W związku z projektem ustawowego ograniczenia możliwości wyboru podręczników prezes Polskiej Izby Książki, dr Piotr Marciszuk, skierował dziś list do parlamentarzystów.
Dr Piotr Marciszuk, Prezes Polskiej Izby Książki
Warszawa, 05.III.2007 r.
Panie Posłanki i Panowie Posłowie, Szanowni Państwo!
Projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty w wersji rządowej zawiera kilka bardzo poważnych niebezpieczeństw, grożących edukacyjną katastrofą. Dwa elementy są szczególnie groźne: po pierwsze to, że w każdej szkole ma obowiązywać wyłącznie jeden podręcznik dla wszystkich klas na jednym poziomie edukacyjnym oraz po drugie, że wyboru tego trzeba dokonać na najbliższy rok szkolny, do końca maja 2007 – wybrany program i podręcznik mają obowiązywać do końca cyklu kształcenia. Co to oznacza w praktyce?
1) Ograniczenie wyboru do jednego podręcznika dla każdej klasy oznacza drastyczne zubożenie oferty edukacyjnej i niemożliwość różnicowania poziomu nauczania w zależności od możliwości uczniów (tymczasem ustawa o systemie oświaty domaga się „przystosowania poziomu merytorycznego, wychowawczego, dydaktycznego i językowego podręcznika do możliwości uczniów”). Szczególnie absurdalne efekty daje to rozwiązanie w przypadku nauki języków obcych. Nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia dla wyboru jednego tylko podręcznika zamiast trzech (wg porozumienia MEN z wydawcami edukacyjnymi z marca 2006) – poza łatwiejszą kontrolą ich treści. Oznacza to w praktyce oddanie pełnej kontroli nad polską edukacją jednej opcji politycznej, cieszącej się śladowym poparciem wyborców. Możliwość wyboru trzech podręczników spełnia zaś te same cele, które zakłada rząd nalegając na wybór jednego: ograniczenie liczby podręczników w szkołach oraz możliwość przekazywania używanych książek młodszym rocznikom. Natomiast paradoksalnie pomysł MEN prowadzi do efektu przeciwnego – konieczność wyboru jednego podręcznika zakłada jego zmianę, a więc zakup nowego i niemożliwość skorzystania z rynku wtórnego.
2) Rozwiązanie: „Jeden podręcznik na cały cykl edukacyjny” oznacza, iż nowe podręczniki wolno wprowadzać nie częściej niż raz na trzy lata. W dzisiejszych warunkach może się to przyczynić do zahamowania rozwoju edukacji, a także znacznego utrudnienia aktualizacji podręczników w związku z rozwojem wiedzy. Częste zmiany koncepcji egzaminów końcowych (a zwłaszcza nowej matury) wymagają częstszej niż co trzy lata wymiany podręczników. Dobrym przykładem jest wprowadzenie matematyki i filozofii jako przedmiotów kończących się maturą w 2009/2010 roku. Nowe podstawy programowe dla tych przedmiotów zostaną ogłoszone najwcześniej w kwietniu 2007 (obecnie znajdują się w fazie konsultacji). Nie ma żadnych szans, aby przygotować nowe programy i podręczniki dla tych przedmiotów na najbliższy rok szkolny. W przyszłym roku natomiast nie mogą one wejść do szkół, bo zabrania tego ustawa o systemie oświaty! Zgodnie z wersją rządową, nowe podręczniki do matematyki i filozofii mogą wejść do szkoły w 2009 roku, a więc w roku matury z tych przedmiotów!
3) Wprowadzenie programu ministra Giertycha w najbliższym roku szkolnym (2007/2008) oznacza katastrofę, której nie przetrzyma nawet minister Giertych. Według pana ministra szkoła ma wybrać po jednym podręczniku do 31 maja 2007. Każda szkoła i każda klasa. Oznacza to, że z dnia na dzień nauczyciele zostaną pozbawieni swego warsztatu pracy (znaczna ich część będzie musiała zmienić podręcznik i całą obudowę metodyczną), a uczniowie zacząć od nowa naukę z nowym programem nauczania i podręcznikiem w środku cyklu nauczania. Uczniowie nie będą w stanie przygotować się do egzaminów kończących dany etap edukacji, ponieważ programy i podręczniki różnią się nie tylko treścią (podstawy programowe określają jedynie ich część wspólną), ale i układem materiału (to, co w jednym podręczniku omawiane jest w klasie pierwszej, w innej książce może znajdować się w klasie drugiej itp.).
4) Nie istnieje system informatyczny, który zebrałby zamówienia z 30 000 szkół w Polsce, podzielił je asortymentowo i przekazał konkretne zamówienia do wielu wydawców w krótkim okresie czasu. Ponieważ wiele szkół pod przymusem ustawy zmieni podręczniki, ich wybory będą nieporównywalne z tymi sprzed roku. Żaden wydawca nie zaryzykuje druku bez konkretnych zamówień, a nikt nie wie, kiedy otrzyma zamówienie, być może nawet w sierpniu. Trudno wyobrazić sobie, jaki chaos zapanuje w szkołach na początku września. Jedno jest pewne – podręczników nie będzie na czas. Ministerstwo zakłada, że wydawcy i tak przygotują podręczniki, by nie wypaść z rynku. To tylko częściowa prawda – wydrukowanie zbyt dużej liczby książek oznacza dla wydawcy bankructwo, a nikt nie wie, jak zachowają się szkoły. Istnieje zatem alternatywa – albo w tym roku szkolnym wszystko pozostanie bez zmian w porównaniu z rokiem ubiegłym, albo grozi nam chaos i braki w zaopatrzeniu dzieci w książki na początku września. Całkowitą winę za ten stan rzeczy będzie ponosił minister edukacji.
5) Czy będzie taniej? Druk w ostatniej chwili musi skutkować wzrostem cen papieru i druku. Skala wymuszonych zmian podręczników jest trudna do przewidzenia – na pewno znaczna część uczniowskiej populacji będzie musiała kupić nowe podręczniki i nie będzie mogła skorzystać z rynku wtórnego. Taniej nie będzie na pewno – trudno zresztą oczekiwać zmian tego typu od kogoś, kto zmusza społeczeństwo do zakupu mundurków szkolnych dla ponad 6 000 000 uczniów za ponad 2 mld złotych, czyli dwukrotną wartość całego rynku nowych podręczników. Drożej będzie również wtedy, gdy wymuszone przez rząd zmiany doprowadzą do monopolu w produkcji podręczników – wtedy monopolista nie będzie miał żadnych ograniczeń, bo nie będzie miał konkurencji.
6) I wreszcie obietnica zakupu podręczników dla uczniów z biednych rodzin ze środków europejskich. Według wyliczeń pana ministra ta pomoc ma objąć 37% populacji uczniów – to więcej, niż cały dzisiejszy rynek podręczników nowych. Nic nie słychać do dzisiaj o tych pieniądzach, nie ma systemu zamówień ze szkół, nie są opracowane kryteria zakupu książek, nie wiadomo, kto miałby je dystrybuować.
Ministerstwo Edukacji szermuje hasłem, iż nie wprowadza zmian dla dobra wydawców, lecz dla dobra uczniów.
Paradoksalnie jest odwrotnie – tym razem to wydawcy stoją na straży interesów uczniów i nauczycieli, nie MEN. Ministerstwo w imię nieczytelnych dla wyborcy racji politycznych dąży do zniszczenia dobra, jakim jest bogactwo i różnorodność oferty edukacyjnej.
Jeśli ustawa o systemie oświaty w wersji rządowej wejdzie w życie, szkody poczynione przez ministra Giertycha będą tym razem nieodwracalne. Długo nie podniosą się wydawcy, zniszczony również zostanie rynek dystrybucji, księgarstwo niezależne bowiem opiera się u nas w znacznej mierze na handlu podręcznikami szkolnymi. Prawdziwą ofiarą tych zmian będą uczniowie i nauczyciele. Można się też obawiać, że polskie społeczeństwo wróci do porządku sprzed 1989 roku, kiedy mieliśmy po jednym podręczniku do każdego przedmiotu. Wreszcie zapanuje porządek, a i treści podręczników będzie dużo łatwiej kontrolować.
Dr Piotr Marciszuk, Prezes Polskiej Izby Książki
Warszawa, 05.III.2007 r.
Panie Posłanki i Panowie Posłowie, Szanowni Państwo!
Projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty w wersji rządowej zawiera kilka bardzo poważnych niebezpieczeństw, grożących edukacyjną katastrofą. Dwa elementy są szczególnie groźne: po pierwsze to, że w każdej szkole ma obowiązywać wyłącznie jeden podręcznik dla wszystkich klas na jednym poziomie edukacyjnym oraz po drugie, że wyboru tego trzeba dokonać na najbliższy rok szkolny, do końca maja 2007 – wybrany program i podręcznik mają obowiązywać do końca cyklu kształcenia. Co to oznacza w praktyce?
1) Ograniczenie wyboru do jednego podręcznika dla każdej klasy oznacza drastyczne zubożenie oferty edukacyjnej i niemożliwość różnicowania poziomu nauczania w zależności od możliwości uczniów (tymczasem ustawa o systemie oświaty domaga się „przystosowania poziomu merytorycznego, wychowawczego, dydaktycznego i językowego podręcznika do możliwości uczniów”). Szczególnie absurdalne efekty daje to rozwiązanie w przypadku nauki języków obcych. Nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia dla wyboru jednego tylko podręcznika zamiast trzech (wg porozumienia MEN z wydawcami edukacyjnymi z marca 2006) – poza łatwiejszą kontrolą ich treści. Oznacza to w praktyce oddanie pełnej kontroli nad polską edukacją jednej opcji politycznej, cieszącej się śladowym poparciem wyborców. Możliwość wyboru trzech podręczników spełnia zaś te same cele, które zakłada rząd nalegając na wybór jednego: ograniczenie liczby podręczników w szkołach oraz możliwość przekazywania używanych książek młodszym rocznikom. Natomiast paradoksalnie pomysł MEN prowadzi do efektu przeciwnego – konieczność wyboru jednego podręcznika zakłada jego zmianę, a więc zakup nowego i niemożliwość skorzystania z rynku wtórnego.
2) Rozwiązanie: „Jeden podręcznik na cały cykl edukacyjny” oznacza, iż nowe podręczniki wolno wprowadzać nie częściej niż raz na trzy lata. W dzisiejszych warunkach może się to przyczynić do zahamowania rozwoju edukacji, a także znacznego utrudnienia aktualizacji podręczników w związku z rozwojem wiedzy. Częste zmiany koncepcji egzaminów końcowych (a zwłaszcza nowej matury) wymagają częstszej niż co trzy lata wymiany podręczników. Dobrym przykładem jest wprowadzenie matematyki i filozofii jako przedmiotów kończących się maturą w 2009/2010 roku. Nowe podstawy programowe dla tych przedmiotów zostaną ogłoszone najwcześniej w kwietniu 2007 (obecnie znajdują się w fazie konsultacji). Nie ma żadnych szans, aby przygotować nowe programy i podręczniki dla tych przedmiotów na najbliższy rok szkolny. W przyszłym roku natomiast nie mogą one wejść do szkół, bo zabrania tego ustawa o systemie oświaty! Zgodnie z wersją rządową, nowe podręczniki do matematyki i filozofii mogą wejść do szkoły w 2009 roku, a więc w roku matury z tych przedmiotów!
3) Wprowadzenie programu ministra Giertycha w najbliższym roku szkolnym (2007/2008) oznacza katastrofę, której nie przetrzyma nawet minister Giertych. Według pana ministra szkoła ma wybrać po jednym podręczniku do 31 maja 2007. Każda szkoła i każda klasa. Oznacza to, że z dnia na dzień nauczyciele zostaną pozbawieni swego warsztatu pracy (znaczna ich część będzie musiała zmienić podręcznik i całą obudowę metodyczną), a uczniowie zacząć od nowa naukę z nowym programem nauczania i podręcznikiem w środku cyklu nauczania. Uczniowie nie będą w stanie przygotować się do egzaminów kończących dany etap edukacji, ponieważ programy i podręczniki różnią się nie tylko treścią (podstawy programowe określają jedynie ich część wspólną), ale i układem materiału (to, co w jednym podręczniku omawiane jest w klasie pierwszej, w innej książce może znajdować się w klasie drugiej itp.).
4) Nie istnieje system informatyczny, który zebrałby zamówienia z 30 000 szkół w Polsce, podzielił je asortymentowo i przekazał konkretne zamówienia do wielu wydawców w krótkim okresie czasu. Ponieważ wiele szkół pod przymusem ustawy zmieni podręczniki, ich wybory będą nieporównywalne z tymi sprzed roku. Żaden wydawca nie zaryzykuje druku bez konkretnych zamówień, a nikt nie wie, kiedy otrzyma zamówienie, być może nawet w sierpniu. Trudno wyobrazić sobie, jaki chaos zapanuje w szkołach na początku września. Jedno jest pewne – podręczników nie będzie na czas. Ministerstwo zakłada, że wydawcy i tak przygotują podręczniki, by nie wypaść z rynku. To tylko częściowa prawda – wydrukowanie zbyt dużej liczby książek oznacza dla wydawcy bankructwo, a nikt nie wie, jak zachowają się szkoły. Istnieje zatem alternatywa – albo w tym roku szkolnym wszystko pozostanie bez zmian w porównaniu z rokiem ubiegłym, albo grozi nam chaos i braki w zaopatrzeniu dzieci w książki na początku września. Całkowitą winę za ten stan rzeczy będzie ponosił minister edukacji.
5) Czy będzie taniej? Druk w ostatniej chwili musi skutkować wzrostem cen papieru i druku. Skala wymuszonych zmian podręczników jest trudna do przewidzenia – na pewno znaczna część uczniowskiej populacji będzie musiała kupić nowe podręczniki i nie będzie mogła skorzystać z rynku wtórnego. Taniej nie będzie na pewno – trudno zresztą oczekiwać zmian tego typu od kogoś, kto zmusza społeczeństwo do zakupu mundurków szkolnych dla ponad 6 000 000 uczniów za ponad 2 mld złotych, czyli dwukrotną wartość całego rynku nowych podręczników. Drożej będzie również wtedy, gdy wymuszone przez rząd zmiany doprowadzą do monopolu w produkcji podręczników – wtedy monopolista nie będzie miał żadnych ograniczeń, bo nie będzie miał konkurencji.
6) I wreszcie obietnica zakupu podręczników dla uczniów z biednych rodzin ze środków europejskich. Według wyliczeń pana ministra ta pomoc ma objąć 37% populacji uczniów – to więcej, niż cały dzisiejszy rynek podręczników nowych. Nic nie słychać do dzisiaj o tych pieniądzach, nie ma systemu zamówień ze szkół, nie są opracowane kryteria zakupu książek, nie wiadomo, kto miałby je dystrybuować.
Ministerstwo Edukacji szermuje hasłem, iż nie wprowadza zmian dla dobra wydawców, lecz dla dobra uczniów.
Paradoksalnie jest odwrotnie – tym razem to wydawcy stoją na straży interesów uczniów i nauczycieli, nie MEN. Ministerstwo w imię nieczytelnych dla wyborcy racji politycznych dąży do zniszczenia dobra, jakim jest bogactwo i różnorodność oferty edukacyjnej.
Jeśli ustawa o systemie oświaty w wersji rządowej wejdzie w życie, szkody poczynione przez ministra Giertycha będą tym razem nieodwracalne. Długo nie podniosą się wydawcy, zniszczony również zostanie rynek dystrybucji, księgarstwo niezależne bowiem opiera się u nas w znacznej mierze na handlu podręcznikami szkolnymi. Prawdziwą ofiarą tych zmian będą uczniowie i nauczyciele. Można się też obawiać, że polskie społeczeństwo wróci do porządku sprzed 1989 roku, kiedy mieliśmy po jednym podręczniku do każdego przedmiotu. Wreszcie zapanuje porządek, a i treści podręczników będzie dużo łatwiej kontrolować.
A. D., 6 marca 2007