Na stronach internetowych Instytutu Spraw Publicznych ukazała się ocena programu „Zero tolerancji dla przemocy”, napisana przez dr Krystynę Siellawa-Kolbowską. Autorka zaczyna od zwrócenia uwagi na to, że sam przedmiot programu nie został precyzyjnie zdefiniowany. Podkreśla, że w dokumencie dominuje perswazyjny język. „Używanie określeń „powszechne” [...] w stosunku do zjawisk agresji i przemocy [...] jest semantycznym nadużyciem. Taki język buduje w świadomości społecznej obraz świata zagrażającego i spatologizowanego, pełnego wszechobecnego zła. Tworzy społeczny klimat lęku, podejrzliwości, zamiast klimatu spokojnej, otwartej debaty nad rozwiązaniem poważnych, ale nie powszechnych problemów” – pisze. I dodaje, że dane, prezentowane w programie, są nieliczne i przedstawione w sposób nierzetelny.
Zdaniem dr Krystyny Siellawa-Kolbowskiej program, oparty na niestarannej diagnozie nie może być skuteczny; ten zaś konkretny program jest dodatkowo obciążony biurokratycznym podejściem. W programie nie uwzględniono tego, że polskie szkoły podejmują bardzo różnorodne działania i przyjmują różne strategie w działaniach wychowawczych. Nauczyciele, rodzice, uczniowie nie są uznani za aktywnych partnerów społecznych w rozwiązywaniu problemu agresji w szkole. „W ministerialnym projekcie stajemy się wszyscy: nauczyciele, rodzice, działacze oświatowi, uczniowie, przede wszystkim „pacjentami” wymagającymi diagnozy i terapii” – pisze autorka opinii.
Wątpliwości budzi też to, jak wiele działań (w tym stroje szkolne czy monitoring) program wprowadza obligatoryjnie, bez uwzględnienia specyfiki szkół. Jeśli chodzi o propozycję zajęć dodatkowych, jako remedium na agresję, autorka opinii zwraca uwagę na badania, prowadzone w gimnazjach w roku 2001/02 pokazały nieatrakcyjnośc oferty takich zajęć dla uczniów.
(Instytut Spraw Publicznych 1.02.2007: www.isp.pl)
Zdaniem dr Krystyny Siellawa-Kolbowskiej program, oparty na niestarannej diagnozie nie może być skuteczny; ten zaś konkretny program jest dodatkowo obciążony biurokratycznym podejściem. W programie nie uwzględniono tego, że polskie szkoły podejmują bardzo różnorodne działania i przyjmują różne strategie w działaniach wychowawczych. Nauczyciele, rodzice, uczniowie nie są uznani za aktywnych partnerów społecznych w rozwiązywaniu problemu agresji w szkole. „W ministerialnym projekcie stajemy się wszyscy: nauczyciele, rodzice, działacze oświatowi, uczniowie, przede wszystkim „pacjentami” wymagającymi diagnozy i terapii” – pisze autorka opinii.
Wątpliwości budzi też to, jak wiele działań (w tym stroje szkolne czy monitoring) program wprowadza obligatoryjnie, bez uwzględnienia specyfiki szkół. Jeśli chodzi o propozycję zajęć dodatkowych, jako remedium na agresję, autorka opinii zwraca uwagę na badania, prowadzone w gimnazjach w roku 2001/02 pokazały nieatrakcyjnośc oferty takich zajęć dla uczniów.
(Instytut Spraw Publicznych 1.02.2007: www.isp.pl)
A. D., 1 lutego 2007
Zobacz też:
Irena Dzierzgowska: Opinia o Rządowym Programie "Zero tolerancji"