W środę 6 września mogliśmy, dzięki mediom, obserwować przebieg ciekawych wydarzeń. Jeszcze rano Giertych zapytany o protest rodziców przeciwko zamykaniu szkoły w Siedlimowie nie wiedział nic na ten temat, mimo, że od kilku dni głośno było o tym wydarzeniu. Kilka godzin później TVN24 pokazała przyjazd ministra do szkoły i publiczną obietnicę, że gmina otrzyma dodatkowe środki na utrzymanie szkoły.
Rodzice zadowoleni, wójt usatysfakcjonowany. Szkoła pozostanie. Czy to oznacza właściwe załatwienie sprawy?
Otóż nie. Minister złamał prawo i wykazał się całkowitym niezrozumieniem reguł, jakie obowiązują w demokratycznym państwie. Bo w państwie prawa wszystkich obywateli, a szczególnie urzędników najwyższej rangi obowiązują przepisy i zapisane w nich procedury, zwłaszcza w odniesieniu do pieniędzy publicznych. Co roku minister edukacji w uzgodnieniu z ministrem finansów wydaje rozporządzenie, które określa sposób podziału subwencji oświatowej między wszystkie gminy. Subwencja zawiera również niewielką rezerwę, ale korzystanie z niej także odbywa się według jasnych zasad uzgadnianych każdorazowo ze stroną samorządową.
Rodzice uczniów z Siedlimowa od dawna protestowali przeciwko zamknięciu ich szkoły. Rozumiem ich rację. Jestem autorką projektu „Mała szkoła”, który daje podstawę prawną utrzymania niewielkich placówek na terenach wiejskich. Jednak decyzje takie podejmować może tylko lokalna społeczność, a nie minister, łamiąc przy tym prawo. W PRL-u, gdzie rządzący mieli prawo za nic, mogliśmy oglądać sekretarzy partii, którzy jak dobre paniska dorzucali grosza komu tylko chcieli. Czasy się zmieniły. Dziś jeśli minister Giertych chce dołożyć środków jakiejkolwiek szkole musi wyjąć portfel i własne pieniądze. Ale to chyba przekracza granice jego wrażliwości.
Rodzice zadowoleni, wójt usatysfakcjonowany. Szkoła pozostanie. Czy to oznacza właściwe załatwienie sprawy?
Otóż nie. Minister złamał prawo i wykazał się całkowitym niezrozumieniem reguł, jakie obowiązują w demokratycznym państwie. Bo w państwie prawa wszystkich obywateli, a szczególnie urzędników najwyższej rangi obowiązują przepisy i zapisane w nich procedury, zwłaszcza w odniesieniu do pieniędzy publicznych. Co roku minister edukacji w uzgodnieniu z ministrem finansów wydaje rozporządzenie, które określa sposób podziału subwencji oświatowej między wszystkie gminy. Subwencja zawiera również niewielką rezerwę, ale korzystanie z niej także odbywa się według jasnych zasad uzgadnianych każdorazowo ze stroną samorządową.
Rodzice uczniów z Siedlimowa od dawna protestowali przeciwko zamknięciu ich szkoły. Rozumiem ich rację. Jestem autorką projektu „Mała szkoła”, który daje podstawę prawną utrzymania niewielkich placówek na terenach wiejskich. Jednak decyzje takie podejmować może tylko lokalna społeczność, a nie minister, łamiąc przy tym prawo. W PRL-u, gdzie rządzący mieli prawo za nic, mogliśmy oglądać sekretarzy partii, którzy jak dobre paniska dorzucali grosza komu tylko chcieli. Czasy się zmieniły. Dziś jeśli minister Giertych chce dołożyć środków jakiejkolwiek szkole musi wyjąć portfel i własne pieniądze. Ale to chyba przekracza granice jego wrażliwości.
Irena Dzierzgowska, 9 września 2006