CKE zapowiada likwidację ustnej matury z języka polskiego. Jeśli to prawda, jest to wiadomość fatalna.
Znam główny argument przeciwko prezentacjom: nie sprawdzają się, bo uczniowie je kupują. Jeśli rzeczywiście tak jest, znaczy to, niestety, że zawiedli nauczyciele i nauczycielki. Prezentacja maturalna miała być czymś, co uczeń lub uczennica przygotowuje przed dłuższy czas, pod opieką nauczyciela - i gdyby tak właśnie było, problem prezentacji "kupowanych" nie miałby szansy zaistnieć. I pomijam już nawet to, że podczas egzaminu nawet średnio inteligentna osoba egzaminująca zorientuje się - jeśli tylko zada sobie trochę trudu - czy praca jest samodzielna, czy nie.
Likwidowanie ustnej matury to czytelny sygnał dla nauczycieli i nauczycielek, którym się nie chciało (nie mogli, nie zdążyli, byli zbyt przepracowani...): bierny opór zadziałał.
Matura ustna z języka polskiego jest jedynym egzaminem, który daje możliwość podjęcia samodzielnej, twórczej, prawdziwie humanistycznej pracy. Pozwala ćwiczyć bardzo ważną umiejętność, jaką jest opracowanie, a następnie przedstawienie, konkretnego tematu. Przy okazji uczy podstaw humanistycznego warsztatu, choćby robienia bibliografii.
Łatwość, z jaką CKE gotowa jest pozbyć się matury ustnej z polskiego, podobnie zresztą, jak lekki ton, jakim się mówi o możliwości zlikwidowania matur z historii sztuki czy filozofii, pokazuje, że rację mają ci i te, którzy alarmują, że humanistyka sprowadzona została już niemal wyłącznie do tak zwanego czytania ze zrozumieniem (niemal, bo np. historii pozostawia się jeszcze - niestety - zadania związane z formowaniem tożsamości). Nie miałabym absolutnie nic przeciwko uczeniu czytania ze zrozumieniem, pod jednym wszakże warunkiem. Takim mianowicie, że polegałoby ono na uczeniu czytania (czyli: czerpania przyjemności z obcowania z ważnymi, wartościowymi i nieraz trudnymi tekstami) i rozumienia (czyli: interpretowania i uzasadniania własnych interpretacji). W praktyce jednak "czytanie ze zrozumieniem" coraz częściej zdaje się oznaczać umiejętność przeczytania prostego (nierzadko nudnego) tekstu, a następnie prawidłowego powtórzenia jego treści, ewentualnie wskazania, jakie funkcje pełnią w tym tekście pewne jego fragmenty.
Jeśli zrezygnujemy - my, wszyscy ludzie współodpowiedzialni za oświatę w Polsce - z uczenia prawdziwego czytania z autentycznym zrozumieniem, z uczenia pracy z tekstami, interpretowania i bronienia własnych interpretacji, oznaczać to będzie, że nie tyle nawet rezygnujemy z dawania naszym uczniom i uczennicom dostępu do kultury, ile że ten dostęp przed nimi zamykamy. Napisałam, że nauczyciele zawiedli - ale rzecz jasna, nauczyciele i nauczycielki są tylko częścią systemu, który zawodzi. Zawodzi w najbardziej dosłownym sensie: daje tym, których mu powierzono pod opiekę, obietnicę, której nie dotrzymuje, czyniąc im zarazem realną krzywdę. Z punktu widzenia etyki spolegliwego opiekuna, trudno o większe przewinienie.
Znam główny argument przeciwko prezentacjom: nie sprawdzają się, bo uczniowie je kupują. Jeśli rzeczywiście tak jest, znaczy to, niestety, że zawiedli nauczyciele i nauczycielki. Prezentacja maturalna miała być czymś, co uczeń lub uczennica przygotowuje przed dłuższy czas, pod opieką nauczyciela - i gdyby tak właśnie było, problem prezentacji "kupowanych" nie miałby szansy zaistnieć. I pomijam już nawet to, że podczas egzaminu nawet średnio inteligentna osoba egzaminująca zorientuje się - jeśli tylko zada sobie trochę trudu - czy praca jest samodzielna, czy nie.
Likwidowanie ustnej matury to czytelny sygnał dla nauczycieli i nauczycielek, którym się nie chciało (nie mogli, nie zdążyli, byli zbyt przepracowani...): bierny opór zadziałał.
Matura ustna z języka polskiego jest jedynym egzaminem, który daje możliwość podjęcia samodzielnej, twórczej, prawdziwie humanistycznej pracy. Pozwala ćwiczyć bardzo ważną umiejętność, jaką jest opracowanie, a następnie przedstawienie, konkretnego tematu. Przy okazji uczy podstaw humanistycznego warsztatu, choćby robienia bibliografii.
Łatwość, z jaką CKE gotowa jest pozbyć się matury ustnej z polskiego, podobnie zresztą, jak lekki ton, jakim się mówi o możliwości zlikwidowania matur z historii sztuki czy filozofii, pokazuje, że rację mają ci i te, którzy alarmują, że humanistyka sprowadzona została już niemal wyłącznie do tak zwanego czytania ze zrozumieniem (niemal, bo np. historii pozostawia się jeszcze - niestety - zadania związane z formowaniem tożsamości). Nie miałabym absolutnie nic przeciwko uczeniu czytania ze zrozumieniem, pod jednym wszakże warunkiem. Takim mianowicie, że polegałoby ono na uczeniu czytania (czyli: czerpania przyjemności z obcowania z ważnymi, wartościowymi i nieraz trudnymi tekstami) i rozumienia (czyli: interpretowania i uzasadniania własnych interpretacji). W praktyce jednak "czytanie ze zrozumieniem" coraz częściej zdaje się oznaczać umiejętność przeczytania prostego (nierzadko nudnego) tekstu, a następnie prawidłowego powtórzenia jego treści, ewentualnie wskazania, jakie funkcje pełnią w tym tekście pewne jego fragmenty.
Jeśli zrezygnujemy - my, wszyscy ludzie współodpowiedzialni za oświatę w Polsce - z uczenia prawdziwego czytania z autentycznym zrozumieniem, z uczenia pracy z tekstami, interpretowania i bronienia własnych interpretacji, oznaczać to będzie, że nie tyle nawet rezygnujemy z dawania naszym uczniom i uczennicom dostępu do kultury, ile że ten dostęp przed nimi zamykamy. Napisałam, że nauczyciele zawiedli - ale rzecz jasna, nauczyciele i nauczycielki są tylko częścią systemu, który zawodzi. Zawodzi w najbardziej dosłownym sensie: daje tym, których mu powierzono pod opiekę, obietnicę, której nie dotrzymuje, czyniąc im zarazem realną krzywdę. Z punktu widzenia etyki spolegliwego opiekuna, trudno o większe przewinienie.
Anna Dzierzgowska, 18 lipca 2011
Zobacz też:
Nie będzie prezentacji maturalnych z języka polskiego
Katarzyna Bratkowska: Trafić kluczem w wąską dziurkę
Piotr Laskowski: Wyrównywanie szans czy reprodukcja systemu? O szkole i społeczeństwie bez szkoły według Ivana Illicha