Rządowy program poprawy stanu bezpieczeństwa w szkołach i placówkach „ Zero tolerancji dla przemocy w szkole” (wersja z 9 stycznia 2007 r.) jest opracowaniem bardzo obszernym, swoistą kompilacją przeglądu danych literaturowych, swobodnych opinii i poglądów, przejawów myślenia życzeniowego i przykładów konkretnych zmian. Wdrożenie programu będzie jednak miało rzeczywisty wpływ na system oświaty i zapewne również na losy sporej grupy dzieci i młodzieży. Należałoby zatem oczekiwać poważnej i wyczerpującej debaty na temat wprowadzanych zmian uwzględniającej opinie rodziców, nauczycieli, psychologów a także starszych uczniów. Wiele do powiedzenia powinni mieć również przedstawiciele samorządów terytorialnych i innych organów prowadzących. Niestety, wyjątkowo krótki okres konsultacji i sztywny język projektu utrudniają, lub całkowicie uniemożliwiają poważną debatę społeczną.
Wiele zapisów projektu to mało konkretne, za to mocno górnolotne sformułowania. Oto kilka przykładów:
„Obecne rozwiązanie (prawne) jest zgodne z panującą ogólnie kulturą konsumpcyjną, z filozofią przyzwolenia i deprecjonowania humanistycznych wartości i norm etycznych i sprzeczne z tradycją dobrego wychowania młodych ludzi.”
„Nowe podejście, polegające na wzmocnieniu statusu reprezentacji rodziców jako organu szkoły, przyczyni się do zbliżenia postaw rodziców i szkoły prezentowanych w procesach dydaktycznych i wychowawczych.”
„Do priorytetów informatyzacji kraju należy edukacja informatyczna oraz wdrożenie mechanizmów blokujących dostęp dzieci i młodzieży do treści niepożądanych, które mogłyby mieć negatywny wpływ na ich rozwój, wychowanie i kształcenie.”
„Nauczyciele powinni działać poprzez autorytet i w ten sposób stanowić dodatkowo wzór do naśladowania dla dzieci i młodzieży.”
Cele programu są mało konkretne, brakuje także określenia sposobu sprawdzania stopnia ich realizacji. Jak bowiem można ocenić „poprawę skuteczności działań interwencyjnych i korekcyjnych wobec uczniów będących sprawcami przemocy rówieśniczej”? Planowany monitoring programu jest więcej niż skromny i niekonkretny. O ewaluacji, poza tytułem punktu na stronie 53, w ogóle nie ma mowy. W tych warunkach ocena stopnia realizacji programu będzie niemożliwa.
W projekcie dominuje przekonanie, że zmniejszenie agresji i przemocy w szkole możliwe jest jedynie poprzez działania na szczeblu centralnym. To Minister Edukacji Narodowej będzie wdrażał system „monitoringu wizyjnego” wejść do szkół, centralnie przygotowane będą pakiety metodyczne dla szkół, Minister sformułuje wytyczne dla kuratorów oświaty, wreszcie „Minister Edukacji Narodowej dokona oceny funkcjonowania młodzieżowych ośrodków wychowawczych i młodzieżowych ośrodków socjoterapii, w celu wprowadzenia (...) niezbędnych zmian...” Samorządom terytorialnym pozostawiono wyłącznie rolę wykonawczą projektów ministerstwa.
Program proponuje przede wszystkim działania o charakterze dyscyplinującym i restrykcyjnym. Brakuje przykładów pozytywnych, poczynań nakierowanych na likwidowanie przyczyn szkolnych patologii, na profilaktykę od najmłodszych lat. Realizacja programu nie zlikwiduje przyczyn agresywnych zachowań młodzieży, należy również wątpić czy spowoduje zmniejszenie patologii w szkołach.
Uwagi szczegółowe:
We wstępie (str.4) podkreślone są zadania szkoły związane z tworzeniem pozytywnego społecznie klimatu: z budowaniem wspólnoty, kształtowaniem poczucia własnej wartości ucznia, otwartą komunikacją, z działaniami profilaktycznymi. Nie maja one jednak dalszego ciągu, kolejne rozdziały programu skupiają się głownie na rozwiązaniach dyscyplinujących i karzących.
Dane z tabeli nr 1 (str.5) nie są dowodem na nasilanie się zjawisk przemocy i na ich „powszechną obecność”. Odwrotnie, gdyby zebrane w niej informacje były prawdziwe i odzwierciedlały rzeczywistą skalę zjawiska, Polskę należałoby zaliczyć do najbezpieczniejszych krajów świata. Kuratorzy oświaty zgłosili łącznie 329 przypadków zdarzeń patologicznych w szkołach w okresie od września do listopada, czyli około 110 przypadków miesięcznie, co stanowi 0,16 promila w stosunku do wszystkich uczniów. Rzeczywista skala aktów przemocy w Polsce jest zapewne wielokrotnie większa, o czym zresztą informują dane zgromadzone na str. 7. Analiza tabeli każe wątpić w możliwość dotarcia kuratorów oświaty do rzeczywistych informacji o szkolnej patologii.
Zdanie: „W części przypadków [informacje kuratora] zostały uzupełnione o dane z nadzoru pedagogicznego, realizowanego bezpośrednio przez Ministerstwo Edukacji Narodowej” (str. 6) zawiera albo błąd albo przyznanie się do łamania prawa. Zgodnie bowiem z art. 35 ust.1 punkt 1 i 2 ustawy o systemie oświaty, minister w ogóle nie sprawuje bezpośredniego nadzoru (wyjątkiem są szkoły za granicą i publiczne placówki doskonalenia nauczycieli o zasięgu ogólnokrajowym).
Bardzo ważne są czynniki środowiska zwiększające ryzyko negatywnych zachowań młodych ludzi (str. 9), takie jak wysoki poziom lęku i niepokoju, niska samoocena, niedojrzałość emocjonalna, zaburzenie więzi z rodzicami czy nieprawidłowa struktura rodziny. Jednak program nawet nie próbuje zająć się tymi czynnikami, „leczyć przyczyny, zamiast objawów.” Zabrakło pomysłów na zmniejszenie stresu i nerwic szkolnych, na pomoc rodzicom niewydolnym i nie radzącym sobie z wychowaniem dzieci. Ani razu w projekcie nie pada słowo „przedszkole”, chociaż wielu ekspertów uparcie przypomina, że właśnie objęcie możliwie dużej grupy dzieci opieką przedszkolną stanowi najlepszą profilaktykę.
Żaden z celów programu (str. 11) nie jest wystarczająco konkretny. „Zmniejszenie skali zjawiska agresji” przy braku rzetelnych danych wyjściowych, będzie niesprawdzalne. Jeszcze trudniejsza będzie ocena „poprawy skuteczności działań interwencyjnych...” skoro nie określono, w jaki sposób ta skuteczność będzie badana.
W wykazie przepisów prawa obowiązującego w zakresie zadań objętych programem (str. 12) brakuje kilku aktów prawnych, do których nawiązują dalsze rozdziały, np. ustawy o samorządzie gminnym i powiatowym, czy rozporządzenia w sprawie oceny pracy nauczyciela.
Zabawne jest określenie czasu trwania programu (str. 14). Z rozdziału VI.6 można wyczytać, że szybsze działania interwencyjne będą zrealizowane wcześniej (2007 – 2008), a te, które wymagają dłuższego czasu wdrożenia, później (2009 – 2013).
Nie można się zgodzić z autorami programu, że dotychczas w regulacjach ustawowych problematyce wychowania poświęcono niewiele miejsca (str. 16). W samej ustawie o systemie oświaty odniesienia do wychowania powtarzają się co najmniej w połowie artykułów. Ważna jest jednak nie ilość miejsca, ale praktyczne wypełnianie zadań wychowawczych w szkołach.
