Pierwszy dzień nowego roku szkolnego to równocześnie koniec pierwszych czterech miesięcy pracy Romana Giertycha w Ministerstwie Edukacji. Sto dni minęło, czas na podsumowanie. Co zrobił w tym czasie Giertych dla oświaty? Najkrócej mówiąc – nic.
Giertych objął stanowisko ministra zupełnie do tego nieprzygotowany. Sądził zapewne, bazując na swoich doświadczeniach szefa ideologicznej partii, że wystarczy urządzać konferencje prasowe, żeby zmieniać rzeczywistość. Toteż w pierwszych tygodniach ministrowania konferencje odbywały się praktycznie codziennie. Na każdej Giertych zgłaszał jakiś nowy pomysł. Potem flesze gasły, dziennikarze wychodzili, a minister zapominał o obietnicach.
Ale rejestr pomysłów Gierycha jest wart przypomnienia. Minister obiecywał:
- Kamery w każdej szkole;
- Blokady internetu;
- Egzamin maturalny z religii;
- Rozdzielenie historii polski od historii powszechnej;
- Wychowanie patriotyczne;
- Mundurki szkolne;
Ani jeden z pomysłów nie doczekał się realizacji. Owszem, na stronie internetowej MEN „wisi” projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, w którym w nieco złagodzonej formie powtarzają się niektóre projekty, ale jaki jest tryb prac nad ustawą i przewidziane terminy jej wdrożenia, nikt nie wie.
Decyzją, która prawdopodobnie zostanie wprowadzona w życie, jest amnestia maturalna. Konsekwencje tego pomysłu na wiele lat zepsują system egzaminów. Raz wprowadzone „ułatwienia” maturalne nie łatwo będzie cofnąć. Prawdopodobnie uczelnie przywrócą egzaminy wstępne. Taki będzie koniec nowej matury.
Pierwszego dnia nowego roku szkolnego Giertych do poprzednich pomysłów dodał cztery „p”: prestiż, prawdę, patriotyzm, porządek. Ciekawe, że ani jedno hasło nie odnosi się do głównej funkcji szkoły. Czyżby minister nie wiedział, że szkoła przede wszystkim uczy? Jego priorytety mogłyby równie dobrze pasować do zakładów poprawczych.
Głosy w obronie Giertycha powtarzają – Cóż złego w tych hasłach? Czy szkole nie przyda się porządek czy prestiż? Można by się z tym zgodzić, gdyby nie to, że z pomysłów ministra wyłania się nieprawdziwy, karykaturalny obraz szkoły, w której króluje przemoc i której najbardziej potrzebna jest dyscyplina. W rzeczywistości polska szkoła nie jest siedliskiem rozpusty, agresji w niej nie więcej niż w innych instytucjach życia publicznego, w urzędach, Sejmie, mediach. Oczywiście każdy przejaw szkolnej przemocy jest groźny i lekceważyć go nie wolno. Ale lekarstwem nie jest zwiększenie dyscypliny, lekarstwem może być tylko mądre wychowanie, traktowane nie jak tresura, ale przygotowanie do życia w wolności i odpowiedzialności.
Chybiony jest cały zestaw giertychowych haseł. Brakuje w nim spraw najważniejszych. Jeśli już pan minister tak lubi tę wybraną literę, to mogę mu dorzucić kilka słów naprawdę potrzebnych oświacie: przedszkola, podstawa programowa, podręczniki, poziom kształcenia, PISA. Bardziej by się szkole przydały.
Zabawne, że trzy „p” pojawiają się w książkach Alvina Tofflera, w ramach głębokiej krytyki szkoły niedostosowanej do współczesnych czasów. Masowa edukacja w XIX wielu miała, zdaniem Tofflera, przygotowywać absolwentów do pracy w zakładach wielkoprzemysłowych, fabrykach, kopaniach, hutach. Dlatego „ukryty program” każdej szkoły w krajach rozwiniętych zakładał wdrażanie uczniów do „punktualności, posłuszeństwa i wykonywania powtarzalnych czynności”. W XXI wieku te priorytety straciły znaczenie. Owszem, punktualność jest nadal cnotą, ale na pewno nie jest głównym celem nauczania. Posłuszeństwo tak, ale nie bezwarunkowe, bo historia XX wieku dowiodła, że bezmyślne podporządkowanie się hierarchii jest podstawą systemów totalitarnych. W społeczeństwie wiedzy najważniejsze cechy absolwenta, to umiejętność samodzielnego uczenia się, współpracy zespołowej, twórczego rozwiązywania problemów. Tego szkoła z czterema „p” Giertycha na pewno nie zapewni.
Priorytety Giertycha nie odpowiadają rzeczywistym potrzebom oświaty. Są zbiorem pustych haseł. Można by się nimi zupełnie nie przejmować, bo pewnie jak poprzednie, nie będą miały żadnych dalszych konsekwencji. Ale jest w nich jeden niepokojący element. Większość zgłoszonych projektów w ogóle nie leży w gestii ministerstwa, a tym samym narusza autonomię szkół i organów prowadzących. Bo to dyrektor szkoły, w porozumieniu z wójtem lub starostą powinien decydować o bezpieczeństwie budynku i ewentualnym montowaniu kamer. To nauczyciel, opiekun szkolnej pracowni internetowej wie, jakie blokady założyć na internet. I to rada szkoły, wspólnie z radą pedagogiczną mogą debatować nad potrzebą wprowadzenia mundurków szkolnych. Przyzwolenie ministra nie jest im potrzebne.
