję
człowieka i godzą się na wycofanie z lektur polskich i obcych pisarzy
o światowej sławie.
Maturę 2006 oblało ponad 21% uczniów, przy czym w technikach, a zwłaszcza w liceach zawodowych i profilowanych, było ich nawet ok. 50%. Giertych uznał ten wynik za skandaliczny. Jednakże z Ministerstwa Edukacji nie słychać było głosów, że należy przeprowadzić badania na temat efektywności pracy nauczycieli, metodyki nauczania, czy też poziomu wyposażenia szkół w niezbędne pomoce. Zastanawiano się jedynie, co zrobić, żeby formalny wynik był lepszy.
Zastosowano wiec metodę podobną do znanego z PRL malowania trawy na zielono przed przyjazdem generała. Minister Giertych uznał, że ci, którzy nie zdali matury z jednego przedmiotu – jednak ją zdali, jeśli tylko średnia z wszystkich egzaminów jest powyżej 30%. Dotyczyło to połowy tych, którzy nie zaliczyli jednego przedmiotu.
Pomijam fakt, że 30% próg zaliczenia jakiegokolwiek egzaminu jest niezwykle niski, ale zmiana warunków w czasie jego trwania jest czymś zaskakującym. Dalszy rozwój tej sytuacji dobrze znamy:
I teraz właśnie zbieramy żniwo takiego działania. Rzeczywisty wynik matur 2007 jest gorszy niż w roku ubiegłym. Formalnie egzamin zdało 90% uczniów, ale aż 15% dzięki „amnestii”, co oznacza, że 25% uczniów nie przeszło pomyślnie egzaminów.
Zdaniem nauczycieli amnestia obniżyła poziom edukacji, a młodzi ludzie nauczyli się cwaniactwa.
Prasa żywo reagowała na te pomysły:
Jeden z maturzystów na egzaminie ustnym z polskiego powiedział wprost, że nie ma zamiaru odpowiadać, bo dobrze zdał dwa przedmioty, więc polski mu niepotrzebny. Z pełną premedytacją zagrał komisji na nosie. Zaczął odpowiadać dopiero po stanowczej interwencji dyrektora. I zdał bardzo dobrze, co pokazuje, że chciał nam udowodnić, że dzięki amnestii może mu się nie chcieć.
(Zdzisław Kusztal, dyrektor VIII LO im. St. Wyspiańskiego w Krakowie, „Dziennik” 30.06-01.07)
Sł. Cichy: Jak zareagowałaś, kiedy okazało się, że jako jedyna w szkole zdałaś tylko dzięki amnestii min. Giertycha?
Katarzyna: I co z tego, że jako jedyna? Zareagowałam zupełnie spokojnie. Przecież wiedza o społeczeństwie nie jest mi i – jak znam życie – nie będzie mi już w życiu do niczego potrzebna. Skupiłam się na językach, polskim i angielskim, bo potrzebuję mnóstwo punktów, żeby się dostać na filologię. A sukces w językach mi to zapewni.
Sł.C.: Zdałaś dzięki przepisowi promującemu miernotę. Nie jest Ci wstyd?
K.: A dlaczego miałoby mi być wstyd? Że w przeciwieństwie do innych nie zmarnowałam czasu i po prostu zdałam świetnie pozostałe przedmioty? Przecież dzisiejsza matura uczy kalkulacji. Jest po prostu do tego stworzona. Zdałam tak, jak chciałam. Ponad 90 % z angielskiego i podobnie z reszty przedmiotów to chyba niezły wynik? WOS sobie odpuściłam.
Sł.C.: Ale gdyby nie amnestia musiałabyś powtórzyć egzamin dojrzałości.
K.: Ja nie jestem od gdybania tylko od wykorzystywania szans, jakie mi kto daje…To proste, nie mam ochoty się niepotrzebnie przemęczać, jeśli nie muszę..
(Sławomir Cichy, „Dziennik” 30.06 – 01.07)
Ośrodki wsparcia wychowawczego to jeden z pomysłów ministra Giertycha, który ukazał się w kilku wersjach, warto więc je prześledzić, aby ukazać sposób myślenia o wychowaniu polskiej młodzieży.
Na początku roku szkolnego 2006/2007 minister Giertych oznajmił, że od września 2007 roku powstaną Ośrodki Wsparcia Wychowawczego. Będą to szkoły z internatami o zaostrzonym rygorze dla uczniów agresywnych, którzy uniemożliwiają prowadzenie normalnego toku nauczania w szkołach gimnazjalnych. Pomysł ten wynika z założenia, że „złe dzieci trzeba izolować od dobrych”.
