Monitor.edu.pl / Felietony Kanał RSS: Monitor Edukacji

O tym się mówi: debaty wokół przedszkoli, edukacji i przyszłości

Kanał RSS: Newsy edukacyjne
ZNP zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy, zakładającym finansowanie przedszkoli z subwencji oświatowej. Nie ulega wątpliwości, że przedszkoli w Polsce jest zbyt mało i że bardzo często nie są one dostępne tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Pisaliśmy o tym w Monitorze nie raz. Przez ostatnie dwa lata sytuacja, jeśli chodzi o przedszkola, zmieniała się na tyle wolno, że analiza, opracowana w 2008 roku przez Irenę Dzierzgowską wciąż pod wieloma względami nie straciła na aktualności.

Równolegle z akcją ZNP toczy się na łamach Głosu Nauczycielskiego i Krytyki Politycznej fascynująca dyskusja na temat planów dotyczących edukacji, zawartych w rządowym raporcie „Polska 2030”. Krytyczną analizę raportu przeprowadził dr Przemysław Sadura (pełna wersja analizy znajduje się w: „Jaka Polska 2030?”, red. M. Syska; tu odwołuję się wersji skróconej, opublikowanej w Głosie Nauczycielskim i na stronach KP); dr Michał Herbst i Jakub Wojnarowski, współautorzy raportu „Polska 2030”, zdecydowali się podjąć z nim polemikę, on zaś z kolei napisał odpowiedź na ich odpowiedź, rozwijając i pogłębiając niektóre swoje argumenty – zwłaszcza te dotyczące przedszkoli.

Dyskusja jest, jak już wspominałam, fascynująca i polecam każdej osobie, zainteresowanej oświatą, uważne jej przeczytanie. Z mojej perspektywy szczególnie godna uwagi jest krytyczna analiza języka, używanego przez autorów raportu, przeprowadzona przez Przemysława Sadurę – języka, będącego odzwierciedleniem czegoś, co dr Sadura nie zawahał się nazwać „ideologią naiwnego produktywizmu”. Chodzi o taki sposób pisania o edukacji i o taki sposób uzasadniania potrzeby reform, w którym za główny i podstawowy argument uważa ekonomiczne korzyści, jakie społeczeństwo jako całość odnieść ma z istnienia sprawnie działającego systemu oświaty. „Produktywizm – pisze dr Sadura – opiera się na przekonaniu, że rozwój wiedzy ma sens tylko, gdy służy wzrostowi polskiej konkurencyjności i ma się opierać na synergii systemów innowacji i edukacji”. Taki sposób myślenia utrudnia traktowanie edukacji jako procesu, który jest zarazem celem samym w sobie, jak i drogą do emancypacji jednostek i grup społecznych. Dr Sadura rozwija tę myśl w swoim drugim tekście: „Ludzie mają potrzebę zdobywania wykształcenia. Daje im ono dostęp do kultury i otwiera możliwość uczestnictwa w życiu publicznym. Jednak eksperci rządowi inaczej widzą powody wspierania rozwoju edukacji przez państwo. Samo zwiększenie szans na emancypację szerokich grup społecznych i zwiększenie demokratycznej partycypacji to dla nich za mało, jeśli nie służy wzrostowi pozycji międzynarodowej kraju. Całość ich argumentów na rzecz rozwoju edukacji opiera się na przekonaniu, że dostarcza ona kwalifikacji w ostatniej instancji przydatnych z ekonomicznego punktu widzenia.”

Autorzy raportu bronią używanego przez siebie języka, pokazując, w jaki sposób pojęcia takie, jak „kapitał intelektualny”, mają służyć wpisaniu zmian w systemie edukacji w szerszy kontekst społeczny: „W rozdziale dotyczącym edukacji – piszą – mówimy przede wszystkim o rozwoju kapitału intelektualnego. A na kapitał intelektualny składają się rzeczywiście system wspierania innowacji oraz jakość prowadzonych w Polsce prac badawczych, konkurencyjność przedsiębiorstw. Ważna jest jednak także jakość systemu edukacji. Określenie „rozwój kapitału intelektualnego” ma pokazać, że system edukacji nie może być reformowany w oderwaniu od nauki, od wspierania procesów uczenia się przez całe życie oraz budowania relacji między gospodarką a edukacją”.

Przyznaję: w tym sporze jestem po stronie dr Sadury. Język korzyści ekonomicznych, a bardziej jeszcze język, odwołujący się do innowacyjności i kreatywności, zastosowany do oświaty, ma w sobie pewien potencjał emancypacyjny. Niewątpliwie pomaga uwolnić myślenie o systemie edukacji z pewnych schematów, narzuconych jeszcze przez model XIX-wiecznej szkoły, z jej naciskiem na trzy P: posłuszeństwo, punktualność, wykonywanie powtarzalnych czynności. A jednak, podobnie chyba jak dr Sadura, ja także uważam, że to za mało – i że, co gorsza, stosowany zbyt nagminnie i zbyt mechanicznie, język „kapitału ludzkiego” staje się nową pułapką. Ostatecznie bowiem grozi nam, że jedyne co osiągniemy przez wyeliminowanie starych „3 P”, to zastąpienie ich jakąś nową triadą: powiedzmy triadą „konkurencyjność, innowacyjność, efektywność”.

Zaczęłam jednak ten tekst od ZNP i przedszkoli i na przedszkolach chcę skończyć. Dr Sadura przytacza istotny argument na rzecz inicjatywy ZNP: „Publiczne przedszkola mają szczególną wartość: pozwalają na rozwój poczucia różnorodności, budowanie więzi między dziećmi z tej samej okolicy, a zróżnicowany poziom kompetencji dzieci sprawia, że maluchy wywodzące się z uboższych środowisk zyskują, a dzieci ze środowisk lepiej rozwiniętych nie tracą. Dziś wielu ludzi średnio zamożnych jest skazanych na posyłanie dzieci do prywatnych placówek, mimo że ich na to nie stać. Inni świadomie poszukują prywatnych przedszkoli mających zapewnić ich dzieciom edukację ponadstandardową. Publiczne placówki, aby ich przekonały, muszą spełniać pewien warunek: dostosować poziom opieki do potrzeb klasy średniej. Inaczej będą służyły tylko najuboższym, a jak zauważył już kilkadziesiąt lat temu klasyk polityki społecznej Titmuss, świadczenia i instytucje dla nędzarzy zawsze są nędzne. ”

I znów, trudno nie zgodzić się z tezą o wartości dobrej publicznej edukacji. Jedna tylko sprawa może budzić pewien niepokój, czy też raczej, budzić potrzebę jasnego doprecyzowania: jest nią mianowicie kwestia miejsca, jakie zajmować ma w systemie edukacji edukacja niepubliczna. W kontekście konkretnej dyskusji o przedszkolach chodzi przede wszystkim o to, jakie miejsce zająć mają w przyszłym systemie, tak, jak go widzi w swoim projekcie ZNP, istniejące obecnie przedszkola niepubliczne, przedszkola alternatywne i inne.

Obawę przez całkowitym upaństwowieniem edukacji widać zarówno w tekście Andrzeja Perego, zamieszczonym w Monitorze, jak i w wywiadzie, jakiego Teresa Ogrodzińska, prezeska Fundacji Rozwoju Dzieci im. Amosa Komeńskiego, udzieliła Gazecie Wyborczej. Obydwoje zwracają uwagę na istnienie potencjalnego konfliktu między wizją edukacji, całkowicie kontrolowanej przez państwo, a wizją edukacji, na kształt której wpływ ma mieć szeroko rozumiane społeczeństwo obywatelskie.

Rzecz w tym, że ten potencjalny konflikt jest, jak mi się zdaje, pozorny, nie o to bowiem w dyskusji o finansowaniu przedszkoli chodzi. Prawda, ZNP z wielu powodów miłością do szkolnictwa niepublicznego i do niepublicznych przedszkoli nie pała. Jednak brak miłości nie oznacza chęci wymazania ich z mapy edukacyjnej Polski. Zarówno dr Sadura, jak i kierownictwo ZNP na co innego kładą nacisk: sprzeciwiają się, aby Ministerstwo Edukacji tworzenie przedszkoli niepublicznych przedstawiało jako główną receptę na brak przedszkoli w Polsce. Innymi słowy: nie chodzi o to, aby przedszkoli niepublicznych nie było – ale o to, aby powstawały nowe, dobre przedszkola publiczne. I nie o to chodzi, aby hamować obywatelską inicjatywę i odbierać rodzicom możliwość samoorganizacji, a organizacjom pozarządowym przestrzeń działania, ale o to, aby władze publiczne nie wykorzystywały tych inicjatyw jako pretekstu, pozwalającego pozbyć się odpowiedzialności za wyrównywanie szans w dostępie do edukacji.

Anna Dzierzgowska, 3 kwietnia 2010

Zobacz też:
Rok Przedszkolaka - realna szansa czy chwyt propagandowy (Irena Dzierzgowska 2008)
Krytyka Polityczna: Przemysław Sadura "Edukacja i grzechy główne raportu Polska 2030"
Krytyka Polityczna: Mikołaj Herbst, Jakub Wojnarowski "O edukacji w raporcie Polska 2030"
Krytyka Polityczna: Przemysław Sadura, "O edukacji w raporcie Polska 2030 raz jeszcze"
Gazeta Wyborcza: Rzeczpospolita przedszkolaków - wywiad z Teresą Ogrodzińską

Twoja opinia


Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Fundusze EOG Fundacja im. Stefana Batorego Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży