Monitor.edu.pl / Felietony Kanał RSS: Monitor Edukacji

Oblany egzamin ministra

Kanał RSS: Newsy edukacyjne
Gdyby minister Giertych był człowiekiem honoru, to po burzy, którą wywołał poddał by się do dymisji. Gdyby polityka w Polsce spełniała europejskie standardy, premier natychmiast by tę dymisję przyjął.

„Amnestia” Giertycha wzburzyła środowisko oświatowe. Protestują rektorzy, Rzecznik Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Dziecka. Niestety minister Giertych nie tylko nie wycofuje się ze swojej decyzji, ale brnie dalej.

Niezależnie od bezsensu dawania świadectwa uczniom, którzy nie zdali matury, sam tryb działania resortu edukacji jest dowodem zupełnego braku kompetencji. Minister mówi nieprecyzyjnie. Nie przygotował zmiany rozporządzenia. Nie do końca wiadomo kogo obejmie „amnestia”. Jak będzie liczona średnia procentowa – z przedmiotami dodatkowymi, czy bez? Czy „amnestia” dotyczyć może uczniów, których za ściąganie usunięto z egzaminu? Jaki będzie tryb ubiegania się o „amnestię”? Gdzie mają się zwracać absolwenci? Kiedy otrzymają świadectwa? Czy będzie na nich żenujący wynik z niezdanego egzaminu? Czy i kiedy uczelnie wyższe poinformują o honorowaniu lub nie „okrojonych” matur?

Minister Giertych nie ma czasu na rozstrzyganie takich wątpliwości. Musi bronić swojej decyzji. W tej obronie coraz bardziej się gubi, a niektóre, wysuwane przez niego argumenty są czystym absurdem. I tak tymczasem usłyszeliśmy:

1. Że tegoroczny egzamin był źle przygotowany, a maturzyści, którzy oblali są jego ofiarami.
2. Że w ogóle niedobry jest system egzaminów, a winę za maturę ponoszą Ci, którzy głosowali za reformą.
3. Że ci, którzy nie dostaną świadectwa wyjadą z Polski i pewnie nigdy nie wrócą (!).
4. Że zmiana reguł jest związana z projektem wprowadzenia matematyki na maturze.

Lepiej by było, gdyby minister zdecydował, co nim kierowało. Te liczne argumenty są wzajemnie sprzeczne. I śmieszne.

1. Gdyby egzamin był źle przygotowany trzeba by było go unieważnić! Bo nie tylko uczniowie, którzy oblali, mogą się poczuć ofiarami. Także ci, którzy zdali ze zbyt niskim wynikiem i nie dostali się na wybrany wydział.

2. Za reformą, w tym za systemem egzaminów zewnętrznych, słusznie głosowała większość posłów PiS-u (wcześniej AWS). Aktywnie w reformę włączał się Kazimierz Marcinkiewicz, jako wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Popierała ten projekt nauczycielska „Solidarność”.

3. Argument o wyjeździe z Polski brzmi jak kiepski dowcip. Nie jest prawdą, że absolwenci, którzy nie zdali nie mają żadnego wyjścia. Mogą się uczyć w szkołach policealnych, które nie wymagają matury. A gdyby minister porozumiał się z rektorami szkół wyższych, być może znalazłoby się lepsze rozwiązanie. Uczelnie mogłyby się zgodzić na przyjęcie absolwentów bez matury jako wolnych słuchaczy, pod warunkiem, że w następnym roku, zdaliby poprawkę i przynieśli pełne świadectwo maturalne.

4. Wyjaśnienie, że tegoroczna amnestia wynika z tego, że za cztery lata będzie egzamin z matematyki i wielu absolwentów mogłoby go nie zdać, jest absurdalne. Mamy dziś „darować” absolwentowi historię, czy geografię, bo za kilka lat inny abiturient obleje matematykę? Ten sposób rozumowania dowodzi, że ministrowi brakuje podstawowego wykształcenia matematycznego, a już na pewno umiejętności logicznego myślenia.

Niestety. To nie koniec pomysłów ministra. Chce on, żeby amnestia objęła również maturzystów z ubiegłego roku! I chce na stałe zmienić reguły maturalne. Obniżyć poziom egzaminu. Sprowadzić go do zera.

Mam przed sobą pismo Marka Legutko dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej z 18 lipca 2006r. Zawiera ono propozycję kilku zmian, jakie, zdaniem komisji, ułatwiłyby organizację matury w następnych latach.

Niektóre projekty są sensowne. Komisja proponuje inny sposób podawania wyniku – w skali centylowej. Nie wchodząc w fachowe szczegóły, w największym skrócie można powiedzieć, że pozwoli to również odnieść konkretny rezultat do wyników całej populacji zdających.

Rozsądna jest propozycja, aby egzaminy obowiązkowe z wybranych przedmiotów, odbywały się tego samego dnia, a dodatkowe w innym terminie. Pozwoli to znakomicie skrócić czas prowadzenia matur.

Dobrym pomysłem jest wystawianie jednej, łącznej oceny z przedmiotu, z którego zdaje się egzamin pisemny i ustny, a często jeszcze na poziomie podstawowym i rozszerzonym. Warto w tym miejscu dodać, że nadal konieczne musi być przekroczenie progu z każdego egzaminu. Nie byłoby bowiem rozsądne, aby uczeń, który, przykładowo zdał pisemny język na 80 punktów, a na ustnym nie wydukał nawet słowa, miał wystawioną pozytywną ocenę średnią.