W rozdziale VII.1.1. Ministerstwo Edukacji Narodowej postuluje „wprowadzenie monitoringu wizyjnego wejść do szkół i placówek”. Precyzując, prowadzi prace nad przygotowaniem programu rządowego (!) w tej sprawie. Warto sobie uświadomić, że rząd czterdziestomilionowego państwa w Europie zajmie się teraz wyjątkowo skomplikowanym problemem liczby kamer umieszczonych na budynku, kolorem monitorów i ich „rozdzielczością wystarczającą do identyfikacji osób”. Tym razem jednak rządowy program wdrażany będzie zgodnie z zasadami demokracji. Po pierwsze, koszt instalacji pokryje wprawdzie budżet państwa, ale koszty eksploatacji systemu – w tym utrzymanie etatów pracowników obsługujących monitory ponosić będzie organ prowadzący. Po drugie do montażu kamer wizyjnych włączeni zostaną „dyrektorzy szkół, rady rodziców, organy prowadzące szkoły, wojewodowie, kuratorzy oświaty i Ministerstwo Edukacji Narodowej.” Czy naprawdę, bez pomocy ministerstwa szkoły nie wiedzą, jak kontrolować wejście do budynku? Od kilku lat w wielu placówkach wiszą kamery, w wielu innych zatrudniono firmy ochroniarskie, a są i takie obiekty, do których wejście jest możliwe, po sprawdzeniu linii papilarnych. Szkoły stają się coraz częściej niedostępnymi twierdzami, główny problem polega jednak na tym, że przemoc najczęściej rodzi się wewnątrz i zamknięcie drzwi nie stanowi właściwego rozwiązania. Najlepiej jednak decyzje w sprawie sposobu zabezpieczenia szkolnego obiektu zostawić samej szkole.
W rozdziale VII.2. znajduje się opis działań tzw. „trójek Giertycha”. Tu szczególnie wyraźnie widoczna jest swoista „nowomowa” i propagandowy charakter dokumentu. Co bowiem zrobiono w celu „udzielania szkołom pomocy oraz eliminowania aktów przemocy i podniesienia bezpieczeństwa uczniów”? Powołano w MEN zespół, zespoły powołali również wojewodowie, ustalono zasady działania, przekazano wojewodom propozycje narzędzi do przeprowadzenia przeglądu szkół, opracowano pakiet metodyczny do szkolenia rad pedagogicznych i rozpoczęto przegląd szkół. Z informacji docierających z terenu i z opisu działania „trójek” widać wyraźnie jak fikcyjne jest ich działanie. Każdy, kto zna szkołę wie, że poznanie tak trudnego problemu jak agresja czy przemoc wymaga taktownych działań opartych na zaufaniu, lub poważnych badań socjologicznych. A już wiarę w to, że powołanie zespołów w urzędach administracji centralnej i wojewódzkiej „wyeliminuje akty przemocy” może uznać, za co najmniej naiwność..
Sprawa przeglądów szkół nie jest jednak zabawna. To pierwszy przykład łamania zasady zapisanej w art. 34b ustawy o systemie oświaty, że organ prowadzący oraz organ nadzoru pedagogicznego mogą ingerować w działalność szkoły lub placówki wyłącznie w zakresie i na zasadach określonych w ustawie. Tym bardziej nie powinny ingerować w tę działalność osoby do tego nieupoważnione.
Trójki wizytujące szkoły nie odkryją skali przemocy, nie są w stanie udzielić szkołom pomocy i nie mają żadnych szans aby poprawić bezpieczeństwo uczniów. Można oszacować, że wizyty w 20 tysiącach szkół zajmą minimum 80.000 godzin, co przy zaangażowaniu trzech osób oznacza 240.000 roboczogodzin. A licząc średnio zaledwie 50 złotych za godzinę koszt tej operacji wyniesie 12 milionów złotych! Wyrzuconych w błoto.
Strona 20: „Szkoły i palcówki, w ramach współpracy będą informować na bieżąco policję o zdarzeniach noszących znamiona przestępstwa, stanowiących zagrożenie dla życia i zdrowia uczniów oraz przejawach demoralizacji dzieci i młodzieży, a policja udzielać będzie szkole i placówce pomocy w rozwiązywaniu trudnych, mogących mieć podłoże przestępcze problemów, które zaistniały na terenie szkoły i placówki.” A słońce będzie świecić....
Zmiana art. 63 Karty Nauczyciela ma, w odróżnieniu od poprzedniego przykładu, charakter bardzo konkretny. Nauczyciele mają uzyskać status funkcjonariuszy publicznych, co zdaniem autorów programu, ma się przyczynić do „wzmocnienia rangi zawodu nauczyciela”. Nie w ten sposób jednak wzmacnia się rangę zawodu. Brakuje wyjaśnienia, czym, poza możliwą surowszą karą za naruszenie nietykalności nauczyciela, skutkować będzie proponowana zmiana. Funkcjonariusze publiczni, a do tej grupy należą miedzy innymi wojskowi, policjanci i celnicy mają przecież oprócz przywilejów, również określone obowiązki i ograniczenia.
Niejasny i niepokojący jest zapis rozdział VII.1.5 (str. 21). Ministerstwo chce nałożyć na dyrektorów i nauczycieli obowiązek prawny zawiadamiania policji lub sądu o naruszaniu przez uczniów zasad współżycia społecznego, popełnieniu czynu zabronionego, picia alkoholu, zażywania narkotyków. Szkoły będą musiały również wnioskować o ustanowienie przez sąd odpowiednich środków wychowawczych lub poprawczych.
Nie wiadomo, w jakim akcie prawnym zapisany będzie taki obowiązek. Trudno także wyobrazić sobie, że nauczyciel będzie zawiadamiał policję o każdym nagannym postępowaniu ucznia. Gdyby tak było, na czym, miałoby polegać wychowanie? Czy tego rodzaju zapis nie oznacza faktycznie przerzucenia obowiązków wychowawczych ze szkoły na policję i sądy? A co zrobi policja z doniesieniem, że, przykładowo, uczeń na studniówce pił alkohol? Czy pozostanie one w aktach młodego człowieka przez kilka lat? Czy naprawdę wychowawca sam nie poradzi sobie z tym problemem? Czy znając możliwości kadrowe policji i opieszałość sądów naprawdę można ufać w efektywność takich rozwiązań?
Pomysł jest szkodliwy i może spowodować zmniejszenie, a nie zwiększenie odpowiedzialności dyrektora i nauczycieli. Wychowywanie musi opierać się na szacunku i zaufaniu. Donoszenie tego nie zapewnia.
O tym, że istnieje obowiązek zawiadamiania organów ścigania o łamaniu prawa nie potrzeba pisać oddzielnych programów. To sprawa oczywistą.
Zapis, że postępowanie dyrektorów i nauczycieli w sprawach agresji będzie wpływało na ocenę ich pracy nic nie znaczy. Nie podano w jaki sposób, nie określono nowych kryteriów i procedur wystawiania ocen, nie zaplanowano zmiany rozporządzenia w sprawie oceniania pracy nauczyciela. Wczytując się w treść tego rozdziału można by przypuszczać, że wysokość oceny będzie proporcjonalna do liczby doniesień. Takiego kryterium nie da się zaakceptować.
Wzmocnienie poziomu skuteczności sprawowania nadzoru (str. 21) to cel słuszny. Już jednak pierwsze zdanie rozdziału każe wątpić w jego realizację. Autorzy piszą „Aktualna formuła sprawowania nadzoru nie stanowi rzeczywistego wsparcia dla szkół i placówek systemu oświaty”. Z tą samokrytyką należy się zgodzić, pamiętając równocześnie, że „aktualna formuła nadzoru” od stycznia 2007 oznacza rozporządzenie podpisane przez Romana Giertycha.