Minister wyjaśnił również, że w ośrodkach pracować mogliby byli wojskowi powracający z Iraku!!!
Oznaczało to, że w przeciwieństwie do młodzieży kierowanej do placówek resocjalizacyjnych po wyroku sądu (do placówek tych jest ogromna kolejka, bowiem jest ich za mało, a całodobowa opieka jest dodatkowo bardzo droga) - wystarczyło „podpaść” dyrektorowi (bo kurator takiego ucznia na oczy nie widział), który bez opinii psychologa, pedagoga, rady pedagogicznej, rodziców i sądu mógł skazać młodego człowieka, często tylko nadpobudliwego (z zespołem ADHD), na pobyt w ośrodku, który faktycznie jest więzieniem.
Zastosowanie takich metod z pewnością nie wyeliminowałoby agresji, która stłumiona w młodości, mogła rozwinąć się w patologię w dorosłym życiu.
Posłużmy się przykładem:
O odizolowaniu nawet na 24 godziny powinien decydować sąd, a nie jakakolwiek komisja, nawet złożona z mędrców – mówi Waldemar Żurek, sędzia krakowskiego sądu okręgowego. Dodaje, że takich komisji należy się bać, a przepisy dające im prawo do ograniczania wolności będą niekonstytucyjne. Artykuł 48 Konstytucji stanowi, że ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie na podstawie wyroku.
„Można podejrzewać, że komisja, czy dyrekcja szkoły będą wywierać presję na rodziców, którzy często nie mając świadomości swoich praw wyrażą zgodę na umieszczenie dziecka w placówce. Tymczasem umieszczenie dziecka w specjalnym ośrodku jest ograniczeniem praw rodzicielskich” – zauważa Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
(„Niekonstytucyjne odizolowanie”, „Gazeta Prawna” 15 listopada 2006 roku)
Wersja OWW z 31 października 2006 roku jest już nieco zmodyfikowana. Podstawą do skierowania do OWW ma być decyzja Komisji orzekającej (w jej skład miałby wchodzić przedstawiciel kuratorium, psycholog, pedagog i wychowawca ucznia) na podstawie wniosku dyrektora gimnazjum. Złożenie wniosku przez dyrektora będzie musiało być poprzedzone opinią (tylko!) rady pedagogicznej.
O ile w pierwszej wersji rodzice nie byli pytani o zgodę, czy można umieścić ich dziecko w OWW, obecnie, jeśli odmówią – dyrektor gimnazjum musi skierować wniosek do sądu rodzinnego w sprawie sądowego skierowania do placówki.
Minister zapewnił, że ośrodki te nie będą miały charakteru szkół, w których będzie się umieszczać osoby na z góry ustalony termin. Zostanie stworzona możliwość, aby uczniów takich umieszczać na bardzo krótkie okresy (np. dwa tygodnie), „aby szybko mogli wrócić do normalnej nauki ze świadomością, że w przypadku dalszego naruszania dyscypliny w szkole zostaną skierowani na dłuższy pobyt w Ośrodku Wsparcia Wychowawczego”. Tu już pokazuje się ignorancja prawodawców: kto potrafi zresocjalizować młodego człowieka w dwa tygodnie? Co można w tym czasie zrobić? Przestraszyć? Zastosować kary cielesne?
Minister dodał, że „podczas opracowywania koncepcji powołania szkół o specjalnym nadzorze pedagogicznym uwzględniono doświadczenia i opinie środowiska kuratorów oświaty, psychologów, pedagogów, pracowników poradni psychologiczno-pedagogicznych. Dokonano także głębokiej analizy rozwiązań obowiązujących w innych państwach”.
Trudno uwierzyć, że projekt, który powstawał w ciągu trzech dni może się opierać na „głębokiej analizie rozwiązań, które obowiązują w innych państwach”. Ale wystarczyłaby powierzchowna analiza publikowanych wielokrotnie wyników testu PISA dotyczących samopoczucia uczniów w szkole: Polska znalazła się na ostatnim miejscu, a Wielka Brytania na pierwszym. John Bangs, szef Ogólnokrajowego Związku Nauczycieli w Wielkiej Brytanii, uważa, że „jest to efekt wieloletniej walki z przemocą w szkole i wzmacniania jej roli jako centrum działań na rzecz społeczności lokalnej. Stosowana wcześniej surowa dyscyplina nie przynosiła dobrych wyników” („Gazeta Szkolna”, 5 (203) 2004).
W Polsce działa już:
55 młodzieżowych ośrodków wychowawczych – do których kieruje sąd
45 młodzieżowych ośrodków socjoterapii – do nich młodzież zgłasza się sama lub robią to rodzice.