Propozycja, aby maturzyści w grudniu, a nie wrześniu deklarowali wybór przedmiotu maturalnego jest do przyjęcia. Choć i tak szkoła musi wiedzieć wcześniej o wybranych przedmiotach, bo to się wiąże z organizacją fakultetów.

Pomysł, aby, jak w maturze międzynarodowej, zastąpić egzaminy z poszczególnych przedmiotów obowiązkiem zdawania tego samego dla wszystkich jest bardzo skomplikowany i niełatwy do szybkiego wprowadzenia. Może wymagać zmian programowych w szkołach. Warto nad nim pracować, w dłuższej perspektywie.

Zupełnie nie do przyjęcia są dwie propozycje. Pierwsza to nowe warunki otrzymania świadectwa, czyli „amnestia” ministra Giertycha. Zgodnie z projektem do zdania egzaminów liczyłby się sumaryczny wynik procentowy, a nie jak dotychczas wynik z każdego przedmiotu. Nie jest to dobry pomysł. Takie postępowanie obniży poziom egzaminu, a w konsekwencji również poziom nauczania.

Proponowane przez komisję rozdzielenie egzaminu podstawowego i rozszerzonego też nie jest rozsądne. Dziś każdy zdaje egzamin podstawowy, a niektórzy również rozszerzony. To powoduje, że oblanie rozszerzonego nie powoduje oblania matury, o ile zdany był egzamin podstawowy. Ta praktyka jest bezpieczna dla maturzystów. Lepiej jej nie zmieniać.

Rzeczywistą przyczyną, dla której komisja przygotowała swój projekt zmian jest żądanie Giertycha, żeby w przyszłym roku matury sprawdzane były szybciej, a absolwenci krócej czekali na wyniki. Aby sprostać takim oczekiwaniom komisja postuluje opisane wyżej rozdzielenie egzaminu podstawowego od rozszerzonego. Uczniowie musieliby się decydować na zdawania przedmiotu na jednym poziomie (albo podstawowym, albo rozszerzonym) a egzaminatorzy mieliby mniej arkuszy do sprawdzania. Ponieważ jednak decyzja o zdawaniu na poziomie rozszerzonym może okazać się groźna dla maturzystów i spowodować większy odsetek oblanych, więc komisja próbuje ją nieco złagodzić, dodając elementy psujące cały system. A to możliwość oblania jednego przedmiotu, a to dodanie łatwych pytań do rozszerzonego arkusza. To pierwsze jest głupie, drugie nie ma sensu.

Aby przyspieszyć sprawdzanie matury nie trzeba niszczyć systemu. Wystarczy dołożyć nieco pieniędzy, wykształcić większą grupę egzaminatorów i lepiej ich opłacać. Gdyby 11 milionów, jakie rząd zamierza przeznaczyć na Narodowy Instytut Wychowania przekazać komisjom egzaminacyjnym, to można by dodatkowo zatrudnić kilka tysięcy egzaminatorów. Na pewno szybciej poradziliby sobie ze sprawdzaniem prac maturalnych.

System egzaminów zewnętrznych był starannie przygotowanym elementem reformy oświaty. Prace nad „Nową Maturą” rozpoczęły się w 1994 roku. Brała w nich udział całą rzesza fachowców, nauczycieli, pracowników szkół wyższych, przedstawicieli administracji oświatowej. Szkolenia prowadzili eksperci z różnych krajów Europy i z różnych ośrodków egzaminacyjnych. Większość uczestników skorzystała w wizyt studyjnych w Anglii, Szkocji, Holandii. Każdy szczegół egzaminu był wielokrotnie dyskutowany. Pamiętam debaty jaki ustawić próg zdawalności. Pamiętam protesty niektórych profesorów, że 30% to za mało. Dziś i ten wynik ulega obniżeniu.

Nowa Matura miała nie tylko oceniać wiedzę absolwentów szkół średnich. Miała również stanowić mechanizm poprawy systemu edukacji. Wpływać na to, czego i jak uczy szkoła, prowadzić do spójności w programach szkolnych i wymaganiach szkół wyższych, stanowić kartę wstępu na wyższe uczelnie, dostarczać informacji zwrotnej o ogólnym poziomie kształcenia i o poziomie każdej szkoły, umożliwić nauczycielom ocenę własnej pracy.

Ale taka matura wymaga poważnego traktowania. Nie może być elementem gry politycznej. Nie wolno obniżać poziomu matur, a tym samym poziomu kształcenia w polskich szkołach dla doraźnych populistycznych korzyści.

Matura wymaga stałego monitorowania i wprowadzania ewentualnych korekt. Wymaga rzetelnej analizy i poważnej dyskusji. Dokument przygotowany przez dyrektora CKE byłby dobrą podstawą do debaty, gdyby nie to, że atmosfera wokół matury nie sprzyja powadze, a decyzje zapadły jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek rozmów. Minister Giertych dowiódł, że żadnych dyskusji nie potrzebuje. Dlatego powinien poddać się do dymisji zanim na trwałe zepsuje dorobek dwunastu lat.
Irena Dzierzgowska, 19 lipca 2006

Twoja opinia


Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Fundusze EOG Fundacja im. Stefana Batorego Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży