„Dziennik Bałtycki” z 5 września 2006 roku przyniósł intrygującą wiadomość. Na wniosek burmistrza gminy Sztum szkoły podstawowe i gimnazja zbojkotowały list Romana Giertycha do polskich uczniów i nauczycieli. Zrobiły to w proteście przeciwko zniesławieniu Jacka Kuronia przez ministra edukacji.
Sięgam po list Giertycha. Jest krótki, to jego jedyna zaleta. Nie ma w liście życzeń, nie ma ani słowa kierowanego do uczniów i nauczycieli. Pierwszy akapit dotyczy uczuć samego ministra, które niekoniecznie dla innych są ważne. Drugi jest wyrazem skrajnej paranoi. Minister przypomina zagrożenia przeszłości: zabory, okupację hitlerowską i sowiecką. Chce bronić szkoły przed tymi niebezpieczeństwami i dlatego będzie naprawiał system edukacji.
Od wielu lat, co roku pierwszego września kolejni ministrowie pisali listy do uczniów i nauczycieli. Lepsze i gorsze, ciekawe i nudne. Niektórzy dyrektorzy czytali je uczniom, niektórzy nie, bo list ministra nie wchodzi do kanonu lektur obowiązkowych. Tym śmieszniejsza jest reakcja Pomorskiego Kuratora Oświaty, który mówi „Dyrektorom za bojkot listu grożą sankcję ze strony kuratorium.”
Chciałabym poznać podstawę prawną tej decyzji. Jakie przewinienie popełnili dyrektorzy? Czytam ustawę o systemie oświaty, czytam rozporządzenie o nadzorze. Nie mogę się w nim doszukać zapisów, które obligowały kogokolwiek do czytania listów ministra. Póki co decyzja jakie teksty odczytywać uczniom należy do dyrektorów szkół. Grożenie im sankcjami tego nie zmieni. Jeśli pan minister chce, żeby jego listy trafiały pod strzechy, to po pierwsze niech bardziej miarkuje swoje wypowiedzi, a po drugie niech pisze nieco lepsze teksty.
Sięgam po list Giertycha. Jest krótki, to jego jedyna zaleta. Nie ma w liście życzeń, nie ma ani słowa kierowanego do uczniów i nauczycieli. Pierwszy akapit dotyczy uczuć samego ministra, które niekoniecznie dla innych są ważne. Drugi jest wyrazem skrajnej paranoi. Minister przypomina zagrożenia przeszłości: zabory, okupację hitlerowską i sowiecką. Chce bronić szkoły przed tymi niebezpieczeństwami i dlatego będzie naprawiał system edukacji.
Od wielu lat, co roku pierwszego września kolejni ministrowie pisali listy do uczniów i nauczycieli. Lepsze i gorsze, ciekawe i nudne. Niektórzy dyrektorzy czytali je uczniom, niektórzy nie, bo list ministra nie wchodzi do kanonu lektur obowiązkowych. Tym śmieszniejsza jest reakcja Pomorskiego Kuratora Oświaty, który mówi „Dyrektorom za bojkot listu grożą sankcję ze strony kuratorium.”
Chciałabym poznać podstawę prawną tej decyzji. Jakie przewinienie popełnili dyrektorzy? Czytam ustawę o systemie oświaty, czytam rozporządzenie o nadzorze. Nie mogę się w nim doszukać zapisów, które obligowały kogokolwiek do czytania listów ministra. Póki co decyzja jakie teksty odczytywać uczniom należy do dyrektorów szkół. Grożenie im sankcjami tego nie zmieni. Jeśli pan minister chce, żeby jego listy trafiały pod strzechy, to po pierwsze niech bardziej miarkuje swoje wypowiedzi, a po drugie niech pisze nieco lepsze teksty.
Irena Dzierzgowska, 5 września 2006