W programie „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” (styczeń 2007 roku) mowa jest jedynie o „rozważaniu możliwości” tworzenia ośrodków wsparcia wychowawczego.
Ostatnie zapisy w projekcie nowelizacji ustawy z kwietnia 2007 wymagają wyroku sądu przy braku zgody ze strony rodziców dla umieszczenia dziecka w OWW, czyli takiej procedury, jak do młodzieżowych ośrodków wychowawczych. Można więc było naiwnie sądzić, że coś tu już ustalono.
Tymczasem w dniu 12 lipca 2007 roku minister Giertych przedstawił nową koncepcję zmian w Ustawie o systemie oświaty.
Proponowane
zmiany są ustawową realizacją rządowego programu „Zero tolerancji
dla przemocy w szkole”. Minister Giertych zadeklarował, że jeszcze
tego samego dnia projekt ustawy zostanie przekazany do konsultacji międzyresortowych.
Propozycje ministra to powrót do koncepcji resocjalizacji według LPR.
Uczniowie idą do szkoły: przodem grzeczne dzieci, za nimi - niegrzeczne. Przed niegrzecznymi zatrzaskuje się brama. Na grzeczne dzieci czeka Roman Giertych
Minister mówi: „Polską szkołę można zmienić. Uwierzmy w to". I ciąg dalszy: dzieci w szkole chuliganią, zakładają nauczycielowi kosz na głowę, sprzedają narkotyki, popychają młodszych kolegów. Głos komentatora informuje: „Szkoła pełni bardzo ważną rolę w kształtowaniu postaw młodych Polaków. (...) Nie zgadzamy się na patologię, przemoc, narkotyki i demoralizację. (...) LPR zrobi wszystko, aby naprawić system edukacji w naszej ojczyźnie".
Przy ostatnim zdaniu komentatora brama szkoły z hukiem zamyka się przed młodzieżą występującą uprzednio w roli chuliganów. Grzeczne dzieci wchodzą do szkoły, śmiejąc się z satysfakcją – wreszcie chuligani dostali nauczkę...
To rozwiązanie najgorsze z możliwych. Nie można niegrzecznych albo przestępców wywieźć po prostu łajbą na wyspę – mówi psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński. – Od razu kojarzy się też z pomysłem ministra Giertycha na organizowanie szkół specjalnych dla trudnej młodzieży. Tylko że to żadne wyjście z sytuacji, bo potem trzeba będzie budować tym samym chuliganom więzienia, bo zdani tylko na samych siebie, nie poprawią się.
- Najpierw wita się tę pointę odruchowo z ulgą: zostawiamy przecież tych „złych" za sobą, dzieci w szkole będą już bezpieczne – mówi prof. Rafał Ohme ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. - Ale potem pojawia się pytanie: a co zrobić z tymi, które zostały za bramą? I na to pytanie, jak widać ze spotu, LPR nie ma odpowiedzi. Jedynym pomysłem jest wyrzucić „niegrzecznych” ze szkoły, zmarginalizować albo uwięzić w specjalnych ośrodkach. Łatwizna. I to nie jest wyjście dla wszystkich „Polskich Rodzin”, ale tylko dla wybranych. A kto nie pasuje - tego za bramę!
„Musimy iść do przodu i ciąć. Niech każdy dzień będzie dla naszych przeciwników coraz gorszy i niech każdego dnia chcą, żeby było wczoraj! Biada leniwym! Jeżeli się zatrzymamy, to oni nam wszystko odbiorą! Za nami tradycja naszej przelanej krwi. To coś innego niż tradycja styropianu tych, którzy rzekomo walczyli z komunizmem, tych z KOR-u i innych trockistów! Jeśli mamy być jedną siłą, jedną pięścią, to organizacja musi być sprawna! A będzie sprawna, tylko jeśli każdy będzie wykonywał polecenia. Jak ktoś tego nie rozumie, niech odejdzie! Nie chcemy żadnych czarnych owiec, ogniem i mieczem wypalimy to, co niepewne! Strzeżcie się pychy. Kim będziecie, jak przyjdzie dekret sądu koleżeńskiego o wykluczeniu? Bez organizacji będziecie niczym!”.
Dr Krystyna
Starczewska która tekst przemówienia ministra Giertycha z 2004 roku
przypomniała po manifestacji uczniów pod budynkiem MEN stwierdza,
iż minister nigdy tych słów nie odwołał, a na dodatek jego polityka
wydaje się być ich potwierdzeniem: „Policja współpracująca ze
szkołami, monitoring w każdej szkole, uzbrojeni policjanci przeciw
demonstracjom uczniowskim, brak jakiejkolwiek próby dialogu z tymi,
którzy nie zgadzają się z decyzjami władz, apele o zwiększanie
dyscypliny i autorytarnego działania nauczycieli, podejrzliwość i
insynuacje ze strony władz oświatowych wobec wszystkich myślących
inaczej, tropienie ukrytych wrogów wszędzie tam, gdzie ktoś wypowiada
własne opinie niezgodne z przyjętą tendencją”.
„Skuteczne wychowanie we współczesnej szkole” – taki był tytuł sesji zorganizowanej w Centralnym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli we współpracy z Centrum Doskonalenia Nauczycieli „Formatio in Veritate et Caritate” w Lublinie.
W relacji z sesji na stronie internetowej CODN napisano:
„Sesja była poświęcona idei wychowania dzieci i młodzieży w duchu patriotyzmu, wartości chrześcijańskich i ogólnoludzkich, oraz kształcenia moralnie dobrych postaw we współczesnej szkole tak bardzo obecnie dotkniętej zjawiskiem agresji i nihilizmu.”
Nie była. Nie pokazywała też wartości chrześcijańskich i ogólnoludzkich ani też postaw moralnie dobrych. Jeśli coś pokazywała, to agresję i butę.
Prelegenci wygłosili na niej kilka tekstów. Mimo że rozdano je uprzednio uczestnikom w materiałach, były one niezrozumiałe – a jedyne, co było w nich oczywiste, to nienawiść prelegentów. Do czego? Ano do wszystkiego, co poza nimi i ich poglądami, a najbardziej do tego, co działo się w oświacie między rokiem 1989, a czasem dojścia do władzy jedynie słusznych poglądów, na drugim miejscu zaś – do systemu komunistycznego. Oczywiście, nienawiść w imię wiary w karność i posłuszeństwo jako najskuteczniejsze i jedyne metody wychowawcze – podawane w demagogicznym sosie rozważań o wykształceniu klasycznym. (...)
Tak mniej więcej wyglądają założenia programu „Zero tolerancji dla przemocy w szkole”, który jest logicznym przedłużeniem i rozwinięciem myśli wychowawczej Romana Giertycha.
W dokumencie „Zero tolerancji” mówi się wiele razy o rosnącej agresji w szkołach. Jednakże badania socjologa, prof. Janusza Czapińskiego wskazują, że nie ma dowodów, aby w czasie ostatniej dekady wzrosła agresja między uczniami („Polityka” nr.10, 10.03.07). Ale w ostatnim roku znacząco wzrosła agresja między uczniami a nauczycielami i odwrotnie. Z 14 do 19% wzrosła grupa nauczycieli przyznających, że byli prowokowani do wybuchów gniewu, a z 20 do 29% – że uczniowie nie słuchają ich poleceń. Z kolei na używanie obraźliwych słów przez nauczyciela rok temu skarżyło się 16, a dziś 20 % uczniów. Socjolog stwierdza, że jest to konflikt sztucznie napędzany przez media i władze. Tak więc rozpętana akcja przeciw przemocy w szkole wywołała skutek odwrotny – wzrost przemocy! Jednocześnie w ciągu tego roku liczba uczniów, którzy lubią chodzić do szkoły, spadła z 49 do 39%. Profesor Czapiński rekomenduje zmianę pedagogiki opartej na drylu i karach na pedagogikę nagród. Nietrafne bowiem okazało się przekonanie, że problemy agresji w szkole rozwiąże się coraz bardziej surowymi karami.
A masowej przestępczości w polskich szkołach nie potwierdza także „ranking grzeczności” przygotowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO): polscy uczniowie zajmują drugie miejsce od góry (po Szwecji) na 21 badanych krajów (europejskich + USA i Kanady).
Jednocześnie zadziwia fakt, że polska młodzież, która zdobyła pierwsze miejsce w zakresie wiedzy obywatelskiej z 28 najbardziej rozwiniętych krajów świata, jest na ostatnim miejscu z tych krajów pod względem zbiorowej aktywności obywatelskiej.
Podsumujmy, co proponuje program „Zero tolerancji”?
Komentarze byłych ministrów edukacji po prezentacji rządowego programu „Zero tolerancji dla przemocy w szkole”:
Mirosław Handke, minister edukacji w rządzie AWS-UW: „Większość propozycji min. Romana Giertycha jest już znana i od dawna obowiązuje. Oczywiste jest, że młodzież musi zrozumieć, że nie wszystko jej wolno, że są ograniczenia. Ale musi być i druga strona: zainteresowania młodzieży, wypełnianie wolnego czasu, rozbudzanie ambicji. Każda szkoła ma obowiązek opracowania i realizowania własnego programu wychowawczego, trzeba tylko to kontrolować. A młodzieży powinniśmy udowadniać, że edukacja jest gromadzeniem kapitału na przyszłość. Nie twierdzę, że młodzież jest idealna i wystarczy ją wyposażyć w pozytywne wartości. Program kar jest potrzebny, ale razem z programem nagród. A tego typu akcje, z którymi mamy do czynienia dzięki min. Giertychowi? Za dwa tygodnie nic z tego nie będzie”.
Mirosław Sawicki, minister edukacji w rządzie SLD: „Uważam program ministra Romana Giertycha za bardzo restrykcyjny. I niekonsekwentny. Z jednej strony młodych ludzi traktuje się jak dorosłych w sensie możliwości wymierzania im kar, a z drugiej jak dzieci, które po godz. 22 nie mogą być na ulicy albo nie powinny używać komórek. Teraz nauczyciel będzie się musiał zastanawiać, czy to, że jeden uczeń popchnie drugiego na przerwie, jest już przestępstwem, czy nie i czy trzeba o tym donieść na policję. To rodzi jakiś horror. Nie można zastępować profilaktycznej działalności wychowawczej działalnością represyjną. A wymyślanie katalogu kar to jest wyłącznie działalność represyjna. Ja się tego boję. To wychowawca, nie minister odgórnie, powinien decydować, czy karać, a karać należy w sytuacjach, kiedy już nie można inaczej”.
Analiza dokumentu „Zero tolerancji..” dokonana przez prof. K. E. Siellawę – Kolbowską wskazuje, że sam przedmiot programu – przemoc – zdefiniowany jest mało precyzyjnie. Czy jest bowiem zachowaniem agresywnym oszukiwanie nauczycieli, czy upijanie się? Profesor Konarzewski wyróżnia trzy kategorie zachowań nagannych:
Należy odróżniać wykroczenia świadczące o demoralizacji od wykroczeń będących normalną, chociaż drażniącą cechą okresu dorastania.
Dokument „Zero tolerancji…” pokazuje także niepokojące tendencje:
Generalna linia proponowanych rozwiązań wyraźnie zmierza w kierunku centralizacji. Czasem mówi się o tym wprost (poszerzenie kompetencji ministerstwa), częściej jednak wskazuje się organy nadzoru pedagogicznego jako właściwe do rozwiązywania problemów wychowawczych szkół lub kontrolowania ich działań w tym zakresie.
Ideę wprowadzenia monitoringu czy mundurków można poprzeć, jeśli prawo do podejmowania decyzji w tej sprawie przysługiwać będzie szkołom i samorządom Obligatoryjność w tym zakresie godzi w autonomię szkół i pozbawia lokalne społeczności możliwości używania i kształtowania na własnym terenie odpowiednich instrumentów i obyczajów służących poprawie bezpieczeństwa - stosownie do własnych potrzeb.
Pomysł uczynienia oceny z zachowania czynnika mającego wpływ na promocję jest całkowicie chybiony. Wydaje się, że za tym rozwiązaniem przemawia jedynie - z gruntu anachroniczna i dlatego niesłuszna – idea wychowywania przez karę. Trudno także wyobrazić sobie szkołę, która będzie chciała mieć u siebie dobrze uczącego się, acz agresywnego ucznia!
W projekcie nie uwzględniono dużego zróżnicowania polskich szkół pod względem ich jakości i strategii działań edukacyjnych i wychowawczych.
Planowana realizacja programu opiera się na instrumentach prawnych i administracyjnych, rola innych podmiotów działających w edukacji, jak np. organizacje pozarządowe, jest marginalizowana. Nauczyciele, uczniowie , rodzice stają się obiektami wymagającymi diagnozy i terapii.
Większość
zaplanowanych działań ma być wprowadzana we wszystkich szkołach
obligatoryjnie, co niszczy swobodę wyboru metod i wypracowanych strategii.
Jednym z elementów badania stanu bezpieczeństwa w szkołach stały się tzw. trójki giertychowskie, które miały działać od listopada 2006 do 15 czerwca 2007 roku. W skład powstałych zespołów miał wchodzić policjant, przedstawiciel organu prowadzącego szkołę i przedstawiciel kuratorium oświaty. Ich zadaniem była kontrola polskich szkół, a zwłaszcza zwrócenie uwagi na problemy, z jakimi borykają się szkoły (alkoholizm, narkomania, agresja, przemoc, kradzieże, itp.) Przedstawicieli organów prowadzących mieli wkrótce zamienić prokuratorzy. To znacznie uprościło sprawę, bo ci ostatni nigdy nie mieli czasu i „trójka” prawie zawsze była „dwójką”.
