5 maja – piątek
Dziś zostałem ministrem edukacji! Strasznie się ucieszyłem! A już się bałem, że nie zostanę powołany. Tatuś zadzwonił i życzył mi, żebym brał z niego wzór i jak on, miał żelazne zasady przez całe życie. Tak właśnie będzie. Nie zamierzam być ministrem malowanym. Tak się ucieszyłem z nominacji, że zapomniałem zapytać, jaki jest adres tego ministerstwa. Na szczęście przysłali mi samochód z kierowcą. Łebski chłopak od razu wiedział gdzie mnie zawieźć.
6 maja – sobota
Na dobre zadomowiłem się w swoim gabinecie. Niezły lokal, pokoje w amfiladzie, „rasowe” meble. Komputera nie potrzebuję, bo mi szpeci biurko. Z okna widać dziedziniec ministerstwa. Szkoda, że trochę mały, bo można by na nim ćwiczyć musztrę. Młodzieży by się to spodobało.
Na szefa gabinetu politycznego powołałem Pawła. Coś mu się przecież od życia należy. Chłopak startował do sejmu i nie jego wina, że zabrakło mu ze trzysta głosów. Ma dobrą przeszłość w MW, to w edukacji przyda się na pewno.
Poznałem też jednego urzędnika z ministerstwa. Starszy facet, łysawy, nie wygląda na intelektualistę, ale podobno to jedyny, któremu mogę zaufać. Będzie do mnie wpadał co pewien czas, bo z nim mogę sobie szczerze pogadać. Pozostałych muszę się wystrzegać.
8 maja – poniedziałek
Przy śniadaniu przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Zakręcę się i dorzucę nauczycielom trochę pieniędzy. Co tam, niech mnie zapamiętają. Jak sobie pomyślę, co taki nauczyciel musi w szkole znosić, to ciarki mi chodzą po plecach. Za żadne skarby świata nie chciałbym tak pracować. Kazałem temu łysawemu (nie mam pamięci do nazwisk) przynieść wyliczenia, ile taki przeciętny nauczyciel zarabia. W pierwszej chwili pomyślałem, że całkiem nieźle, ponad 12 tysięcy złotych. Dopiero sekretarka mi wyjaśniła, że to dochody roczne.
Minister finansów trochę się opierała. Zaczęła narzekać, że nauczycieli jest bardzo dużo, aż prawie 700 tysięcy i jak każdy dostanie po 50 złotych, to ona musi wyłożyć ponad pół miliarda, licząc z pochodnymi. Faktycznie trochę dużo. Na szczęście zmiany w systemie podatkowym, które wymyśliła, przyniosą każdemu zatrudnionemu podwyżkę o 5 - 7%. Wracając samochodem policzyłem na kalkulatorze – dali mi taki fajny telefon z liczydełkiem – że taki młokos, co dopiero zaczyna pracować w szkole dostanie prawie 70 złotych więcej! Chyba nie może narzekać!
Przy okazji policzyłem, o ile wzrośnie moja pensja. Wyszło jakieś 780 złotych miesięcznie. Marnota, ale przecież nie przyszedłem tu dla pieniędzy!
Po powrocie zwołałem konferencję prasową. Poinformowałem o podwyżkach, odpowiedziałem na wszystkie pytania. Zrobili mi fajne zdjęcia, zwłaszcza na jednym, z profilu, wyglądam naprawdę dostojnie.
10 maja - środa
Jadąc swoim BMW zobaczyłem na chodniku młodego narkomana. I aż mną zatrzęsło. Przecież to mógłby być uczeń, mojej, polskiej szkoły. Nie mogę na to obojętnie patrzeć.
Zwołałem konferencję prasową. Zapowiedziałem, że w każdej szkole zamontuję kamery. Przy wejściu, na korytarzach, w toaletach, bo tam także ćpają. Mysz się nie prześlizgnie. Uczniowie muszą wiedzieć, że nie ma takiego miejsca, gdzie mogą się schować. Oko kamery wszędzie ich dopadnie. Oczywiście trzeba uważać, żeby ochroniarze nie podglądali dziewczynek, ale to się da załatwić. Toaletę damską nadzorować będą tylko panie.
Kazałem też naprawić wszystkie płoty i parkany wokół szkół. Jak jest dziura w płocie, to dealer narkotyków natychmiast ją wykorzysta. A to przecież skandal. Do jesieni ma mi być porządek.
Po południu przyszedł ten mały łysawy. Mówi, że to nie należy do moich kompetencji, że bezpieczeństwo w szkole to sprawa dyrektora, samorządów terytorialnych, rodziców. Pijany, czy co? W końcu to ja jestem ministrem edukacji. Mogę zrobić wszystko.
11 maja – czwartek
Mały łysy policzył, że kamery i ochroniarze w każdej szkole kosztowałyby ponad 2 miliardy złotych rocznie. No dobra, dobra, tymczasem mogę to odpuścić, może rzeczywiście szkoda forsy. Mam zresztą lepszy pomysł! Zrobimy blokady w Internecie. Odetnie się młokosom porno, a przy okazji stronę „Gazety Wyborczej”. W południe zwołałem konferencję prasową i ogłosiłem mój program.
17 maja – środa
Mały łysy mówi, że z tymi blokadami to też kiepski pomysł. Bo to sporo kosztuje, bo w niektórych szkołach już są, a poza tym i tak musi wszystkiego pilnować nauczyciel. W porządku, mogę z tego zrezygnować. Nie jestem uparty.
Lepsza myśl przyszła mi do głowy. Wprowadzę egzamin z religii na maturze. Kiedy tylko o tym pomyślałem, poczułem się dumny. Nie każdy mógłby wpaść na coś takiego.
Zwołałem konferencję prasową i ogłosiłem, że od przyszłego roku każdy może zdawać maturę z religii. Na razie dobrowolnie.
Wieczorem mały łysy zirytował mnie tak, że o mało nie wyrzuciłem go z gabinetu. Machał rękami, że nie ma mowy o najbliższym roku, że to w ogóle trudna sprawa, że nie ma programów, że nie wiadomo, jakie będą wymagania, że trzeba dwa lata wcześniej ogłaszać jakieś informatory. Kazałem mu wyjść za drzwi. Jednak później, gdy sobie wszystko rozważyłem pomyślałem, że jeśli to wymaga aż tyle roboty, to może lepiej dać sobie spokój?
18 maja – czwartek
Dziś zorganizowałem konferencję prasową dla zagranicznych pismaków. Przedstawiłem na niej najróżniejsze moje projekty, ale chyba niewiele zrozumieli, chociaż mówiłem do nich po angielsku. Nie warto było się męczyć. Na edukacji zupełnie się nie znają.
29 maja - poniedziałek
Na ścianie w moim gabinecie wisi portret przodka w mundurze. Dziś jak tylko na niego zerknąłem, od razu przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł. Na dwunastą zwołałem konferencję prasową.
Miałem dobry dzień i prawdziwą wenę twórczą. Pomysły lały się ze mnie strumieniem. Najważniejszy to lustracja dyrektorów, wicedyrektorów, kierowników warsztatów i stołówek szkolnych. No i ten skojarzony ze zdjęciem – zrobię nauczycieli funkcjonariuszami publicznymi! Oczami wyobraźni widzę już pedagogów w mundurach, z orzełkiem na czapce. Na pagonach mogliby mieć wyhaftowane kaganki oświaty. Im wyższy stopień awansu tym więcej kaganków!
To wspaniały pomysł. Podniesienie ręki na nauczyciela w szkole traktowane będzie jak obraza munduru – kilka lat bez zawieszenia. To niepokornych uczniów oduczy raz na całe życie. A nauczyciele jako funkcjonariusze publiczni nie będą mieli prawa do strajku.
Dziennikarze byli dziś trochę nadaktywni. Jakaś kobieta (chyba z lewicy) zapytała co mam zamiar zrobić dla przedszkoli? A co niby mam robić?. Żadnych przedszkoli nie będzie. Przez całe wieki matka siedziała z dziećmi w domu i było dobrze. To po co to zmieniać?
Wieczorem zadzwonił premier i powiedział, że o przedszkolach to on ma inne zdanie. Niewiarygodne! Ale dobra, mogę dla premiera trochę złagodzić swoje stanowisko.
