Monitor.edu.pl / Felietony Kanał RSS: Monitor Edukacji

Wyprowadzić religię z przedszkoli i szkół

Kanał RSS: Newsy edukacyjne
Zrób eksperyment: kiedy następnym razem będziesz brała udział w jakimś zebraniu (im nudniejszym, tym lepiej), zabierz głos i powiedz "A tak przy okazji – uważam, że należy wyprowadzić religię z przedszkoli i szkół". Będziesz zaskoczona, ile osób się z Tobą zgodzi, ile osób przyjmie Twoje słowa z zadowoleniem i z ulgą. Z zadowoleniem, bo wreszcie ktoś to głośno powiedział, z ulgą – bo usłyszą, że ktoś jeszcze poza nimi tak myśli, że nie są w tym przekonaniu odosobnione.

Nas, tych, które i którzy religii w szkołach nie chcemy, jest naprawdę dużo – wśród ateistek i ateistów, katoliczek i katolików, chrześcijanek i chrześcijan różnych wyznań, wyznawczyń i wyznawców religii innych niż chrześcijaństwo. A przecież coś przeszkadza nam artykułować nasz protest publicznie. Nie widzimy, ile nas jest. Nie możemy się policzyć. Boimy się – oburzenia, wyśmiania, napiętnowania z ambony, napiętnowania naszych dzieci. Mówi się nam, że nie warto protestować, że sprawa jest i tak nie do wygrania, że właściwie o co nam chodzi, że tradycja, piękne symbole, że uniwersalne wartości, no a poza tym konkordat, konkordat...

Przeciw tej magmie warto mieć w zanadrzu kilka faktów. Rok 1990, Episkopat żąda, Minister Edukacji wydaje dokument pt.: Instrukcja ministra edukacji narodowej z dnia 3 sierpnia 1990 roku dotycząca powrotu nauczania religii do szkoły w roku szkolnym 1990/91. Uczniowie i uczennice, którzy obecnie chodzą do szkół, urodzili się, kiedy religia już w szkołach była. Rosną nam kolejne pokolenia, które nie mają szansy doświadczyć czegoś takiego, jak świecka szkoła publiczna. W tym roku maturę zdaje rocznik 1993: rówieśnice i rówieśniczki konkordatu, który zabetonował kwestię nauczania religii w szkołach.

Konkordat to jeden z koronnych argumentów tych, którzy mówią, że z religią nic zrobić się nie da – trzeba przestrzegać umów i dopełniać zobowiązań. Praktyka uczy jednak, że w życiu społecznym niektóre umowy bywają bardziej rygorystycznie przestrzegane niż inne. Weźmy umowę, zgodnie z którą na życzenie rodziców w szkole organizuje się zajęcia z religii katolickiej. Tej przestrzega się w Polsce tak skrupulatnie, że nie trzeba już nawet wypowiadać życzenia. Jeśli nie zgłosicie wyraźnego sprzeciwu, wasze dzieci na ogół automatycznie zostaną na religię zapisane. Zobowiązania wobec dzieci, które wyznają religię inną niż katolicka bądź tych, które chciałyby mieć zajęcia z etyki, wypełniane są na ogół ze znacznie mniejszą starannością.

Umowy można renegocjować i wypowiadać. A już zwłaszcza takie, z których korzyści czerpie tylko jedna strona. Lekcje religii w Polsce odbywają się według programów ustalanych przez Kościół i prowadzone są przez osoby, nad którymi dyrektorzy i dyrektorki szkół nie mają prawie żadnej kontroli. Opłacane są jednak przez państwo (ostatnio okazało się, że ma to dotyczyć także przedszkoli publicznych. Dziecko ma w nich prawo do zaledwie 5 godzin dziennie bezpłatnych zajęć, ale religia, jeśli jest organizowana, ma się właśnie w tych bezpłatnych godzinach odbywać). Katecheci i katechetki uczestniczą w radach pedagogicznych, mają dostęp do informacji o uczniach i uczennicach, a ocena z religii jest wliczana do średniej...

W problemie obecności religii w szkole jak w soczewce skupia się problem nadobecności Kościoła katolickiego w polskim życiu publicznym. Nawet jeśli religia nas gniewa, czujemy się wobec niej bezsilne i bezsilni. To poczucie niemocy jest zarazem efektem władzy, jaką Kościół nad nami sprawuje, jak i tejże władzy podstawą. Pojawia się właśnie dlatego, że Kościół stał się w naszym życiu wszechobecny. Im więcej księży, zakonnic, katechetów i katechetek dziecko spotyka na swojej edukacyjnej drodze, tym bardziej utrwala się w nim przekonanie, że stała obecność w naszym życiu księży, zakonnic, symboli religijnych, jasełek, opłatków i tym podobnych nawet jeśli niewygodna, jest zarazem absolutnie nieunikniona.

Nie jest. Władza Kościoła (i nie tylko) rozsypie się w gruzy, jeśli wymówimy jej służbę. I właśnie dlatego zrób eksperyment. Kiedy następnym razem będziesz brała udział w jakimś zebraniu, powiedz: "Przy okazji – uważam, że należy wyprowadzić religię z przedszkoli i szkół". Jeśli wystarczająco wiele i wielu z nas będzie to powtarzać wystarczająco często, to, co dziś wydaje się nieprawdopodobne, okaże się możliwe: religia zniknie ze szkół, a my odzyskamy utracone poczucie mocy.
Anna Dzierzgowska, 9 grudnia 2012

Zobacz też:
Gazetka Manifowa, marzec 2012
"Kościół, państwo i polityka płci", raport fundacji im. Heinricha Boella

Twoja opinia


Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Fundusze EOG Fundacja im. Stefana Batorego Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży