Monitor.edu.pl / Felietony Kanał RSS: Monitor Edukacji

„Kompas” – kolejny odcinek zakazanej książki

Kanał RSS: Newsy edukacyjne
Tomasz Terlikowski zamieścił w „Rzeczpospolitej” z 1 lutego 2007 tekst „Kompas źle nastawiany” przedstawiający jego opinie na temat poradnika Rady Europy „Kompas. Edukacja o prawach człowieka w pracy z młodzieżą” (polskie wydanie ukazało się w 2005 roku). Już sam tytuł, pewnie niechcący, zdradza poglądy autora; otóż kompasu się nie nastawia, kompas służy do wskazywania kierunków świata, no chyba, że ktoś przyspawa wskazówkę, która będzie wskazywała jedynie słuszny kierunek. Dziennikarz uskrzydlony styczniowym sukcesem związanym z jego rolą w przerwanym ingresie arcybiskupa Stanisława Wielgusa, z początkiem lutego postanowił zaatakować frontalnie kolejny obiekt – organizacje europejskie, których Polska jest członkiem, czyli Radę Europy i Unię Europejską. Koronnym dowodem w dziennikarskim śledztwie jest właśnie poradnik dla nauczycieli „Kompas”. Sami nauczyciele od 2005 roku nie połapali się w grożącym im i ich wychowankom niebezpieczeństwie. Wyręczył ich minister Giertych, który w czerwcu 2006 r. zwolnił polskiego wydawcę „Kompasu” – dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli (CODN) oraz zakazał używania książki przez nauczycieli. Terlikowski w 2007 roku idzie dalej, dziwi się, że minister nie podjął innych wątków zamieszczonych w tej oficjalnej publikacji Rady Europy. Sam określa ją mianem „przewodnika dla lewicowych agitatorów”. Uważa, że ten ogólnoeuropejski poradnik (przetłumaczony już na ponad 20 języków, plus na język arabski) to nic innego jak „promocja homoseksualizmu, socjalizmu i walki o prawa wielorybów”. Już to pierwsze zdanie ma ośmieszyć samą Radę Europy jak i system ochrony praw człowieka. Przypomnijmy, że jest on zawarty w Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, którą polski parlament ratyfikował w 1993 roku. Tak bezpardonowy atak na prawa człowieka i to w poważnym dzienniku skłania do reakcji. Rozumiem, że to białe a nie żółte strony „Rzeczpospolitej”, zdziwienie jednak pozostaje. To co się obecnie dzieje w naszym kraju z „Kompasem” staje się swoistym kolejnym scenariuszem (post scritpum) tego poradnika. Może warto wspólnie przerobić tę lekcję?

Zanim odniosę się do kwestii merytorycznych chcę jednak skomentować język i ogólny ton tekstu Terlikowskiego. Jest on napastliwy i prześmiewczy. Terlikowski we wstępie pisze: „autorzy (jak to bywa przy publikacjach unijnych było ich pięćdziesięciu, więc trudno pociągnąć kogoś konkretnego do odpowiedzialności) podjęli ambitne zadanie ukształtowania , który zostanie i podejmie walkę o zbudowanie ”. Obrywa więc mimochodem Unia Europejska, choć książkę opracowała Rada Europy. Autor ubolewa, że „unijni autorzy” mogą uniknąć odpowiedzialności, gdyż ukryli się w 50-osobowej grupie (w rzeczywistości autorów było 8, w tym osoby spoza UE, dodatkowo 14 konsultantów naukowych). Autor pewnie żałuje, że tych wszystkich autorów „Kompasu” – profesorów i nauczycieli z kilkunastu państw (nie było wśród nich Polaków, jaka ulga) nie można porządnie zlustrować. Przypomnijmy, że tekst w „Kompasie” popełnił również Terry Davis – Sekretarz Generalny Rady Europy. Zdaje się, że wszystkie europejskie organizacje, w wyobrażeniu autora, zlewają się w jeden demoniczny europejski twór mający niecne cele w stosunku do naszego kraju. Określenie „Europejczyk” jawi się w tym kontekście jako swoista obelga. Przypomnijmy, że przestrzeganie praw człowieka, o których traktuje „Kompas”, było warunkiem członkostwa Polski w Radzie Europy, Unii Europejskiej i NATO. Przypomnijmy, że niektóre państwa naszej części Europy musiały czekać na członkostwo w tych organizacjach nieco dłużej niż Polska właśnie z powodu wątpliwości, czy przestrzegają wszystkie prawa człowieka. Zadajmy wreszcie pytanie: co może się stać, gdy ktoś jest już „wewnątrz”, ale zaczyna kwestionować prawa człowieka?

Terlikowski obśmiewa prawa człowieka. W wytłuszczonym nagłówku artykułu pisze: „gry i zabawy miały mnie przekonać do konieczności budowania państwa równości społecznej, wypędzania kobiet z domu i ich samodzielności w pracy oraz zatarcia wszelkich różnic między ludźmi”. Dalej o kobietach nie pisze, więc możemy się tylko domyślać co sądzi o społecznym i zawodowym statusie kobiet w Polsce na początku XXI wieku. Za to w dalszych wywodach nie odpuszcza … wielorybom. Dyskutowanie na temat ochrony tego gatunku to w jego opinii jakaś ekologiczna i zarazem europejska manipulacja. W scenariuszu o ochronie wielorybów, w pierwszym zdaniu „Wskazówek dla prowadzących” (stały element scenariuszy w „Kompasie”) możemy przeczytać: „Złożoność zagadnień poruszanych w tym ćwiczeniu powoduje, że najlepiej byłoby wykonać je z dojrzałą grupą, która posiada umiejętność prowadzenia dyskusji. Uczestnicy muszą przyswoić sobie wiele informacji …”. Autorzy poradnika starają się jak najlepiej przygotować nauczycieli do prowadzenia zajęć, w których będą pojawiały się różne opinie. W przypadku scenariusza o wielorybach chodzi o spór pomiędzy plemieniem Indian dążącym do przywrócenia prawa do polowań na wieloryby a organizacjami ochrony przyrody, które dążą do zakazu polowań. Czy na ten temat nie można dyskutować z młodzieżą? W czym wieloryby zawiniły polskiej skrajnej prawicy? Tutaj też tkwi jedna z podstawowych osi sporu, jej zrozumienie jest kluczowe dla zrozumienia całej „sprawy Kompasu”. Bowiem ta publikacja promuje przede wszystkim metodę dydaktyczną (debata, dyskusja), a nie treści (zawiera różne opinie, fakty, cytaty dokumentów). Głównym celem publikacji jest promocja praw człowieka a nie promocja jakichkolwiek poglądów politycznych. Przypomnijmy, że w ustanowieniu europejskiego systemu praw człowieka po drugiej wojnie światowej dużą rolę odegrali politycy ówczesnej europejskiej chadecji. Wszystkie siły polityczne zniszczonej wojną zachodniej części Europy rozumiały znaczenie ustanowienia systemu praw człowieka, na wschodzie Europy władze miały inne zdanie. Czy zaczynamy marsz w przeciwnym kierunku?

Polscy nauczyciele potrafią pracować z „Kompasem”, czego dowodem jest fakt, że od momentu wydania „Kompasu” (listopad 2005) do momentu odwołania mnie ze stanowiska dyrektora CODN z powodu wydania „Kompasu” (czerwiec 2006) ani jeden nauczyciel nie zgłosił krytycznej uwagi w związku z używaniem tej publikacji. W tym czasie do szkół dotarł nakład 2 tys. egzemplarzy poradnika, dodatkowo dostępne były wersje internetowe. Wracając do wielorybów, chcę w ramach autolustracji donieść, że jako dyrektor CODN wprowadziłem w stołówce mojego ośrodka prawo pozwalające wegetarianom domagania się wydania jajecznicy zamiast schabowego, podobnie członkowie grup zagranicznych wyznających inne religie mogli prosić o inne rodzaje mięsa niż wieprzowina. I ten system działał z poszanowaniem praw mniejszości i większości. Być może jednak są ludzie, którzy sądzą, że wegetarianizm jest zagrożeniem dla pewnych wartości, a ja żyję w nieświadomości tego, że źle czyniłem. Chcę jednak stwierdzić, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby mający odmienne zdanie w kwestii wielorybów redaktor Terlikowski opracował własny scenariusz, czy grę dydaktyczną dla młodzieży pod tytułem np. „Upolujmy wieloryba” i promował spożywanie szaszłyków z wielorybiego mięsa. Żyjemy w wolnym kraju. Jest co prawda jeden praktyczny ograniczający szkopuł – unijne prawo. Ale jest też prawo do swobody wypowiedzi. Od czasu wstąpienia do Unii Europejskiej (a wcześniej do Rady Europy i NATO) musimy sobie z tą różnorodnością radzić. Polscy nauczyciele to potrafią. Więc niech nam przyświeca dewiza jednego z pierwszych prezydentów Stanów Zjednoczonych: „nie zgadzam się z Panem, ale uczynię wszystko, aby miał Pan prawo do głoszenia swoich poglądów”. Dla naszej młodzieży (przyszłych dorosłych obywateli) to szczególnie ważne stwierdzenie.

Obiekcje autora tekstu w „Rzeczpospolitej” budzą również fragmenty „Kompasu” dotyczące antykorupcyjnych demonstracji i zbyt niskich pensji płaconych pracownikom międzynarodowych koncernów. Cóż powiedzieć? Ale podstawowym zarzutem jest oczywiście podnoszenie w publikacji praw osób homoseksualnych. Przypomnijmy, że w poradniku zajmują one ok. 1% miejsca, a konkretne zarzuty ministra Giertycha dotyczyły dwóch akapitów w tej części. Terlikowski znajduje jeszcze jeden akapit (będący cytatem z opinii organizacji zrzeszającej osoby homoseksualne). Na tej zasadzie można dla przykładu oskarżyć prawie wszystkich autorów podręczników historycznych cytujących wypowiedzi różnych postaci historycznych. Mój pogląd na sprawę praw osób homoseksualnych w systemie praw człowieka wyraziłem już na łamach „Gazety Wyborczej” (tekst „Dlaczego Giertych mnie wylał?, 1-2 lipca 2006 roku). Prawa osób o innej orientacji seksualnej interesują mnie jedynie w kontekście całości praw człowieka, podobnie jak prawa innych grup mniejszościowych. Homoseksualiści, jak wykazują badania, stanowią około 5% społeczeństwa. Część społeczeństwa, a nie grupę, która powinna żyć obok, na marginesie, przynajmniej w społeczeństwach demokratycznych. W różnych krajach prawo różnie traktuje takie osoby. W „Kompasie” czytamy m.in. „W niektórych krajach homoseksualizm jest akceptowany i osoby o orientacji homoseksualnej mogą zawierać związki małżeńskie, choć w innych krajach za homoseksualizm grozi kara śmierci”. Autorzy poradnika nie wyrażają swojej opinii w kwestii określonego stanu prawnego, regulują to systemy prawne poszczególnych państw członkowskich Rady Europy i Unii Europejskiej. Wspólny konieczny do akceptacji kanon wyznacza jedynie system prawa człowieka, który mówi przede wszystkim o zakazie dyskryminacji. Potwierdza to również konstytucja RP m.in. w artykułach 31.1 („Wolność człowieka podlega ochronie prawnej”) i 32.2 („Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”). Ale w ostatnich latach wiele państw europejskich dopuściło w swoich systemach prawnych prawa osób homoseksualnych do zawierania małżeństw, czy adopcji dzieci (przykłady Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Czech). A te państwa są razem z nami w Unii Europejskiej i Radzie Europy, stąd zaniepokojenie, że takie działania jak wydanie „Kompasu” to działania promujące właśnie taki kierunek myślenia. Narzędziem mają tu być takie organizacje jak Rada Europy. Potrzebne jest jeszcze dodatkowe założenie, że Polacy to raczej „lud” podatny na „europejską propagandę” a nie „społeczeństwo”, które jest w stanie samo artykułować swoje opinie. Uważam, że dyskusja o czymś nie jest promocją przedmiotu dyskusji, lecz sposobem na znajdowanie porozumienia, jest uczeniem młodych ludzi kultury i sztuki debatowania, szacunku dla innych poglądów, kształtowaniem umiejętności argumentowania i poszukiwania informacji na podstawie, których można lepiej uzasadniać własne poglądy.

Nauczyciele są ważną częścią społeczeństwa. To oni mogli, jeżeli uznali to za stosowne, przeprowadzić ze swoimi uczniami ewentualne lekcje o różnych prawach człowieka, w tym o prawach osób homoseksualnych. Przypomnijmy „Kompas” to nauczycielski poradnik, a nie uczniowski podręcznik. Autorzy scenariusza „Porozmawiajmy o seksie” (jednego z 50 scenariuszy zawartych w „Kompasie”) piszą do nauczycieli: „Bądźcie świadomi, że seksualność jest często tematem drażliwym. Liczcie się z tym, że będziecie musieli zmienić zarówno metodologię, jak tematykę zajęć”, „Powiedz, że wygłaszanie opinii krzywdzących i obrażających jest w czasie dyskusji surowo zabronione”, „Pamiętaj, że kontekst społeczny, w którym pracujesz, jest niezwykle istotny, toteż ćwiczenie powinno być do niego dostosowane”, „Ćwiczenie nie ma służyć przekonaniu wszystkich do jakiejś jednej słusznej opinii ani uzyskaniu konsensusu”. Te instrukcje to nie jest chyba język „homoseksualnego lobby”? Wybór homoseksualistów jako „jądra kondensacji”, wokół którego można budować „obraz wroga” jest dla niektórych środowisk pociągający z powodu spodziewanych profitów politycznych. Ale można też na tej strategii stracić nie doceniając autonomiczności myślenia obywateli i niezależności sądów. Coś na ten temat mówi nam film „Filadelfia”, w którym amerykański prawnik (grany przez Denzela Washingtona) broni byłego prawnika kancelarii adwokackiej zwolnionego z pracy po wykryciu, że jest on homoseksualistą chorym na AIDS (rola Toma Hanksa). To jest przede wszystkim film o przestrzeganiu prawa w Stanach Zjednoczonych, a nie o problemach osób homoseksualnych w tym kraju. Tłumacząc kolegom prawnikom motywy podjęcia tej sprawy Washington wyraża swoją prywatną niezbyt pochlebną opinię o homoseksualistach, ale mówi, że nie ma to znaczenia, gdyż „złamano prawo” i dodaje: „nie bawię się w politykę, żądam sprawiedliwości”. Zwraca uwagę, że w amerykańskiej konstytucji mówi się o równości obywateli, a nie określa jacy ci obywatele powinni być, aby mogli być równi. W scenie rozgrywającej się na sali sądowej prowadzący rozprawę sędzia mówi: „Na sali sądowej nie istnieją różnice rasy, wyznania, czy orientacji seksualnej”. „Z całym szacunkiem wysoki sądzie, nie żyjemy na sali sądowej” – odpowiedział mu obrońca. Dla porównania cytat z naszego „realu”: „Świat sobie już radził bez tolerancji i poradzi sobie dalej” (wywiad wice ministra edukacji M. Orzechowskiego dla „Gazety Wyborczej” 14-15. 10.2006 roku).

Uważam, że problem z odczytywaniem przesłania praw człowieka wynika w znacznej mierze z niezrozumienia ich istoty, czasami z lenistwa poznawczego. Typowa pułapka intelektualna dotyczy m.in. tego, czy można mówić o prawach mniejszości, gdy najpierw nie opisze się szczegółowo wartości, jakie wyznaje większość. Rozumując w ten sposób, gdyby ktoś chciał napisać dla przykładu coś na temat Białorusinów na Podlasiu, najpierw musiałby kilka razy więcej napisać na temat polskiej większości tam mieszkającej. Czy gdyby tego nie zrobił mógłby być posadzony o promocję prawosławia kosztem katolicyzmu? A co powinien zrobić, gdyby chciał napisać o podlaskich muzułmańskich Tatarach? Siłą rzeczy prawa człowieka mają chronić słabszych, tych w mniejszości, bo to zwykle im a nie większości potrzebna jest ochrona. Pomyślmy w tym kontekście o naszych rodakach na Białorusi, może niektórym będzie łatwiej to zrozumieć. To właśnie stosunek do mniejszości jest papierkiem lamusowym odróżniającym państwa demokratyczne od autorytarnych. Przestrzeganie praw człowieka w oczywisty sposób wpisane jest również w chrześcijaństwo, w jego uniwersalnym znaczeniu jako religii zawsze broniącej słabszych. Zastrzeżeń redaktora Terlikowskiego w tym względzie nie rozumiem. Chyba, że przyjmiemy nacjonalistyczny pogląd na religię jako narzędzie zapewniania większości absolutnej władzy w państwie.

Zagadnienia praw człowieka dla części społeczeństwa są dopiero odkrywane, ich postrzeganie jest też zmienne w czasie. Posłużmy się przykładem. Kolejnym scenariuszem w „Kompasie”, po omawianym powyżej, jest scenariusz dotyczący praw pracowniczych – pod tytułem „Posiedzenie związków zawodowych”. Zdaję sobie sprawę, że gdybym opublikował „Kompas” w latach 80-tych, to właśnie ten scenariusz byłby powodem wyrzucenia mnie z pracy. Ale żyjemy w innych czasach i inne scenariusze są powodem zwalniania pracowników. Smutne jest to, że prawa człowieka zaczęły być w naszym kraju kwestionowane i wyśmiewane. Smutne jest to, że przygląda się temu cała Europa. Jak mamy wytłumaczyć naszym partnerom z innych państw europejskich, że w Polsce książka o prawach człowieka została zakazana? Ważniejsze jednak jak wytłumaczyć to naszym uczniom?

Zabieram ponownie głos w sprawie „Kompasu”, gdyż uznaję, że sprawa jest poważna zarówno dla polskiej edukacji, jak i szerzej – dla naszego kraju. W moim tekście o tej zakazanej europejskiej książce parokrotnie odwoływałem się do amerykańskich kontekstów. Takim też chcę zakończyć, przywołując wypowiedź jednego z pierwszych amerykańskich prezydentów, który zachęcając swoich rodaków do obrony demokracji powiedział: „Jak będziecie osobno milczeć to was razem powieszą”.

Ciąg dalszy nastąpi.
Mirosław Sielatycki, 1 marca 2007

Twoja opinia


Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Fundusze EOG Fundacja im. Stefana Batorego Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży