Uczestnicy odbywającej się w samo południe przed Ministerstwem Edukacji pikiety „Inicjatywy na rzecz kultury (choćby fizycznej)” niespodziewanie zostali zaproszeni na spotkanie z ministrem Romanem Giertychem.
Ewa Majewska i Magda Mosiewicz poinformowały, że na spotkaniu nie mogli się pojawić przedstawiciele Inicjatywy Uczniowskiej, ponieważ otrzymali wezwania na przesłuchanie na godzinę 11.40. Minister zapewnił o swej otwartości i za pośrednictwem mediów poprosił policję i prokuraturę o niestosowanie sankcji wobec uczniów uczestniczących 13 czerwca w demonstracji przed Ministerstwem. Następnie jednak twarz ministra stężała - Roman Giertych wezwał do ukarania nauczycieli, którzy zgodzili się na udział uczniów w demonstracji. Jak poinformował, wie przynajmniej o dwóch takich przypadkach. Zdaniem ministra nauczyciele manipulowali nieświadomymi uczniami. Został poinformowany, że uczniowie sami powzięli inicjatywę uczestnictwa w manifestacji, nauczyciele zaś poszli z nimi, by zapewnić im opiekę i ochronę, a w chwili, gdy policja wezwała do rozejścia się, nauczyciele natychmiast wycofali wszystkich swoich uczniów.
Minister został również powiadomiony, że po konferencji prasowej wiceministra Mirosława Orzechowskiego i mazowieckiego kuratora oświaty Grzegorza Tyszki do szkół zostały już posłane wizytacje prowadzące „rozmowy wychowawcze” z dyrektorami i żądające list uczestników manifestacji. Giertych stwierdził, że sprawa ta nie leży w jego kompetencjach, bo kuratoria podlegają wojewodom, nie zaś ministrowi. Tu minął się z prawdą: już pobieżna lektura ustawy o systemie oświaty pozwala stwierdzić, że wedle prawa kuratorzy podlegają w kwestiach merytorycznych wyłącznie i bezpośrednio ministrowi edukacji. Fakt zorganizowania wspólnej konferencji prasowej wskazywałby zresztą, że minister o tym wie. Czemu nie chce się przyznać?
Sprawa jest w każdym razie poważna – ministerstwo za pośrednictwem kuratorów chce nastraszyć nauczycieli. Coraz wyraźniej widać, że Roman Giertych konsekwentnie próbuje zarządzać poprzez strach. Złagodzony język, którym stara się porozumiewać z mediami, ma przesłaniać decyzje personalne i oddziaływania administracyjne wymierzone w osoby samodzielne, krytyczne wobec ideologii, a przede wszystkim otwarcie domagające się odwołania ministra. Najprawdopodobniej Roman Giertych liczy, że szkoły same będą tłumić wszelkie przejawy niezależności zarówno uczniów, jak nauczycieli, a minister będzie mógł bez przeszkód pokazywać promienną twarz człowieka otwartego – o otwartości szkół nie będzie już mowy.
W tym kontekście manifestanci nie mogli nie przypomnieć decyzji o odwołaniu Mirosława Sielatyckiego z funkcji dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. W rozmowie minister twierdził uparcie, że podręcznik „Kompas” jest sprzeczny z polskim prawem. Przedstawiciele manifestantów przypomnieli mu, że jest to podręcznik edukacji praw człowieka, a państwo polskie jest zobowiązane opierać edukację na prawach człowieka na mocy Konwencji o Prawach Dziecka i Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, które zostały ratyfikowane przez Polskę. Minister nie może jednak przeboleć, że w polskiej edycji „Kompasu” znalazła się propozycja, żeby zaprosić przedstawicieli „Kampanii Przeciw Homofobii” na lekcję o prawach osób homoseksualnych. Tym razem minister starał się przekonać audytorium, że nie wpuści działaczy Kampanii do szkół, sprzeciwia się bowiem wszelkiej aktywności politycznej w szkołach, a prezes Kampanii kandydował do sejmu z list SLD, jest więc politykiem.
Na uwagę zasługuje fakt, że według słów ministra jego stosunek Młodzieży Wszechpolskiej jest taki sam jak do Kampanii przeciw Homofobii. Jednak gdy Ewa Majewska zapytała, czy w takim razie zgodziłby się na zaproszenie do szkoły organizacji „Lambda”, której szefowa nie należy do żadnej partii politycznej, minister odpowiedział krótko: „nie”. Należy mu jednak oddać, że próbował zatrzeć złe wrażenie, uśmiechając się szeroko do obecnego w sali niemowlęcia. Zdjęcia z dzieckiem zobaczymy niewątpliwie na stronie Ministerstwa, o której można powiedzieć wszystko, ale nie to, że nie zawiera szerokiej gamy fotografii ze spotkań i konferencji ministra.
Ewa Majewska i Magda Mosiewicz poinformowały, że na spotkaniu nie mogli się pojawić przedstawiciele Inicjatywy Uczniowskiej, ponieważ otrzymali wezwania na przesłuchanie na godzinę 11.40. Minister zapewnił o swej otwartości i za pośrednictwem mediów poprosił policję i prokuraturę o niestosowanie sankcji wobec uczniów uczestniczących 13 czerwca w demonstracji przed Ministerstwem. Następnie jednak twarz ministra stężała - Roman Giertych wezwał do ukarania nauczycieli, którzy zgodzili się na udział uczniów w demonstracji. Jak poinformował, wie przynajmniej o dwóch takich przypadkach. Zdaniem ministra nauczyciele manipulowali nieświadomymi uczniami. Został poinformowany, że uczniowie sami powzięli inicjatywę uczestnictwa w manifestacji, nauczyciele zaś poszli z nimi, by zapewnić im opiekę i ochronę, a w chwili, gdy policja wezwała do rozejścia się, nauczyciele natychmiast wycofali wszystkich swoich uczniów.
Minister został również powiadomiony, że po konferencji prasowej wiceministra Mirosława Orzechowskiego i mazowieckiego kuratora oświaty Grzegorza Tyszki do szkół zostały już posłane wizytacje prowadzące „rozmowy wychowawcze” z dyrektorami i żądające list uczestników manifestacji. Giertych stwierdził, że sprawa ta nie leży w jego kompetencjach, bo kuratoria podlegają wojewodom, nie zaś ministrowi. Tu minął się z prawdą: już pobieżna lektura ustawy o systemie oświaty pozwala stwierdzić, że wedle prawa kuratorzy podlegają w kwestiach merytorycznych wyłącznie i bezpośrednio ministrowi edukacji. Fakt zorganizowania wspólnej konferencji prasowej wskazywałby zresztą, że minister o tym wie. Czemu nie chce się przyznać?
Sprawa jest w każdym razie poważna – ministerstwo za pośrednictwem kuratorów chce nastraszyć nauczycieli. Coraz wyraźniej widać, że Roman Giertych konsekwentnie próbuje zarządzać poprzez strach. Złagodzony język, którym stara się porozumiewać z mediami, ma przesłaniać decyzje personalne i oddziaływania administracyjne wymierzone w osoby samodzielne, krytyczne wobec ideologii, a przede wszystkim otwarcie domagające się odwołania ministra. Najprawdopodobniej Roman Giertych liczy, że szkoły same będą tłumić wszelkie przejawy niezależności zarówno uczniów, jak nauczycieli, a minister będzie mógł bez przeszkód pokazywać promienną twarz człowieka otwartego – o otwartości szkół nie będzie już mowy.
W tym kontekście manifestanci nie mogli nie przypomnieć decyzji o odwołaniu Mirosława Sielatyckiego z funkcji dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. W rozmowie minister twierdził uparcie, że podręcznik „Kompas” jest sprzeczny z polskim prawem. Przedstawiciele manifestantów przypomnieli mu, że jest to podręcznik edukacji praw człowieka, a państwo polskie jest zobowiązane opierać edukację na prawach człowieka na mocy Konwencji o Prawach Dziecka i Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, które zostały ratyfikowane przez Polskę. Minister nie może jednak przeboleć, że w polskiej edycji „Kompasu” znalazła się propozycja, żeby zaprosić przedstawicieli „Kampanii Przeciw Homofobii” na lekcję o prawach osób homoseksualnych. Tym razem minister starał się przekonać audytorium, że nie wpuści działaczy Kampanii do szkół, sprzeciwia się bowiem wszelkiej aktywności politycznej w szkołach, a prezes Kampanii kandydował do sejmu z list SLD, jest więc politykiem.
Na uwagę zasługuje fakt, że według słów ministra jego stosunek Młodzieży Wszechpolskiej jest taki sam jak do Kampanii przeciw Homofobii. Jednak gdy Ewa Majewska zapytała, czy w takim razie zgodziłby się na zaproszenie do szkoły organizacji „Lambda”, której szefowa nie należy do żadnej partii politycznej, minister odpowiedział krótko: „nie”. Należy mu jednak oddać, że próbował zatrzeć złe wrażenie, uśmiechając się szeroko do obecnego w sali niemowlęcia. Zdjęcia z dzieckiem zobaczymy niewątpliwie na stronie Ministerstwa, o której można powiedzieć wszystko, ale nie to, że nie zawiera szerokiej gamy fotografii ze spotkań i konferencji ministra.
Piotr Laskowski, 30 czerwca 2006