30 maja – wtorek
Zwołałem konferencję prasową. Miałem dobry humor i zdecydowałem, że dziś będę hojny. Powiedziałem, że jak rodzice chcą, to mogą posyłać dzieci do przedszkola. Więcej. Obiecałem, że tym rodzicom, którzy muszą dowozić swoje dzieci, państwo zwróci koszty tych dojazdów.
Mały łysy znowu wśliznął się do gabinetu. Marudził, że problem nie leży w dowożeniu dzieci, tylko w tym, że są miejsca, gdzie nie ma przedszkoli. I co z tego? Nie ma, to niech sobie wybudują. Ja mam o wszystkim myśleć?
6 czerwca – wtorek
Na dwunastą zwołałem konferencję prasową, ale przez cały ranek jakoś żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Krążyłem po gabinecie tam i z powrotem i krążyłem. I nic. Już się przestraszyłem, że dzisiaj dziennikarzy niczym nie zaskoczę.
I nagle... Jest! Znalazłem. Wychowanie patriotyczne! Wprowadzę nowy przedmiot nauczany w każdej szkole. Dziennikarzami aż zatrzęsło. Oczywiście jak zwykle szukali dziury w całym. A to, że nie ma programu, a że tak się patriotyzmu nie kształci, a że nie wiadomo jacy nauczyciele będą tego uczyć. Jeden powiedział, że to trudny problem. Pewnie, że niełatwy. Ja się od trudności nie uchylam!
Mały łysy zachowuje się coraz bezczelniej. Mówi, że dodatkowe lekcje to straszne koszty, że uczniowie nie mogą mieć już więcej godzin. Nie chcę tego słuchać! W końcu mogę odpuścić oddzielny przedmiot, ale samego patriotyzmu nie odpuszczę. Jeszcze coś wymyślę.
7 czerwca – środa
Rano zadzwonił Wojtek. Przeczytał mi takie zdanie „Zainicjuj krótką dyskusję na temat sławnych ludzi, którzy otwarcie mówili o swojej seksualności”. Myślałem, że to fragment ulotki organizatorów parad homoseksualistów, ale nie... Prawda okazała się przerażająca. To zdanie i inne, jeszcze gorsze znalazły się w poradniku wydanym przez ośrodek, który mi bezpośrednio podlega! Tuż pod moim bokiem zagnieździła się propaganda homoseksualna! Aż mną zatrzęsło.
Na konferencji prasowej w sejmie ogłosiłem odwołanie dyrektora tego ośrodka. Nie znałem jego nazwiska, ale dziennikarze domyślili się, o kogo chodzi. To jasne, że są z tego samego układu.
Mały łysy wpadł do mnie przerażony. Szeptał, że ten poradnik wydała Rada Europy, że zatwierdził minister. Tym gorzej! To jeszcze jeden dowód, że poplecznicy pana Biedronia są wszędzie.
Na marginesie, przyszło mi do głowy, że nazwisko Biedronia to jedyne, które potrafię zapamiętać. Sprytnie je sobie wybrał, prawda?
Aż trudno sobie wyobrazić, co by się mogło wydarzyć, gdybym tak szybko nie zareagował! Geje i lesbijki mogliby swobodnie opanować nasze szkoły. Boże, jak dobrze, że udało mi się uchronić niewinne dzieci!
W sprawie homoseksualistów Wojtek jest niezawodny. Wyczuwa gejów na kilometr.
9 czerwca – piątek
Dziś na konferencji prasowej przedstawiłem mój sposób na tani podręcznik. Tak banalnie prosty, że nie rozumiem, dlaczego nikt z moich poprzedników na to nie wpadł. A wszyscy niby tacy znawcy edukacji.
Rozwiązanie jest proste. Ja zatwierdzam jeden podręcznik dla każdego przedmiotu, podpisuję umowę z wydawcą i dyktuję cenę. Pieniądze wykładam z budżetu. Potem rodzice kupują książkę w szkole, a ich pieniądze dyrektor może przeznaczyć na kredę czy mydło. Widzę same zalety takiego działania. Po pierwsze zadbam o treści podręcznika, po drugie ukrócę swobodę wyboru, po trzecie wydawnictwa pójdą z torbami i zostanie tylko to, które ja wskażę. No i wreszcie podręczniki będą trochę tańsze.
Dziennikarzy mówią, że to głupi pomysł. Nie będę ich słuchać! Wiem, kogo reprezentują i kto za nimi stoi.
Miałem jeszcze kilka fajnych pomysłów, ale ze zdenerwowania wyleciały mi z głowy.
12 czerwca – poniedziałek
Dziś rano dzwonił ojciec. Gratulował, że tak świetnie sobie radzę. W czasie rozmowy wpadłem na genialny pomysł. Muszę coś teraz zrobić dla rodziców. Nie tylko dla swoich, także dla tych obcych.
Zwołałem konferencję. Ogłosiłem mój program w sprawie rad rodziców. Jakiś dziennikarz pytał, o czym będą mogli decydować. No, na przykład mogą wybierać podręczniki dla swoich dzieci. Na to ten uparty pismak przypomniał, że podręcznik będzie tylko jeden. Faktycznie, przecież to ja sam zatwierdzę wszystkie podręczniki! I dobrze. A rodzice powinni mi być wdzięczni, że rozwiązuję za nich ich problemy.
13 czerwca – wtorek
Zwołałem konferencję prasową. Dotyczyła wyników sprawdzianów i egzaminów. Ja nic nie rozumiem z tych wykresów i słupków. Oddałem głos dyrektorowi centralnej komisji. W końcu mamy przecież demokrację.
Wieczorem, razem z rodziną i dalszymi krewnymi oglądaliśmy stronę Internetową ministerstwa edukacji. Wszystkim się spodobała galeria moich zdjęć. Najbardziej zachwycili się jedną fotografią, na której twardym spojrzeniem przyglądam się sali.
14 czerwca – środa
Zwołałem konferencję prasową. Ogłosiłem, że teraz oddzielnie będzie się uczyło historii Polski i historii powszechnej. Fajny pomysł, prawda? Oczywiście ci z układu już mnie krytykują. Jakiś historyk naśmiewał się, że Napoleon do granicy polski będzie omawiany na jednym przedmiocie, a po jej przekroczeniu na innym. Niby, że to takie zabawne.
Przy okazji wymyśliłem inny sposób prowadzenia konferencji prasowych. Teraz ja zadaję dziennikarzom pytania. Na żadne nie potrafią odpowiedzieć. Ani o datę bitwy pod Płowcami, ani pod Kircholmem. Utarłem im nosa.
20 czerwca – wtorek
Dziś to mi się trafiła prawdziwa okazja. Mogłem sobie przemawiać z trybuny sejmowej dowolnie długo i to w czasie transmisji telewizyjnej. Strasznie się ucieszyłem. Ledwie zdążyłem zadzwonić do tatusia, żeby mnie oglądał.
Powiedziałem im wszystkim, co ja myślę o edukacji. Po pierwsze, że mogę robić co chcę, bo teraz ja rządzę. Po drugie, że wprowadzę bramki, blokady, religię na maturze, wychowanie patriotyczne, podzieloną historię. Po trzecie, że wyrzucę z pracy kogo tylko zechcę i żadna Europa mi w tym nie przeszkodzi. Po czwarte, że póki ja jestem ministrem, żadna lewica do szkoły nie będzie miała dostępu.
Może z tym ostatnim postulatem trochę się pospieszyłem. Pewnie, że byłoby dobrze wiedzieć, kto z nauczycieli ma lewicowe poglądy, albo którzy rodzice nie głosowali na partie koalicji. Można by ich dzieci zwolnić z obowiązku szkolnego i nie wpuszczać do szkoły. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej podoba mi się ta idea. Niełatwa, to prawda, ale ja się przecież trudności nie boję.
Mały łysy już nawet do mnie nie zagląda. I dobrze. Nie są mi potrzebne jego marne rady.
23 czerwca – piątek
Dziś rano pijąc kawę wpadłem na genialny pomysł. Na dwunastą zwołuję konferencję prasową...
Dziś zostałem ministrem edukacji! Strasznie się ucieszyłem! A już się bałem, że nie zostanę powołany. Tatuś zadzwonił i życzył mi, żebym brał z niego wzór i jak on, miał żelazne zasady przez całe życie. Tak właśnie będzie. Nie zamierzam być ministrem malowanym. Tak się ucieszyłem z nominacji, że zapomniałem zapytać, jaki jest adres tego ministerstwa. Na szczęście przysłali mi samochód z kierowcą. Łebski chłopak od razu wiedział gdzie mnie zawieźć.
6 maja – sobota
Na dobre zadomowiłem się w swoim gabinecie. Niezły lokal, pokoje w amfiladzie, „rasowe” meble. Komputera nie potrzebuję, bo mi szpeci biurko. Z okna widać dziedziniec ministerstwa. Szkoda, że trochę mały, bo można by na nim ćwiczyć musztrę. Młodzieży by się to spodobało.
Na szefa gabinetu politycznego powołałem Pawła. Coś mu się przecież od życia należy. Chłopak startował do sejmu i nie jego wina, że zabrakło mu ze trzysta głosów. Ma dobrą przeszłość w MW, to w edukacji przyda się na pewno.
Poznałem też jednego urzędnika z ministerstwa. Starszy facet, łysawy, nie wygląda na intelektualistę, ale podobno to jedyny, któremu mogę zaufać. Będzie do mnie wpadał co pewien czas, bo z nim mogę sobie szczerze pogadać. Pozostałych muszę się wystrzegać.
8 maja – poniedziałek
Przy śniadaniu przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Zakręcę się i dorzucę nauczycielom trochę pieniędzy. Co tam, niech mnie zapamiętają. Jak sobie pomyślę, co taki nauczyciel musi w szkole znosić, to ciarki mi chodzą po plecach. Za żadne skarby świata nie chciałbym tak pracować. Kazałem temu łysawemu (nie mam pamięci do nazwisk) przynieść wyliczenia, ile taki przeciętny nauczyciel zarabia. W pierwszej chwili pomyślałem, że całkiem nieźle, ponad 12 tysięcy złotych. Dopiero sekretarka mi wyjaśniła, że to dochody roczne.
Minister finansów trochę się opierała. Zaczęła narzekać, że nauczycieli jest bardzo dużo, aż prawie 700 tysięcy i jak każdy dostanie po 50 złotych, to ona musi wyłożyć ponad pół miliarda, licząc z pochodnymi. Faktycznie trochę dużo. Na szczęście zmiany w systemie podatkowym, które wymyśliła, przyniosą każdemu zatrudnionemu podwyżkę o 5 - 7%. Wracając samochodem policzyłem na kalkulatorze – dali mi taki fajny telefon z liczydełkiem – że taki młokos, co dopiero zaczyna pracować w szkole dostanie prawie 70 złotych więcej! Chyba nie może narzekać!
Przy okazji policzyłem, o ile wzrośnie moja pensja. Wyszło jakieś 780 złotych miesięcznie. Marnota, ale przecież nie przyszedłem tu dla pieniędzy!
Po powrocie zwołałem konferencję prasową. Poinformowałem o podwyżkach, odpowiedziałem na wszystkie pytania. Zrobili mi fajne zdjęcia, zwłaszcza na jednym, z profilu, wyglądam naprawdę dostojnie.
10 maja - środa
Jadąc swoim BMW zobaczyłem na chodniku młodego narkomana. I aż mną zatrzęsło. Przecież to mógłby być uczeń, mojej, polskiej szkoły. Nie mogę na to obojętnie patrzeć.
Zwołałem konferencję prasową. Zapowiedziałem, że w każdej szkole zamontuję kamery. Przy wejściu, na korytarzach, w toaletach, bo tam także ćpają. Mysz się nie prześlizgnie. Uczniowie muszą wiedzieć, że nie ma takiego miejsca, gdzie mogą się schować. Oko kamery wszędzie ich dopadnie. Oczywiście trzeba uważać, żeby ochroniarze nie podglądali dziewczynek, ale to się da załatwić. Toaletę damską nadzorować będą tylko panie.
Kazałem też naprawić wszystkie płoty i parkany wokół szkół. Jak jest dziura w płocie, to dealer narkotyków natychmiast ją wykorzysta. A to przecież skandal. Do jesieni ma mi być porządek.
Po południu przyszedł ten mały łysawy. Mówi, że to nie należy do moich kompetencji, że bezpieczeństwo w szkole to sprawa dyrektora, samorządów terytorialnych, rodziców. Pijany, czy co? W końcu to ja jestem ministrem edukacji. Mogę zrobić wszystko.
11 maja – czwartek
Mały łysy policzył, że kamery i ochroniarze w każdej szkole kosztowałyby ponad 2 miliardy złotych rocznie. No dobra, dobra, tymczasem mogę to odpuścić, może rzeczywiście szkoda forsy. Mam zresztą lepszy pomysł! Zrobimy blokady w Internecie. Odetnie się młokosom porno, a przy okazji stronę „Gazety Wyborczej”. W południe zwołałem konferencję prasową i ogłosiłem mój program.
17 maja – środa
Mały łysy mówi, że z tymi blokadami to też kiepski pomysł. Bo to sporo kosztuje, bo w niektórych szkołach już są, a poza tym i tak musi wszystkiego pilnować nauczyciel. W porządku, mogę z tego zrezygnować. Nie jestem uparty.
Lepsza myśl przyszła mi do głowy. Wprowadzę egzamin z religii na maturze. Kiedy tylko o tym pomyślałem, poczułem się dumny. Nie każdy mógłby wpaść na coś takiego.
Zwołałem konferencję prasową i ogłosiłem, że od przyszłego roku każdy może zdawać maturę z religii. Na razie dobrowolnie.
Wieczorem mały łysy zirytował mnie tak, że o mało nie wyrzuciłem go z gabinetu. Machał rękami, że nie ma mowy o najbliższym roku, że to w ogóle trudna sprawa, że nie ma programów, że nie wiadomo, jakie będą wymagania, że trzeba dwa lata wcześniej ogłaszać jakieś informatory. Kazałem mu wyjść za drzwi. Jednak później, gdy sobie wszystko rozważyłem pomyślałem, że jeśli to wymaga aż tyle roboty, to może lepiej dać sobie spokój?
18 maja – czwartek
Dziś zorganizowałem konferencję prasową dla zagranicznych pismaków. Przedstawiłem na niej najróżniejsze moje projekty, ale chyba niewiele zrozumieli, chociaż mówiłem do nich po angielsku. Nie warto było się męczyć. Na edukacji zupełnie się nie znają.
29 maja - poniedziałek
Na ścianie w moim gabinecie wisi portret przodka w mundurze. Dziś jak tylko na niego zerknąłem, od razu przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł. Na dwunastą zwołałem konferencję prasową.
Miałem dobry dzień i prawdziwą wenę twórczą. Pomysły lały się ze mnie strumieniem. Najważniejszy to lustracja dyrektorów, wicedyrektorów, kierowników warsztatów i stołówek szkolnych. No i ten skojarzony ze zdjęciem – zrobię nauczycieli funkcjonariuszami publicznymi! Oczami wyobraźni widzę już pedagogów w mundurach, z orzełkiem na czapce. Na pagonach mogliby mieć wyhaftowane kaganki oświaty. Im wyższy stopień awansu tym więcej kaganków!
To wspaniały pomysł. Podniesienie ręki na nauczyciela w szkole traktowane będzie jak obraza munduru – kilka lat bez zawieszenia. To niepokornych uczniów oduczy raz na całe życie. A nauczyciele jako funkcjonariusze publiczni nie będą mieli prawa do strajku.
Dziennikarze byli dziś trochę nadaktywni. Jakaś kobieta (chyba z lewicy) zapytała co mam zamiar zrobić dla przedszkoli? A co niby mam robić?. Żadnych przedszkoli nie będzie. Przez całe wieki matka siedziała z dziećmi w domu i było dobrze. To po co to zmieniać?
Wieczorem zadzwonił premier i powiedział, że o przedszkolach to on ma inne zdanie. Niewiarygodne! Ale dobra, mogę dla premiera trochę złagodzić swoje stanowisko.
30 maja – wtorek
Zwołałem konferencję prasową. Miałem dobry humor i zdecydowałem, że dziś będę hojny. Powiedziałem, że jak rodzice chcą, to mogą posyłać dzieci do przedszkola. Więcej. Obiecałem, że tym rodzicom, którzy muszą dowozić swoje dzieci, państwo zwróci koszty tych dojazdów.
Mały łysy znowu wśliznął się do gabinetu. Marudził, że problem nie leży w dowożeniu dzieci, tylko w tym, że są miejsca, gdzie nie ma przedszkoli. I co z tego? Nie ma, to niech sobie wybudują. Ja mam o wszystkim myśleć?
6 czerwca – wtorek
Na dwunastą zwołałem konferencję prasową, ale przez cały ranek jakoś żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Krążyłem po gabinecie tam i z powrotem i krążyłem. I nic. Już się przestraszyłem, że dzisiaj dziennikarzy niczym nie zaskoczę.
I nagle... Jest! Znalazłem. Wychowanie patriotyczne! Wprowadzę nowy przedmiot nauczany w każdej szkole. Dziennikarzami aż zatrzęsło. Oczywiście jak zwykle szukali dziury w całym. A to, że nie ma programu, a że tak się patriotyzmu nie kształci, a że nie wiadomo jacy nauczyciele będą tego uczyć. Jeden powiedział, że to trudny problem. Pewnie, że niełatwy. Ja się od trudności nie uchylam!
Mały łysy zachowuje się coraz bezczelniej. Mówi, że dodatkowe lekcje to straszne koszty, że uczniowie nie mogą mieć już więcej godzin. Nie chcę tego słuchać! W końcu mogę odpuścić oddzielny przedmiot, ale samego patriotyzmu nie odpuszczę. Jeszcze coś wymyślę.
7 czerwca – środa
Rano zadzwonił Wojtek. Przeczytał mi takie zdanie „Zainicjuj krótką dyskusję na temat sławnych ludzi, którzy otwarcie mówili o swojej seksualności”. Myślałem, że to fragment ulotki organizatorów parad homoseksualistów, ale nie... Prawda okazała się przerażająca. To zdanie i inne, jeszcze gorsze znalazły się w poradniku wydanym przez ośrodek, który mi bezpośrednio podlega! Tuż pod moim bokiem zagnieździła się propaganda homoseksualna! Aż mną zatrzęsło.
Na konferencji prasowej w sejmie ogłosiłem odwołanie dyrektora tego ośrodka. Nie znałem jego nazwiska, ale dziennikarze domyślili się, o kogo chodzi. To jasne, że są z tego samego układu.
Mały łysy wpadł do mnie przerażony. Szeptał, że ten poradnik wydała Rada Europy, że zatwierdził minister. Tym gorzej! To jeszcze jeden dowód, że poplecznicy pana Biedronia są wszędzie.
Na marginesie, przyszło mi do głowy, że nazwisko Biedronia to jedyne, które potrafię zapamiętać. Sprytnie je sobie wybrał, prawda?
Aż trudno sobie wyobrazić, co by się mogło wydarzyć, gdybym tak szybko nie zareagował! Geje i lesbijki mogliby swobodnie opanować nasze szkoły. Boże, jak dobrze, że udało mi się uchronić niewinne dzieci!
W sprawie homoseksualistów Wojtek jest niezawodny. Wyczuwa gejów na kilometr.
9 czerwca – piątek
Dziś na konferencji prasowej przedstawiłem mój sposób na tani podręcznik. Tak banalnie prosty, że nie rozumiem, dlaczego nikt z moich poprzedników na to nie wpadł. A wszyscy niby tacy znawcy edukacji.
Rozwiązanie jest proste. Ja zatwierdzam jeden podręcznik dla każdego przedmiotu, podpisuję umowę z wydawcą i dyktuję cenę. Pieniądze wykładam z budżetu. Potem rodzice kupują książkę w szkole, a ich pieniądze dyrektor może przeznaczyć na kredę czy mydło. Widzę same zalety takiego działania. Po pierwsze zadbam o treści podręcznika, po drugie ukrócę swobodę wyboru, po trzecie wydawnictwa pójdą z torbami i zostanie tylko to, które ja wskażę. No i wreszcie podręczniki będą trochę tańsze.
Dziennikarzy mówią, że to głupi pomysł. Nie będę ich słuchać! Wiem, kogo reprezentują i kto za nimi stoi.
Miałem jeszcze kilka fajnych pomysłów, ale ze zdenerwowania wyleciały mi z głowy.
12 czerwca – poniedziałek
Dziś rano dzwonił ojciec. Gratulował, że tak świetnie sobie radzę. W czasie rozmowy wpadłem na genialny pomysł. Muszę coś teraz zrobić dla rodziców. Nie tylko dla swoich, także dla tych obcych.
Zwołałem konferencję. Ogłosiłem mój program w sprawie rad rodziców. Jakiś dziennikarz pytał, o czym będą mogli decydować. No, na przykład mogą wybierać podręczniki dla swoich dzieci. Na to ten uparty pismak przypomniał, że podręcznik będzie tylko jeden. Faktycznie, przecież to ja sam zatwierdzę wszystkie podręczniki! I dobrze. A rodzice powinni mi być wdzięczni, że rozwiązuję za nich ich problemy.
13 czerwca – wtorek
Zwołałem konferencję prasową. Dotyczyła wyników sprawdzianów i egzaminów. Ja nic nie rozumiem z tych wykresów i słupków. Oddałem głos dyrektorowi centralnej komisji. W końcu mamy przecież demokrację.
Wieczorem, razem z rodziną i dalszymi krewnymi oglądaliśmy stronę Internetową ministerstwa edukacji. Wszystkim się spodobała galeria moich zdjęć. Najbardziej zachwycili się jedną fotografią, na której twardym spojrzeniem przyglądam się sali.
14 czerwca – środa
Zwołałem konferencję prasową. Ogłosiłem, że teraz oddzielnie będzie się uczyło historii Polski i historii powszechnej. Fajny pomysł, prawda? Oczywiście ci z układu już mnie krytykują. Jakiś historyk naśmiewał się, że Napoleon do granicy polski będzie omawiany na jednym przedmiocie, a po jej przekroczeniu na innym. Niby, że to takie zabawne.
Przy okazji wymyśliłem inny sposób prowadzenia konferencji prasowych. Teraz ja zadaję dziennikarzom pytania. Na żadne nie potrafią odpowiedzieć. Ani o datę bitwy pod Płowcami, ani pod Kircholmem. Utarłem im nosa.
20 czerwca – wtorek
Dziś to mi się trafiła prawdziwa okazja. Mogłem sobie przemawiać z trybuny sejmowej dowolnie długo i to w czasie transmisji telewizyjnej. Strasznie się ucieszyłem. Ledwie zdążyłem zadzwonić do tatusia, żeby mnie oglądał.
Powiedziałem im wszystkim, co ja myślę o edukacji. Po pierwsze, że mogę robić co chcę, bo teraz ja rządzę. Po drugie, że wprowadzę bramki, blokady, religię na maturze, wychowanie patriotyczne, podzieloną historię. Po trzecie, że wyrzucę z pracy kogo tylko zechcę i żadna Europa mi w tym nie przeszkodzi. Po czwarte, że póki ja jestem ministrem, żadna lewica do szkoły nie będzie miała dostępu.
Może z tym ostatnim postulatem trochę się pospieszyłem. Pewnie, że byłoby dobrze wiedzieć, kto z nauczycieli ma lewicowe poglądy, albo którzy rodzice nie głosowali na partie koalicji. Można by ich dzieci zwolnić z obowiązku szkolnego i nie wpuszczać do szkoły. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej podoba mi się ta idea. Niełatwa, to prawda, ale ja się przecież trudności nie boję.
Mały łysy już nawet do mnie nie zagląda. I dobrze. Nie są mi potrzebne jego marne rady.
23 czerwca – piątek
Dziś rano pijąc kawę wpadłem na genialny pomysł. Na dwunastą zwołuję konferencję prasową...
Irena Dzierzgowska, 28 czerwca 2006