Działanie trójek miało polegać na prowadzeniu rozmów z uczniami i nauczycielami m.in. na temat zjawiska przemocy oraz zbieraniu informacji o takich zdarzeniach. Wyniki pracy tych zespołów mają być opracowane do sierpnia 2007 roku i stać się podstawą do wprowadzenia programu „Zero tolerancji dla przemocy w szkole". Oddajmy głos uczestnikom tej akcji:
Przedstawiciel KO: „Na pierwsze spotkanie jadę bez pojęcia, jak mam je poprowadzić. Program ministerialny przygotowano w pośpiechu, na kolanie. Ale cel był słuszny – dzięki niemu tragedia z Gdańska miała się nie powtórzyć.
Podstawówka w M. to typowa wiejska tysiąclatka. Długie korytarze nie były malowane od ćwierć wieku. Na ścianach gazetki o papieżu. W szkole dołącza do mnie policjant. Młodziak, ale bystry. Miał być jeszcze prokurator. Ale prokuratorzy od początku się wymiksowali. Powiedzieli, że mają tyle obowiązków, że na „trójki” nie starczy im czasu. Dlatego „trójki giertychowskie są de facto „dwójkami”…Na rozluźnienie pytamy (klasa I), co im się podoba w szkole, a co nie, czy czują się bezpiecznie. Czy nikt im nie dokucza, nie przeklina, nie pali papierosów, nie bije. Nie bardzo wiedzą, co odpowiedzieć. Ale coś odpowiedzieć wypada, więc chłopcy skarżą na siebie nawzajem, potem na wyższe klasy. Że przezywają małych i próbują wyłudzać pieniądze - 20, 30 groszy. Że przed wejściem do szkoły piją piwo i palą. „Piwo? Przed szkołą? – dziwi się policjant. „No może to coś innego było” – zgadzają się dzieci.
Gorzej wygląda spotkanie ze starszymi. „A jak wam się podoba szkoła?” pytamy. „W ogóle się nie podoba. Pani od biologii krzyczy… Pan od fizyki bije linijką po ręku…”
Najtrudniejsze są rozmowy z licealistami. W ogólniaku w R. żyją sprawą sprzed roku. Polonistka nawymyślała uczennicom od starych dziwek. Była interwencja w kuratorium. I nic. Nauczyciele zebrali podpisy, że to nadzwyczajna nauczycielka, żeby jej nie zwalniać. Dziewczyny chciały tylko, żeby je przeprosiła. Zamiast tego przeprosił mąż, dyrektor szkoły. „Ale moja żona mówiła prawdę, jedna z nich już jest w ciąży…” Dyrektor zakłada, że jako twarz Giertycha potępię dziewczynę. Nie mówię nic”.
Jak wiadomo minister Giertych polecił przeliczenie uczennic w ciąży zamiast skorzystać z danych GUS.
K. G. wizytator: „Bardzo sobie chwalę udział w trójkach giertychowskich. Jestem wizytatorem i mimo że powinno mi podlegać 14 szkół, mam ich 32. Są one rozproszone w terenie (szkoły wiejskie).
Tym sposobem mogłam zwizytować wiele szkół. Co do bezpieczeństwa w szkołach – to nie jest tak źle. Tam, gdzie dyrekcja i nauczyciele reagują od razu na wykroczenia dzieci, np. kradzieże – nie ma większych problemów, rozwiązuje się je od razu. Gorzej, gdy grono pedagogiczne „zamiata problemy pod dywan – żeby nikt nie pomyślał, że u nas jest źle”. Taka postawa daje dzieciom poczucie bezkarności…
Niestety, obserwacje są mniej budujące, jeśli chodzi o zachowania nauczycieli: wyzywanie „od baranów, tępaków”, poniżanie należy do zjawisk wcale nie tak rzadkich. Niegrzeczny, a czasem po prostu trochę rozbrykany uczeń może też dostać dziennikiem po głowie…”
M. S. Matka pierwszoklasisty, szkoła podstawowa w Warszawie. „Brałam udział w spotkaniu rodziców z trójką giertychowską w szkole mojego syna. Rodziców wyznaczyli wychowawcy klas. „To sugestia pani dyrektor, powiedziała wychowawczyni konfidencjonalnie”. Tak wyróżniona poszłam na spotkanie. „Trójkę” reprezentował policjant, przedstawiciel organu prowadzącego i kuratorium. Na sali było ok. 50 rodziców. Policjant odczytywał pytania z ankiety, można było odpowiadać (głośno, chórem lub indywidualnie): tak lub nie.
Czy jest przemoc fizyczna? kradzieże? Okazało się, że prawie wszystko jest dobrze, tylko dzieci mówią brzydkie wyrazy. Policjant był jednak zdumiony, gdy się okazało, że dziewczynki palą w toalecie papierosy. „Czy czasem nie mówią państwo o dzieciach z gimnazjum?” – Był tak tym faktem zbulwersowany, że chyba go nawet nie zapisał. Jedna z matek powiedziała, gdzie w pobliżu można dostać narkotyki. Policjant powiedział, że jest z Ursusa i nie zna tego terenu, ale przekaże kolegom. Ktoś inny z rodziców poinformował zebranych, że koło ogrodzenia szkoły kręci się często jakiś mężczyzna, który obiecuje dzieciom cukierki. To znany okoliczny pedofil. Ale policja o nim nic nie wie.
Na tym spotkanie zakończono.
(J. Pakulina, „Gazeta Wyborcza”, „Duży Format”, 21 maja 2007)
Na stronie wielkopolskiego kuratorium znaleźć możemy załączniki: protokół przeglądu, kwestionariusz przeglądu, sposób realizacji przeglądu – objaśnienia, ankieta dla uczniów – kwestionariusz, ankieta dla uczniów – zestawienie, raport dla kuratorium – kwestionariusz ankiety, raport dla kuratorium – kwestionariusz przeglądu.
Po ich przeczytaniu stwierdzić można, że nie mogą stanowić podstawy rzetelnej oceny, są skonstruowanie błędnie metodologicznie, badają odczucia i emocje, w żadnym razie nie dają odpowiedzi na pytanie o stan rzeczywisty. Anonimowy uczeń napisać może wszystko, co mu przyjdzie do głowy, czego przykłady znajdujemy już w praktyce. Uczniowie jednej ze szkół napisali w ankiecie, że nie lubią szkoły – dopiero w rozmowie na pytanie dlaczego, odpowiedzieli, że nie można farbować włosów, używać komórek, w internacie chłopakom nie wolno wchodzić do sypialni dziewcząt i w ogóle jest do kitu. Nie sądzę, żeby w oficjalnej „pokontrolnej” dokumentacji znalazły się te wypowiedzi, ktoś jednak zada sobie sporo trudu, aby opracować wyniki ankiet, które wykażą jednoznacznie negatywną ocenę szkoły przez uczniów.
Czy o to chodzi? Jeden z kuratorów twierdzi w prasie, że ankiety i patrole mają pomóc szkole ocenić zagrożenia i proponuje ogródki przyszkolne jako formę zajęć, mającą odwieść młodzież od zachowań destruktywnych, inni jakoś się w mediach nie wypowiadają. Może i dobrze.
Sam program „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” ogłoszony w styczniu 2007 roku jest obszernym (54 strony) dokumentem, w którym zawarta jest większość omówionych powyżej elementów.
Tekst programu rozpoczyna się od opisu badań nad stanem zachowań nagannych i przestępczości w szkołach. Dopóki cytowane są badania z początku lat 2000 – analiza wykonana przez CMPPP brzmi wiarygodnie, metodologia i wnioski z badań nie budzą zastrzeżeń. Ale mamy też świeże badania, które minister nakazał przeprowadzić kuratorom jesienią 2006 roku. Mieli oni podać liczbę „przypadków” w szkołach podstawowych, gimnazjach, szkołach ponadgimnazjalnych i specjalnych w następujących kategoriach:
oraz sumę (!) tych „przypadków”. Czyli należało dodać gwałty do podstawienia nogi koledze (bo to pewnie mieści się w „inne”), samobójstwa do drobnych kradzieży.
Wyniki raportów
kuratorów, ujęte w dokumencie, mówią same za siebie. „Czarną
owcą” jest województwo warmińsko-mazurskie z 3 samobójstwami,
3 gwałtami i 96 „innymi zdarzeniami”, razem 102 „przypadki”.
Źle wygląda także woj. kujawsko-pomorskie (78), mazowieckie (35)
i zachodniopomorskie (32). Za to prawdziwymi oazami szczęścia i bezpieczeństwa
są województwo łódzkie, śląskie i świętokrzyskie – mają tylko
po 2 „przypadki”, przy czym Łódzkie ma 2 „inne”, a Śląskie
i Świętokrzyskie po 2 samobójstwa. W tabelce to wszystko jedno. Czyli
badania te są kompletnie bezwartościowe, każdy kurator stosował
swoistą metodologię.
W Polsce rocznie odbiera sobie życie około 30 dzieci. Jak do tej pory był to fakt zauważany przez nielicznych, a w każdym razie, niepodejmowany w publicznej dyskusji. Szum medialny wokół tragicznej śmierci Ani z Kiełpina i „pokazowe” działania MEN zmieniły ten stan rzeczy. Pytanie, dlaczego teraz i dlaczego tylko ta sprawa stała się tematem numer jeden pozostawmy w sferze etycznej. Pozostaje jednak problem, a jedynym pozytywnym aspektem jego nagłośnienia może być bardziej wnikliwe spojrzenie na emocjonalne problemy młodych ludzi.
Niestety, media,
które „rzuciły” się na sprawę Ani, chyba niechcący (bo nie
chcę wierzyć, że świadomie) przyczyniły się do „efektu Werterowskiego”:
liczba 30 stała się liczbą podsumowującą nie rok, ale trzy miesiące,
bo tyle właśnie samobójstw popełnili ostatnio nieletni.
Jednym ze spektakularnych elementów programu „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” jest nałożenie obowiązku noszenia jednolitego stroju szkolnego na uczniów szkół podstawowych i gimnazjów (art. 64a ustawy). W szkołach ponadgimnazjalnych o wprowadzeniu mundurków decyduje dyrektor, po zasięgnięciu opinii rady rodziców. Uczniów nikt o zdanie nie pyta, mimo że część z nich ma powyżej 18 lat.
Wielu osobom, zwłaszcza starszym, pomysł mundurków bardzo się podoba. Wierzą, że dzięki nim wzrośnie poziom bezpieczeństwa w szkołach, obniży się poziom agresji. Dlaczego tak miałoby się stać – nie wiadomo. Nikt tego nie badał.
Na mundurki dla najbiedniejszych budżet państwa ma wydać 80 mln zł. Wydaje się to znacznie niedoszacowane, bo trudno sobie wyobrazić mundurek bez części wymiennych do częstego prania, bez różnicy dla modelu letniego i zimowego, bez uwzględnienia szybkiego rośnięcia gimnazjalistów.
Można się spodziewać buntu uczniów przekonanych, że znowu im coś narzucono, nie pytając ich o zdanie.
Jest to typowy przykład działania pozornego zastępującego brak pomysłu na tworzenie systemu wychowawczego w polskich szkołach.
A jakich konsekwencji można się spodziewać?
Łukasz Ługowski, dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii „Kąt” („Kąt” to szkoła dla młodzieży nieprzystosowanej do nauki w szkole masowej): „Rozmawiałem z młodzieżą – mówi dyr. Ługowski. Nie chcą mundurków, obawiają się stygmatyzacji. I tak są naznaczeni, bo są w szkole młodsi, niż koledzy z liceum, a jeszcze mają się wyróżniać przez mundurki. To stworzy dodatkowe problemy wychowawcze, których i bez tego mamy więcej, niż przeciętna szkoła... Rodzice pisemnie poinformowali mnie, że nie będą w stanie wyegzekwować od dzieci chodzenia w mundurkach. Podjąłem decyzję, że rozwiążę gimnazjum, jeżeli uczniowie będą musieli od września chodzić w takich samych strojach”.
(„Gazeta Wyborcza”, 5 lipca 2007 roku)
„Syn pani Anety cierpi na autyzm. Nie toleruje różnych zapachów i kolorów. W szkole dla dzieci z autyzmem uczy się 40 dzieci. Jej dyrektorka, Ewa Grzelak wraz z rodzicami zastanawia się jak sprostać wymaganiom ministra edukacji i ubrać wszystkie w mundurki. – Dzieci z autyzmem mają różne nadwrażliwości: na rodzaj tkaniny, jej kolor, zapach. W tej sytuacji trudno nam dobrać jednakowy strój dla wszystkich.
Dr Michał Wroniszewski, prezes fundacji Synapsis zajmującej się autystykami: „Praca z dziećmi autystycznymi nie powinna iść w kierunku przekonywania ich do chodzenia w mundurkach. Dla nauczycieli to dodatkowy kłopot, bo dzieci z różnego rodzaju zaburzeniami będą zrzucać z siebie ubranie”. [Pani Aneta] zapowiada, że jeśli MEN nie zmieni zdania, i tak nie ubierze syna w mundurek. Bo może się zamknąć w sobie i cała terapia pójdzie na nic”.
(Renata Czeladko, „Jak mundurek może się stać udręką”, „Gazeta Wyborcza”, 4 czerwca 2007 roku)
<< Wstecz | Spis Treści | Dalej >> |