A o „prawdzie” Giertych mówić nie ma prawa. Utracił je po ostatniej, głęboko nieprawdziwej wypowiedzi o Jacku Kuroniu.
Giertych objął stanowisko ministra zupełnie do tego nieprzygotowany. Sądził zapewne, bazując na swoich doświadczeniach szefa ideologicznej partii, że wystarczy urządzać konferencje prasowe, żeby zmieniać rzeczywistość. Toteż w pierwszych tygodniach ministrowania konferencje odbywały się praktycznie codziennie. Na każdej Giertych zgłaszał jakiś nowy pomysł. Potem flesze gasły, dziennikarze wychodzili, a minister zapominał o obietnicach.
Ale rejestr pomysłów Gierycha jest wart przypomnienia. Minister obiecywał:
- Kamery w każdej szkole;
- Blokady internetu;
- Egzamin maturalny z religii;
- Rozdzielenie historii polski od historii powszechnej;
- Wychowanie patriotyczne;
- Mundurki szkolne;
Ani jeden z pomysłów nie doczekał się realizacji. Owszem, na stronie internetowej MEN „wisi” projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, w którym w nieco złagodzonej formie powtarzają się niektóre projekty, ale jaki jest tryb prac nad ustawą i przewidziane terminy jej wdrożenia, nikt nie wie.
Decyzją, która prawdopodobnie zostanie wprowadzona w życie, jest amnestia maturalna. Konsekwencje tego pomysłu na wiele lat zepsują system egzaminów. Raz wprowadzone „ułatwienia” maturalne nie łatwo będzie cofnąć. Prawdopodobnie uczelnie przywrócą egzaminy wstępne. Taki będzie koniec nowej matury.
Pierwszego dnia nowego roku szkolnego Giertych do poprzednich pomysłów dodał cztery „p”: prestiż, prawdę, patriotyzm, porządek. Ciekawe, że ani jedno hasło nie odnosi się do głównej funkcji szkoły. Czyżby minister nie wiedział, że szkoła przede wszystkim uczy? Jego priorytety mogłyby równie dobrze pasować do zakładów poprawczych.
Głosy w obronie Giertycha powtarzają – Cóż złego w tych hasłach? Czy szkole nie przyda się porządek czy prestiż? Można by się z tym zgodzić, gdyby nie to, że z pomysłów ministra wyłania się nieprawdziwy, karykaturalny obraz szkoły, w której króluje przemoc i której najbardziej potrzebna jest dyscyplina. W rzeczywistości polska szkoła nie jest siedliskiem rozpusty, agresji w niej nie więcej niż w innych instytucjach życia publicznego, w urzędach, Sejmie, mediach. Oczywiście każdy przejaw szkolnej przemocy jest groźny i lekceważyć go nie wolno. Ale lekarstwem nie jest zwiększenie dyscypliny, lekarstwem może być tylko mądre wychowanie, traktowane nie jak tresura, ale przygotowanie do życia w wolności i odpowiedzialności.
Chybiony jest cały zestaw giertychowych haseł. Brakuje w nim spraw najważniejszych. Jeśli już pan minister tak lubi tę wybraną literę, to mogę mu dorzucić kilka słów naprawdę potrzebnych oświacie: przedszkola, podstawa programowa, podręczniki, poziom kształcenia, PISA. Bardziej by się szkole przydały.
Zabawne, że trzy „p” pojawiają się w książkach Alvina Tofflera, w ramach głębokiej krytyki szkoły niedostosowanej do współczesnych czasów. Masowa edukacja w XIX wielu miała, zdaniem Tofflera, przygotowywać absolwentów do pracy w zakładach wielkoprzemysłowych, fabrykach, kopaniach, hutach. Dlatego „ukryty program” każdej szkoły w krajach rozwiniętych zakładał wdrażanie uczniów do „punktualności, posłuszeństwa i wykonywania powtarzalnych czynności”. W XXI wieku te priorytety straciły znaczenie. Owszem, punktualność jest nadal cnotą, ale na pewno nie jest głównym celem nauczania. Posłuszeństwo tak, ale nie bezwarunkowe, bo historia XX wieku dowiodła, że bezmyślne podporządkowanie się hierarchii jest podstawą systemów totalitarnych. W społeczeństwie wiedzy najważniejsze cechy absolwenta, to umiejętność samodzielnego uczenia się, współpracy zespołowej, twórczego rozwiązywania problemów. Tego szkoła z czterema „p” Giertycha na pewno nie zapewni.
Priorytety Giertycha nie odpowiadają rzeczywistym potrzebom oświaty. Są zbiorem pustych haseł. Można by się nimi zupełnie nie przejmować, bo pewnie jak poprzednie, nie będą miały żadnych dalszych konsekwencji. Ale jest w nich jeden niepokojący element. Większość zgłoszonych projektów w ogóle nie leży w gestii ministerstwa, a tym samym narusza autonomię szkół i organów prowadzących. Bo to dyrektor szkoły, w porozumieniu z wójtem lub starostą powinien decydować o bezpieczeństwie budynku i ewentualnym montowaniu kamer. To nauczyciel, opiekun szkolnej pracowni internetowej wie, jakie blokady założyć na internet. I to rada szkoły, wspólnie z radą pedagogiczną mogą debatować nad potrzebą wprowadzenia mundurków szkolnych. Przyzwolenie ministra nie jest im potrzebne.
A o „prawdzie” Giertych mówić nie ma prawa. Utracił je po ostatniej, głęboko nieprawdziwej wypowiedzi o Jacku Kuroniu.
Irena Dzierzgowska, 6 września 2006