Program zakłada, „wdrożenie rozporządzenia w trybie pilnym”. To zabawne stwierdzenie, bo rozporządzenie już obowiązuje i niepotrzebne są dodatkowe działania dla jego wdrożenia. Można się natomiast obawiać, że znowelizowany sposób sprawowania nadzoru, z którego usunięto standardy, wskaźniki i kryteria obiektywnego oceniania szkół spowoduje zupełną dowolność a nawet nadużycia ze strony organów nadzoru.
Niebezpieczny jest fragment mówiący o tym, że Minister Edukacji Narodowej będzie formułował „wytyczne” dla kuratorów oświaty i rekomendował im sposób sprawowania nadzoru. Istotnie art. 35 ust. 2 pkt 2 ustawy o systemie oświaty, pozwala ministrowi, w ramach kontroli nadzoru sprawowanego przez kuratorów na wydawanie „wiążących ich wytycznych i poleceń”. Do tej pory jednak żaden minister nie wykorzystywał tego zapisu w sposób obecnie zapowiadany. Zapis wydaje się sprzeczny z konstytucją bo pozwala na tworzenie prawa powielaczowego. Zasady sprawowania nadzoru muszą przecież być zapisane w rozporządzeniu i wprost wynikać z delegacji ustawowej. Należy pilnie dążyć do skreślenia z ustawy fragmentu mówiącego o prawie do wydawania wytycznych. Szczególnie, że inne zdanie w omawianym rozdziale wyraźnie wskazuje na chęć przeniesienia odpowiedzialności za nadzór bezpośrednio do ministerstwa. Postuluje się, mianowicie, „poszerzenie kompetencji ministra o możliwość bezpośredniego badania szczególnych spraw w szkołach i placówkach.” Zapis to tyleż nierozsądny, co niebezpieczny i niezgodny z zasadą subsydiarności i pomocniczości organów władzy.
Początek rozdziału VII.2. to zbiór postulatywnych stwierdzeń. Szkoła musi „wspierać wychowawczą funkcję i zadania rodziny”, być dostępna także w czasie pozalekcyjnym i to również dla rodziców, rozwijać samorządność dzieci i młodzieży itp. Jedyny konkretny szczegół to obowiązek „wykorzystania kompetencji Rady Dzieci i Młodzieży (organu powołanego przez Ministra) do wspomagania działań wynikających z realizacji programów wychowawczo – profilaktycznych”. Bez komentarza.
W drugiej części rozdziału (str.23) znajduje się zapis o wprowadzeniu obligatoryjności Rad Rodziców. To istotna zmiana i co ważne akceptowana przez wiele stowarzyszeń grupujących rodziców. Warto przyjrzeć się więc propozycji bliżej. Po pierwsze obligatoryjność ma tu dość deklaratywny charakter, bo co zrobi dyrektor jeśli nikt z rodziców nie zechce kandydować do tej rady? Dyrektor wyznaczy? Po drugie proponowane kompetencje rodziców nie różnią się od posiadanych obecnie, a nawet są ograniczone w stosunku do uprawnień rady szkoły! I to wydaje się ukrytym celem zmiany: wykreślenie w ogóle, lub ograniczenie do minimum roli rady szkoły, na rzecz rady rodziców, czyli usunięcie wszelkich wpływów uczniów i nauczycieli na zarządzanie szkołą.
Proponowane zmiany nie są więc poszerzeniem uprawnień rodziców. Odwrotnie, można ocenić, że rola rodziców zostanie ograniczona jedynie do uchwalenia programu wychowawczego i profilaktycznego.
Postulat przeprowadzenia kursów doskonalących, dla jak największej liczby nauczycieli, w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa uczniom jest słuszny lecz niedookreślony (str. 24). Taki, szeroki program szkoleń wymaga doprecyzowania. Powołanie się na środki dostępne w budżetach wojewodów zdaje się wskazywać na to, że będzie to kolejna centralnie sterowana akcja. Warto zresztą pamiętać, że wojewodowie, jak na razie, dysponują ograniczoną pulą pieniędzy na doskonalenie nauczycieli.
Część wspominanych poprzednio środków wojewodów będzie zresztą musiała być wykorzystana na „powołanie w kuratoriach oświaty wizytatorów ds. działalności pozalekcyjnej i pozaszkolnej” (str.25). W sytuacji, gdy nie ma wizytatorów ds. matematyki, świetlicy szkolnej, chemii i biblioteki, takie rozwiązanie wydaje się zbędne.
Zdanie „wspieranie programów rozwoju szkół i placówek” (str. 25) nie ma sensu, skoro Minister Edukacji Narodowej, w rozporządzeniu o nadzorze, skreślił obowiązek tworzenia takiego programu.
Zajęcia pozalekcyjne są ważnym elementem działań wychowawczych w szkole. Należy docenić przeznaczenie środków na ten cel. Godny pochwały jest również zapis o aktywnej współpracy szkoły z organizacjami pozarządowymi w zakresie prowadzenia zajęć pozalekcyjnych. Powracają wątpliwości związane z przekazaniem środków na to zadanie z budżetów organów prowadzących do budżetów kuratorów oświaty.
Rozwijanie krajoznawstwa i turystyki to kolejna całkowicie postulatywna część programu (str.29). „(...) Ważne jest promowanie, wspieranie i upowszechnianie działalności krajoznawczej i turystycznej”. Trudno się z tym nie zgodzić, ale nic z tego nie wynika.
Podobne, „pobożne życzenia” dotyczą wychowawczej roli wypoczynku dzieci i młodzieży (str. 29). Nie wiadomo, czy będą dodatkowe środki przeznaczone na ten cel i czy organizacje pozarządowe, takie jak TPD będą mogły z tych środków korzystać. Ostatnio nie mogły.
Stosowanie oprogramowania zabezpieczającego szkolne komputery przed niepożądanymi treściami to kolejny, niepotrzebnie scentralizowany projekt. Wiele szkół od dawna takie programy posiada, w innych wystarcza obecność i uwaga nauczyciela. Ciekawszy jest inny fragment tej części programu (str. 31). Jest w nim mowa o tym, że na apel Ministra z 19 czerwca 2006 r. w sprawie producentów programów blokujących Internet odpowiedziało wiele firm i że trwają rozmowy z nimi (siedem miesięcy!). Pogratulować tempa i efektywności.
Fragment dotyczący realizacji „edukacji medialnej” jest wyjątkowo rozbudowany, choć, podobnie jak poprzednie części, bardzo niekonkretny. Trudno zrozumieć, na jakiej podstawie „przewiduje się zwiększenie skuteczności działań mających na celu zapobieganie wykorzystywaniu dzieci w pornografii, prostytucji i pedofilii” (str.32)
Kontrowersyjne są poglądy rozdziału VII.5.2 na temat kontrolowania agresji głównie poprzez system kar (str. 33). Nie negując konieczności wyciągania konsekwencji z nagannych zachowań dzieci, należy mocno podkreślić, że karanie nie jest skutecznym środkiem wychowawczym. Autorom programu warto polecić rozdział „Problem kary” (str. 200 – 203) podręcznika „Psychologia. Podejścia oraz koncepcje” Carol Tavris i Carole Wade. Przytoczone w nim wyniki badań nie potwierdzają słuszności stosowania kar, jako jedynego, lub głównego narzędzia wychowania. Zresztą sami autorzy programu w końcowym krótkim akapicie potwierdzają konieczność nauczenia dzieci alternatywnych reakcji i zachowań. Niestety, w programie brakuje skupienia się na tym właśnie celu.
Bardzo niekonkretne są propozycje rozdziału VII.5.4. na temat usprawiedliwiania nieobecności uczniów w szkole. Jak bowiem rozumieć pomysł w brzmieniu: „Powinny one [usprawiedliwienia] być jednolicie uregulowane w przepisach powszechnie obowiązujących”? Jakich przepisach? I jak uregulowane?
Jednolity strój uczniowski to, być może, jeden z najsilniej nagłośnionych elementów programu. Pomysł, żeby strój szkolny ustalał dyrektor szkoły po zasięgnięciu opinii rady rodziców jest pomysłem dobrym. Tak dobrym, że wiele szkół nie czekając na program Ministra już od kilku lat wprowadziło szkolne mundurki.
Omawiany problem jest dowodem propagandowego charakteru programu. Obecnie obowiązujące prawo nie zabrania szkole wprowadzania stroju szkolnego. Już w 1999 roku, wraz z wejściem w życie reformy edukacji wiele gimnazjów zdecydowało się na jednolity mundurek szkolny, chcąc w ten sposób podkreślić dojrzałość młodzieży. Zwykle w decyzjach na temat stroju uczestniczyła młodzież, w niektórych szkołach przeprowadzano referendum. Teraz centralny nakaz ministra może spowodować niechęć i bunt młodzieży.
Żadnej poważnej gwarancji nie stanowi natomiast zapis: „Ministerstwo Edukacji Narodowej przewiduje, że jednolity strój uczniowski dla uczniów znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej będzie dofinansowany ze środków przewidzianych na pomoc materialną dla uczniów”.
Niepokojący i bardzo niebezpieczny jest projekt zmian w systemie stypendialnym i uzależnienie wypłacania stypendium socjalnego od zachowania ucznia (str.37). Rodzi to podejrzenia, że władze zamierzają wychowywać głodem. Ten projekt należy odrzucić w całości. Najpierw trzeba dziecko nakarmić, potem wychowywać.
Placówki o charakterze resocjalizacyjno – wychowawczym to kolejny, mocno nagłośniony pomysł (str. 38). Dotychczas istniał on jednak pod nazwą „ośrodków wsparcia wychowawczego”, nieco wcześniej „szkół pod specjalnym nadzorem”, a na początku „szkół o zaostrzonym rygorze.” Szczegółowa lektura tego rozdziału nieco uspokaja, bo widać, że nawet poglądy ministra ewoluują. Obecny zapis jest znacznie łagodniejszy niż wcześniejsze zapowiedzi. Nie mówi się już ani o szczególnym rygorze, ani o zamiarze utworzenia takich szkół od września 2007 roku. Miękko wspomina się jedynie o „konieczności rozważenia możliwości powołania nowych ośrodków”, zwłaszcza w tych województwach, w których jest ich zbyt mało. W gruncie rzeczy oznacza to po prostu uzupełnienie liczby obecnych ośrodków.
Rozdział VII.8.2 (str.39) dotyczący upowszechniania wiedzy dla rodziców jest więcej niż krótki i nie zawiera żadnych konkretów. Nie stanowi również żadnego nowego pomysłu, bo tego typu możliwości są i dziś powszechne.
Poradnie psychologiczno – pedagogiczne (str. 40) miałyby ogromną rolę do odegrania w przeciwdziałaniu przemocy, gdyby wesprzeć je dodatkowymi środkami i etatami. Niestety zapisy programu jedynie pobieżnie wspominają o tej grupie placówek, bez żadnych rzetelnych propozycji.
Kolejny głośny medialnie projekt to wprowadzenie do ustawy o samorządzie gminnym zapisu pozwalającego władzom na ustalenie godziny poza którą dzieci bez opieki nie mogą przebywać na mieście (str.41). Argument, że trzeba wprowadzić przepis uprawniający funkcjonariuszy Policji do zatrzymania nieletnich bez opieki wydaje się niepotrzebny. Dziś również Policja powinna interesować się losem i bezpieczeństwem samotnego dziecka. Obawy natomiast musi budzić konieczność umieszczania, nawet na czas przejściowy, dziecka w policyjnej izbie dziecka, bo nie jest to miejsce, w którym można przetrzymywać dzieci pozbawione opieki. Lepsze jest już, chociaż dalekie od ideału, pogotowie opiekuńcze.
Projekt zmian w obszarze pomocy społecznej jest więcej niż skromny (str. 42). Szkoda, że nie pomyślano o wsparciu rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji a chcących zapisać dziecko do przedszkola. Konsekwentnie należy powtarzać, że najlepszą profilaktyką i pomocą dla rodziców jest powszechne, dostępne i, w przypadku niektórych rodzin, bezpłatne przedszkole.
Jeszcze bardziej niejasny niż poprzedni jest pomysł ograniczenia dostępu dzieci do brutalnych programów i gier komputerowych (str. 44). „Rozważona zostanie możliwość realnego ograniczenia dostępu...- piszą autorzy projektu. Przez kogo, w jakim trybie, na podstawie jakich przepisów? Na te pytania program nie odpowiada.
Godny poparcia jest natomiast zapis o zwiększonej roli stowarzyszeń i organizacji w życiu szkoły (str. 47). Należy jedynie konsekwentnie domagać się, aby Ministerstwo Edukacji Narodowej opracowało jawne zasady, kryteria i procedury przydzielania zadań zleconych i środków na ich realizację. W bieżącym roku można było obserwować dość niejasne decyzje MEN, niektóre organizacje dostawały te środki bez trudu, innym MEN konsekwentnie odmawiał.
I znowu niezrozumiały jest kolejny rozdział XII.2. Ministerstwo chce wpisać do ustawy o systemie oświaty możliwość tworzenia programów rządowych, w tym np. dotyczących współpracy z krajami sąsiadującymi z rozszerzoną Unią Europejską. Może to dobry pomysł, chociaż jego uzasadnienie „Polska jako członek Unii ma wszelkie możliwości ku temu by stać się pomostem pomiędzy członkami Unii a krajami Wschodu” i jego całkowity brak związku z programem, skłania do podejrzeń, że przytoczony fragment pochodzi z zupełnie innego dokumentu.
Trudno zrozumieć, dlaczego autorzy programu nie mogą umieścić wszystkich planowanych zmian w jednym projekcie nowelizacji ustawy o systemie oświaty i zmianie niektórych innych ustaw. Na stronie 50 wymienione są co najmniej dwie nowelizacje tej samej ustawy. Dodając do tego istniejący projekt poselski można przewidywać, że w obecnej kadencji parlament będzie w sposób permanentny debatował nad zmianami w ustawie o systemie oświaty.
Przewidywane efekty programu są, podobnie jak cele, nieoperacyjne i trudne, a nawet niemożliwe do oceny. Jak zbadać „zmianę postaw społecznych", czy „zmianę klimatu szkoły”? Tego program nie wyjaśnia.
Analiza finansowa programu jest niemożliwa. W rozdziale XVII (str. 52) wymienione są różne źródła finansowania, jedne przewidziane tylko na rok bieżący, inne wieloletnie. Jednak bez odniesienia do konkretnych działań i ich skali nie można ocenić, czy środki te są wystarczające, czy też brakująca część pochodzić będzie z puli środków własnych samorządów terytorialnych.
Na marginesie, dziwić może fakt, że na realizację programu, który dopiero teraz wchodzi w fazę projektu poddawanego konsultacjom społecznym, parlament przeznaczył 50 mln złotych.
Monitoringu i ewaluacji właściwie nie określono. Nie jest podane kto miałby monitorować działania MEN i innych podmiotów, w jakich terminach, jakimi narzędziami?
Podsumowując należy podkreślić, że proponowany program mimo sporej objętości jest niekonkretny i niedokładny. Trudno go potraktować inaczej, niż jako luźny zbiór pomysłów mniej lub bardziej realnych, mniej lub bardziej niebezpiecznych. Ocena programu jest więc, siłą rzeczy, niełatwa. Trzeba poczekać na konkretne projekty aktów prawnych. Jednak już dziś można przewidywać, że program „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” nie przyczyni się do poprawy sytuacji wychowawczej w polskich szkołach.
Irena Dzierzgowska
Monitor Edukacji
Wiele zapisów projektu to mało konkretne, za to mocno górnolotne sformułowania. Oto kilka przykładów:
„Obecne rozwiązanie (prawne) jest zgodne z panującą ogólnie kulturą konsumpcyjną, z filozofią przyzwolenia i deprecjonowania humanistycznych wartości i norm etycznych i sprzeczne z tradycją dobrego wychowania młodych ludzi.”
„Nowe podejście, polegające na wzmocnieniu statusu reprezentacji rodziców jako organu szkoły, przyczyni się do zbliżenia postaw rodziców i szkoły prezentowanych w procesach dydaktycznych i wychowawczych.”
„Do priorytetów informatyzacji kraju należy edukacja informatyczna oraz wdrożenie mechanizmów blokujących dostęp dzieci i młodzieży do treści niepożądanych, które mogłyby mieć negatywny wpływ na ich rozwój, wychowanie i kształcenie.”
„Nauczyciele powinni działać poprzez autorytet i w ten sposób stanowić dodatkowo wzór do naśladowania dla dzieci i młodzieży.”
Cele programu są mało konkretne, brakuje także określenia sposobu sprawdzania stopnia ich realizacji. Jak bowiem można ocenić „poprawę skuteczności działań interwencyjnych i korekcyjnych wobec uczniów będących sprawcami przemocy rówieśniczej”? Planowany monitoring programu jest więcej niż skromny i niekonkretny. O ewaluacji, poza tytułem punktu na stronie 53, w ogóle nie ma mowy. W tych warunkach ocena stopnia realizacji programu będzie niemożliwa.
W projekcie dominuje przekonanie, że zmniejszenie agresji i przemocy w szkole możliwe jest jedynie poprzez działania na szczeblu centralnym. To Minister Edukacji Narodowej będzie wdrażał system „monitoringu wizyjnego” wejść do szkół, centralnie przygotowane będą pakiety metodyczne dla szkół, Minister sformułuje wytyczne dla kuratorów oświaty, wreszcie „Minister Edukacji Narodowej dokona oceny funkcjonowania młodzieżowych ośrodków wychowawczych i młodzieżowych ośrodków socjoterapii, w celu wprowadzenia (...) niezbędnych zmian...” Samorządom terytorialnym pozostawiono wyłącznie rolę wykonawczą projektów ministerstwa.
Program proponuje przede wszystkim działania o charakterze dyscyplinującym i restrykcyjnym. Brakuje przykładów pozytywnych, poczynań nakierowanych na likwidowanie przyczyn szkolnych patologii, na profilaktykę od najmłodszych lat. Realizacja programu nie zlikwiduje przyczyn agresywnych zachowań młodzieży, należy również wątpić czy spowoduje zmniejszenie patologii w szkołach.
Uwagi szczegółowe:
We wstępie (str.4) podkreślone są zadania szkoły związane z tworzeniem pozytywnego społecznie klimatu: z budowaniem wspólnoty, kształtowaniem poczucia własnej wartości ucznia, otwartą komunikacją, z działaniami profilaktycznymi. Nie maja one jednak dalszego ciągu, kolejne rozdziały programu skupiają się głownie na rozwiązaniach dyscyplinujących i karzących.
Dane z tabeli nr 1 (str.5) nie są dowodem na nasilanie się zjawisk przemocy i na ich „powszechną obecność”. Odwrotnie, gdyby zebrane w niej informacje były prawdziwe i odzwierciedlały rzeczywistą skalę zjawiska, Polskę należałoby zaliczyć do najbezpieczniejszych krajów świata. Kuratorzy oświaty zgłosili łącznie 329 przypadków zdarzeń patologicznych w szkołach w okresie od września do listopada, czyli około 110 przypadków miesięcznie, co stanowi 0,16 promila w stosunku do wszystkich uczniów. Rzeczywista skala aktów przemocy w Polsce jest zapewne wielokrotnie większa, o czym zresztą informują dane zgromadzone na str. 7. Analiza tabeli każe wątpić w możliwość dotarcia kuratorów oświaty do rzeczywistych informacji o szkolnej patologii.
Zdanie: „W części przypadków [informacje kuratora] zostały uzupełnione o dane z nadzoru pedagogicznego, realizowanego bezpośrednio przez Ministerstwo Edukacji Narodowej” (str. 6) zawiera albo błąd albo przyznanie się do łamania prawa. Zgodnie bowiem z art. 35 ust.1 punkt 1 i 2 ustawy o systemie oświaty, minister w ogóle nie sprawuje bezpośredniego nadzoru (wyjątkiem są szkoły za granicą i publiczne placówki doskonalenia nauczycieli o zasięgu ogólnokrajowym).
Bardzo ważne są czynniki środowiska zwiększające ryzyko negatywnych zachowań młodych ludzi (str. 9), takie jak wysoki poziom lęku i niepokoju, niska samoocena, niedojrzałość emocjonalna, zaburzenie więzi z rodzicami czy nieprawidłowa struktura rodziny. Jednak program nawet nie próbuje zająć się tymi czynnikami, „leczyć przyczyny, zamiast objawów.” Zabrakło pomysłów na zmniejszenie stresu i nerwic szkolnych, na pomoc rodzicom niewydolnym i nie radzącym sobie z wychowaniem dzieci. Ani razu w projekcie nie pada słowo „przedszkole”, chociaż wielu ekspertów uparcie przypomina, że właśnie objęcie możliwie dużej grupy dzieci opieką przedszkolną stanowi najlepszą profilaktykę.
Żaden z celów programu (str. 11) nie jest wystarczająco konkretny. „Zmniejszenie skali zjawiska agresji” przy braku rzetelnych danych wyjściowych, będzie niesprawdzalne. Jeszcze trudniejsza będzie ocena „poprawy skuteczności działań interwencyjnych...” skoro nie określono, w jaki sposób ta skuteczność będzie badana.
W wykazie przepisów prawa obowiązującego w zakresie zadań objętych programem (str. 12) brakuje kilku aktów prawnych, do których nawiązują dalsze rozdziały, np. ustawy o samorządzie gminnym i powiatowym, czy rozporządzenia w sprawie oceny pracy nauczyciela.
Zabawne jest określenie czasu trwania programu (str. 14). Z rozdziału VI.6 można wyczytać, że szybsze działania interwencyjne będą zrealizowane wcześniej (2007 – 2008), a te, które wymagają dłuższego czasu wdrożenia, później (2009 – 2013).
Nie można się zgodzić z autorami programu, że dotychczas w regulacjach ustawowych problematyce wychowania poświęcono niewiele miejsca (str. 16). W samej ustawie o systemie oświaty odniesienia do wychowania powtarzają się co najmniej w połowie artykułów. Ważna jest jednak nie ilość miejsca, ale praktyczne wypełnianie zadań wychowawczych w szkołach.
W rozdziale VII.1.1. Ministerstwo Edukacji Narodowej postuluje „wprowadzenie monitoringu wizyjnego wejść do szkół i placówek”. Precyzując, prowadzi prace nad przygotowaniem programu rządowego (!) w tej sprawie. Warto sobie uświadomić, że rząd czterdziestomilionowego państwa w Europie zajmie się teraz wyjątkowo skomplikowanym problemem liczby kamer umieszczonych na budynku, kolorem monitorów i ich „rozdzielczością wystarczającą do identyfikacji osób”. Tym razem jednak rządowy program wdrażany będzie zgodnie z zasadami demokracji. Po pierwsze, koszt instalacji pokryje wprawdzie budżet państwa, ale koszty eksploatacji systemu – w tym utrzymanie etatów pracowników obsługujących monitory ponosić będzie organ prowadzący. Po drugie do montażu kamer wizyjnych włączeni zostaną „dyrektorzy szkół, rady rodziców, organy prowadzące szkoły, wojewodowie, kuratorzy oświaty i Ministerstwo Edukacji Narodowej.” Czy naprawdę, bez pomocy ministerstwa szkoły nie wiedzą, jak kontrolować wejście do budynku? Od kilku lat w wielu placówkach wiszą kamery, w wielu innych zatrudniono firmy ochroniarskie, a są i takie obiekty, do których wejście jest możliwe, po sprawdzeniu linii papilarnych. Szkoły stają się coraz częściej niedostępnymi twierdzami, główny problem polega jednak na tym, że przemoc najczęściej rodzi się wewnątrz i zamknięcie drzwi nie stanowi właściwego rozwiązania. Najlepiej jednak decyzje w sprawie sposobu zabezpieczenia szkolnego obiektu zostawić samej szkole.
W rozdziale VII.2. znajduje się opis działań tzw. „trójek Giertycha”. Tu szczególnie wyraźnie widoczna jest swoista „nowomowa” i propagandowy charakter dokumentu. Co bowiem zrobiono w celu „udzielania szkołom pomocy oraz eliminowania aktów przemocy i podniesienia bezpieczeństwa uczniów”? Powołano w MEN zespół, zespoły powołali również wojewodowie, ustalono zasady działania, przekazano wojewodom propozycje narzędzi do przeprowadzenia przeglądu szkół, opracowano pakiet metodyczny do szkolenia rad pedagogicznych i rozpoczęto przegląd szkół. Z informacji docierających z terenu i z opisu działania „trójek” widać wyraźnie jak fikcyjne jest ich działanie. Każdy, kto zna szkołę wie, że poznanie tak trudnego problemu jak agresja czy przemoc wymaga taktownych działań opartych na zaufaniu, lub poważnych badań socjologicznych. A już wiarę w to, że powołanie zespołów w urzędach administracji centralnej i wojewódzkiej „wyeliminuje akty przemocy” może uznać, za co najmniej naiwność..
Sprawa przeglądów szkół nie jest jednak zabawna. To pierwszy przykład łamania zasady zapisanej w art. 34b ustawy o systemie oświaty, że organ prowadzący oraz organ nadzoru pedagogicznego mogą ingerować w działalność szkoły lub placówki wyłącznie w zakresie i na zasadach określonych w ustawie. Tym bardziej nie powinny ingerować w tę działalność osoby do tego nieupoważnione.
Trójki wizytujące szkoły nie odkryją skali przemocy, nie są w stanie udzielić szkołom pomocy i nie mają żadnych szans aby poprawić bezpieczeństwo uczniów. Można oszacować, że wizyty w 20 tysiącach szkół zajmą minimum 80.000 godzin, co przy zaangażowaniu trzech osób oznacza 240.000 roboczogodzin. A licząc średnio zaledwie 50 złotych za godzinę koszt tej operacji wyniesie 12 milionów złotych! Wyrzuconych w błoto.
Strona 20: „Szkoły i palcówki, w ramach współpracy będą informować na bieżąco policję o zdarzeniach noszących znamiona przestępstwa, stanowiących zagrożenie dla życia i zdrowia uczniów oraz przejawach demoralizacji dzieci i młodzieży, a policja udzielać będzie szkole i placówce pomocy w rozwiązywaniu trudnych, mogących mieć podłoże przestępcze problemów, które zaistniały na terenie szkoły i placówki.” A słońce będzie świecić....
Zmiana art. 63 Karty Nauczyciela ma, w odróżnieniu od poprzedniego przykładu, charakter bardzo konkretny. Nauczyciele mają uzyskać status funkcjonariuszy publicznych, co zdaniem autorów programu, ma się przyczynić do „wzmocnienia rangi zawodu nauczyciela”. Nie w ten sposób jednak wzmacnia się rangę zawodu. Brakuje wyjaśnienia, czym, poza możliwą surowszą karą za naruszenie nietykalności nauczyciela, skutkować będzie proponowana zmiana. Funkcjonariusze publiczni, a do tej grupy należą miedzy innymi wojskowi, policjanci i celnicy mają przecież oprócz przywilejów, również określone obowiązki i ograniczenia.
Niejasny i niepokojący jest zapis rozdział VII.1.5 (str. 21). Ministerstwo chce nałożyć na dyrektorów i nauczycieli obowiązek prawny zawiadamiania policji lub sądu o naruszaniu przez uczniów zasad współżycia społecznego, popełnieniu czynu zabronionego, picia alkoholu, zażywania narkotyków. Szkoły będą musiały również wnioskować o ustanowienie przez sąd odpowiednich środków wychowawczych lub poprawczych.
Nie wiadomo, w jakim akcie prawnym zapisany będzie taki obowiązek. Trudno także wyobrazić sobie, że nauczyciel będzie zawiadamiał policję o każdym nagannym postępowaniu ucznia. Gdyby tak było, na czym, miałoby polegać wychowanie? Czy tego rodzaju zapis nie oznacza faktycznie przerzucenia obowiązków wychowawczych ze szkoły na policję i sądy? A co zrobi policja z doniesieniem, że, przykładowo, uczeń na studniówce pił alkohol? Czy pozostanie one w aktach młodego człowieka przez kilka lat? Czy naprawdę wychowawca sam nie poradzi sobie z tym problemem? Czy znając możliwości kadrowe policji i opieszałość sądów naprawdę można ufać w efektywność takich rozwiązań?
Pomysł jest szkodliwy i może spowodować zmniejszenie, a nie zwiększenie odpowiedzialności dyrektora i nauczycieli. Wychowywanie musi opierać się na szacunku i zaufaniu. Donoszenie tego nie zapewnia.
O tym, że istnieje obowiązek zawiadamiania organów ścigania o łamaniu prawa nie potrzeba pisać oddzielnych programów. To sprawa oczywistą.
Zapis, że postępowanie dyrektorów i nauczycieli w sprawach agresji będzie wpływało na ocenę ich pracy nic nie znaczy. Nie podano w jaki sposób, nie określono nowych kryteriów i procedur wystawiania ocen, nie zaplanowano zmiany rozporządzenia w sprawie oceniania pracy nauczyciela. Wczytując się w treść tego rozdziału można by przypuszczać, że wysokość oceny będzie proporcjonalna do liczby doniesień. Takiego kryterium nie da się zaakceptować.
Wzmocnienie poziomu skuteczności sprawowania nadzoru (str. 21) to cel słuszny. Już jednak pierwsze zdanie rozdziału każe wątpić w jego realizację. Autorzy piszą „Aktualna formuła sprawowania nadzoru nie stanowi rzeczywistego wsparcia dla szkół i placówek systemu oświaty”. Z tą samokrytyką należy się zgodzić, pamiętając równocześnie, że „aktualna formuła nadzoru” od stycznia 2007 oznacza rozporządzenie podpisane przez Romana Giertycha.
Program zakłada, „wdrożenie rozporządzenia w trybie pilnym”. To zabawne stwierdzenie, bo rozporządzenie już obowiązuje i niepotrzebne są dodatkowe działania dla jego wdrożenia. Można się natomiast obawiać, że znowelizowany sposób sprawowania nadzoru, z którego usunięto standardy, wskaźniki i kryteria obiektywnego oceniania szkół spowoduje zupełną dowolność a nawet nadużycia ze strony organów nadzoru.
Niebezpieczny jest fragment mówiący o tym, że Minister Edukacji Narodowej będzie formułował „wytyczne” dla kuratorów oświaty i rekomendował im sposób sprawowania nadzoru. Istotnie art. 35 ust. 2 pkt 2 ustawy o systemie oświaty, pozwala ministrowi, w ramach kontroli nadzoru sprawowanego przez kuratorów na wydawanie „wiążących ich wytycznych i poleceń”. Do tej pory jednak żaden minister nie wykorzystywał tego zapisu w sposób obecnie zapowiadany. Zapis wydaje się sprzeczny z konstytucją bo pozwala na tworzenie prawa powielaczowego. Zasady sprawowania nadzoru muszą przecież być zapisane w rozporządzeniu i wprost wynikać z delegacji ustawowej. Należy pilnie dążyć do skreślenia z ustawy fragmentu mówiącego o prawie do wydawania wytycznych. Szczególnie, że inne zdanie w omawianym rozdziale wyraźnie wskazuje na chęć przeniesienia odpowiedzialności za nadzór bezpośrednio do ministerstwa. Postuluje się, mianowicie, „poszerzenie kompetencji ministra o możliwość bezpośredniego badania szczególnych spraw w szkołach i placówkach.” Zapis to tyleż nierozsądny, co niebezpieczny i niezgodny z zasadą subsydiarności i pomocniczości organów władzy.
Początek rozdziału VII.2. to zbiór postulatywnych stwierdzeń. Szkoła musi „wspierać wychowawczą funkcję i zadania rodziny”, być dostępna także w czasie pozalekcyjnym i to również dla rodziców, rozwijać samorządność dzieci i młodzieży itp. Jedyny konkretny szczegół to obowiązek „wykorzystania kompetencji Rady Dzieci i Młodzieży (organu powołanego przez Ministra) do wspomagania działań wynikających z realizacji programów wychowawczo – profilaktycznych”. Bez komentarza.
W drugiej części rozdziału (str.23) znajduje się zapis o wprowadzeniu obligatoryjności Rad Rodziców. To istotna zmiana i co ważne akceptowana przez wiele stowarzyszeń grupujących rodziców. Warto przyjrzeć się więc propozycji bliżej. Po pierwsze obligatoryjność ma tu dość deklaratywny charakter, bo co zrobi dyrektor jeśli nikt z rodziców nie zechce kandydować do tej rady? Dyrektor wyznaczy? Po drugie proponowane kompetencje rodziców nie różnią się od posiadanych obecnie, a nawet są ograniczone w stosunku do uprawnień rady szkoły! I to wydaje się ukrytym celem zmiany: wykreślenie w ogóle, lub ograniczenie do minimum roli rady szkoły, na rzecz rady rodziców, czyli usunięcie wszelkich wpływów uczniów i nauczycieli na zarządzanie szkołą.
Proponowane zmiany nie są więc poszerzeniem uprawnień rodziców. Odwrotnie, można ocenić, że rola rodziców zostanie ograniczona jedynie do uchwalenia programu wychowawczego i profilaktycznego.
Postulat przeprowadzenia kursów doskonalących, dla jak największej liczby nauczycieli, w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa uczniom jest słuszny lecz niedookreślony (str. 24). Taki, szeroki program szkoleń wymaga doprecyzowania. Powołanie się na środki dostępne w budżetach wojewodów zdaje się wskazywać na to, że będzie to kolejna centralnie sterowana akcja. Warto zresztą pamiętać, że wojewodowie, jak na razie, dysponują ograniczoną pulą pieniędzy na doskonalenie nauczycieli.
Część wspominanych poprzednio środków wojewodów będzie zresztą musiała być wykorzystana na „powołanie w kuratoriach oświaty wizytatorów ds. działalności pozalekcyjnej i pozaszkolnej” (str.25). W sytuacji, gdy nie ma wizytatorów ds. matematyki, świetlicy szkolnej, chemii i biblioteki, takie rozwiązanie wydaje się zbędne.
Zdanie „wspieranie programów rozwoju szkół i placówek” (str. 25) nie ma sensu, skoro Minister Edukacji Narodowej, w rozporządzeniu o nadzorze, skreślił obowiązek tworzenia takiego programu.
Zajęcia pozalekcyjne są ważnym elementem działań wychowawczych w szkole. Należy docenić przeznaczenie środków na ten cel. Godny pochwały jest również zapis o aktywnej współpracy szkoły z organizacjami pozarządowymi w zakresie prowadzenia zajęć pozalekcyjnych. Powracają wątpliwości związane z przekazaniem środków na to zadanie z budżetów organów prowadzących do budżetów kuratorów oświaty.
Rozwijanie krajoznawstwa i turystyki to kolejna całkowicie postulatywna część programu (str.29). „(...) Ważne jest promowanie, wspieranie i upowszechnianie działalności krajoznawczej i turystycznej”. Trudno się z tym nie zgodzić, ale nic z tego nie wynika.
Podobne, „pobożne życzenia” dotyczą wychowawczej roli wypoczynku dzieci i młodzieży (str. 29). Nie wiadomo, czy będą dodatkowe środki przeznaczone na ten cel i czy organizacje pozarządowe, takie jak TPD będą mogły z tych środków korzystać. Ostatnio nie mogły.
Stosowanie oprogramowania zabezpieczającego szkolne komputery przed niepożądanymi treściami to kolejny, niepotrzebnie scentralizowany projekt. Wiele szkół od dawna takie programy posiada, w innych wystarcza obecność i uwaga nauczyciela. Ciekawszy jest inny fragment tej części programu (str. 31). Jest w nim mowa o tym, że na apel Ministra z 19 czerwca 2006 r. w sprawie producentów programów blokujących Internet odpowiedziało wiele firm i że trwają rozmowy z nimi (siedem miesięcy!). Pogratulować tempa i efektywności.
Fragment dotyczący realizacji „edukacji medialnej” jest wyjątkowo rozbudowany, choć, podobnie jak poprzednie części, bardzo niekonkretny. Trudno zrozumieć, na jakiej podstawie „przewiduje się zwiększenie skuteczności działań mających na celu zapobieganie wykorzystywaniu dzieci w pornografii, prostytucji i pedofilii” (str.32)
Kontrowersyjne są poglądy rozdziału VII.5.2 na temat kontrolowania agresji głównie poprzez system kar (str. 33). Nie negując konieczności wyciągania konsekwencji z nagannych zachowań dzieci, należy mocno podkreślić, że karanie nie jest skutecznym środkiem wychowawczym. Autorom programu warto polecić rozdział „Problem kary” (str. 200 – 203) podręcznika „Psychologia. Podejścia oraz koncepcje” Carol Tavris i Carole Wade. Przytoczone w nim wyniki badań nie potwierdzają słuszności stosowania kar, jako jedynego, lub głównego narzędzia wychowania. Zresztą sami autorzy programu w końcowym krótkim akapicie potwierdzają konieczność nauczenia dzieci alternatywnych reakcji i zachowań. Niestety, w programie brakuje skupienia się na tym właśnie celu.
Bardzo niekonkretne są propozycje rozdziału VII.5.4. na temat usprawiedliwiania nieobecności uczniów w szkole. Jak bowiem rozumieć pomysł w brzmieniu: „Powinny one [usprawiedliwienia] być jednolicie uregulowane w przepisach powszechnie obowiązujących”? Jakich przepisach? I jak uregulowane?
Jednolity strój uczniowski to, być może, jeden z najsilniej nagłośnionych elementów programu. Pomysł, żeby strój szkolny ustalał dyrektor szkoły po zasięgnięciu opinii rady rodziców jest pomysłem dobrym. Tak dobrym, że wiele szkół nie czekając na program Ministra już od kilku lat wprowadziło szkolne mundurki.
Omawiany problem jest dowodem propagandowego charakteru programu. Obecnie obowiązujące prawo nie zabrania szkole wprowadzania stroju szkolnego. Już w 1999 roku, wraz z wejściem w życie reformy edukacji wiele gimnazjów zdecydowało się na jednolity mundurek szkolny, chcąc w ten sposób podkreślić dojrzałość młodzieży. Zwykle w decyzjach na temat stroju uczestniczyła młodzież, w niektórych szkołach przeprowadzano referendum. Teraz centralny nakaz ministra może spowodować niechęć i bunt młodzieży.
Żadnej poważnej gwarancji nie stanowi natomiast zapis: „Ministerstwo Edukacji Narodowej przewiduje, że jednolity strój uczniowski dla uczniów znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej będzie dofinansowany ze środków przewidzianych na pomoc materialną dla uczniów”.
Niepokojący i bardzo niebezpieczny jest projekt zmian w systemie stypendialnym i uzależnienie wypłacania stypendium socjalnego od zachowania ucznia (str.37). Rodzi to podejrzenia, że władze zamierzają wychowywać głodem. Ten projekt należy odrzucić w całości. Najpierw trzeba dziecko nakarmić, potem wychowywać.
Placówki o charakterze resocjalizacyjno – wychowawczym to kolejny, mocno nagłośniony pomysł (str. 38). Dotychczas istniał on jednak pod nazwą „ośrodków wsparcia wychowawczego”, nieco wcześniej „szkół pod specjalnym nadzorem”, a na początku „szkół o zaostrzonym rygorze.” Szczegółowa lektura tego rozdziału nieco uspokaja, bo widać, że nawet poglądy ministra ewoluują. Obecny zapis jest znacznie łagodniejszy niż wcześniejsze zapowiedzi. Nie mówi się już ani o szczególnym rygorze, ani o zamiarze utworzenia takich szkół od września 2007 roku. Miękko wspomina się jedynie o „konieczności rozważenia możliwości powołania nowych ośrodków”, zwłaszcza w tych województwach, w których jest ich zbyt mało. W gruncie rzeczy oznacza to po prostu uzupełnienie liczby obecnych ośrodków.
Rozdział VII.8.2 (str.39) dotyczący upowszechniania wiedzy dla rodziców jest więcej niż krótki i nie zawiera żadnych konkretów. Nie stanowi również żadnego nowego pomysłu, bo tego typu możliwości są i dziś powszechne.
Poradnie psychologiczno – pedagogiczne (str. 40) miałyby ogromną rolę do odegrania w przeciwdziałaniu przemocy, gdyby wesprzeć je dodatkowymi środkami i etatami. Niestety zapisy programu jedynie pobieżnie wspominają o tej grupie placówek, bez żadnych rzetelnych propozycji.
Kolejny głośny medialnie projekt to wprowadzenie do ustawy o samorządzie gminnym zapisu pozwalającego władzom na ustalenie godziny poza którą dzieci bez opieki nie mogą przebywać na mieście (str.41). Argument, że trzeba wprowadzić przepis uprawniający funkcjonariuszy Policji do zatrzymania nieletnich bez opieki wydaje się niepotrzebny. Dziś również Policja powinna interesować się losem i bezpieczeństwem samotnego dziecka. Obawy natomiast musi budzić konieczność umieszczania, nawet na czas przejściowy, dziecka w policyjnej izbie dziecka, bo nie jest to miejsce, w którym można przetrzymywać dzieci pozbawione opieki. Lepsze jest już, chociaż dalekie od ideału, pogotowie opiekuńcze.
Projekt zmian w obszarze pomocy społecznej jest więcej niż skromny (str. 42). Szkoda, że nie pomyślano o wsparciu rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji a chcących zapisać dziecko do przedszkola. Konsekwentnie należy powtarzać, że najlepszą profilaktyką i pomocą dla rodziców jest powszechne, dostępne i, w przypadku niektórych rodzin, bezpłatne przedszkole.
Jeszcze bardziej niejasny niż poprzedni jest pomysł ograniczenia dostępu dzieci do brutalnych programów i gier komputerowych (str. 44). „Rozważona zostanie możliwość realnego ograniczenia dostępu...- piszą autorzy projektu. Przez kogo, w jakim trybie, na podstawie jakich przepisów? Na te pytania program nie odpowiada.
Godny poparcia jest natomiast zapis o zwiększonej roli stowarzyszeń i organizacji w życiu szkoły (str. 47). Należy jedynie konsekwentnie domagać się, aby Ministerstwo Edukacji Narodowej opracowało jawne zasady, kryteria i procedury przydzielania zadań zleconych i środków na ich realizację. W bieżącym roku można było obserwować dość niejasne decyzje MEN, niektóre organizacje dostawały te środki bez trudu, innym MEN konsekwentnie odmawiał.
I znowu niezrozumiały jest kolejny rozdział XII.2. Ministerstwo chce wpisać do ustawy o systemie oświaty możliwość tworzenia programów rządowych, w tym np. dotyczących współpracy z krajami sąsiadującymi z rozszerzoną Unią Europejską. Może to dobry pomysł, chociaż jego uzasadnienie „Polska jako członek Unii ma wszelkie możliwości ku temu by stać się pomostem pomiędzy członkami Unii a krajami Wschodu” i jego całkowity brak związku z programem, skłania do podejrzeń, że przytoczony fragment pochodzi z zupełnie innego dokumentu.
Trudno zrozumieć, dlaczego autorzy programu nie mogą umieścić wszystkich planowanych zmian w jednym projekcie nowelizacji ustawy o systemie oświaty i zmianie niektórych innych ustaw. Na stronie 50 wymienione są co najmniej dwie nowelizacje tej samej ustawy. Dodając do tego istniejący projekt poselski można przewidywać, że w obecnej kadencji parlament będzie w sposób permanentny debatował nad zmianami w ustawie o systemie oświaty.
Przewidywane efekty programu są, podobnie jak cele, nieoperacyjne i trudne, a nawet niemożliwe do oceny. Jak zbadać „zmianę postaw społecznych", czy „zmianę klimatu szkoły”? Tego program nie wyjaśnia.
Analiza finansowa programu jest niemożliwa. W rozdziale XVII (str. 52) wymienione są różne źródła finansowania, jedne przewidziane tylko na rok bieżący, inne wieloletnie. Jednak bez odniesienia do konkretnych działań i ich skali nie można ocenić, czy środki te są wystarczające, czy też brakująca część pochodzić będzie z puli środków własnych samorządów terytorialnych.
Na marginesie, dziwić może fakt, że na realizację programu, który dopiero teraz wchodzi w fazę projektu poddawanego konsultacjom społecznym, parlament przeznaczył 50 mln złotych.
Monitoringu i ewaluacji właściwie nie określono. Nie jest podane kto miałby monitorować działania MEN i innych podmiotów, w jakich terminach, jakimi narzędziami?
Podsumowując należy podkreślić, że proponowany program mimo sporej objętości jest niekonkretny i niedokładny. Trudno go potraktować inaczej, niż jako luźny zbiór pomysłów mniej lub bardziej realnych, mniej lub bardziej niebezpiecznych. Ocena programu jest więc, siłą rzeczy, niełatwa. Trzeba poczekać na konkretne projekty aktów prawnych. Jednak już dziś można przewidywać, że program „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” nie przyczyni się do poprawy sytuacji wychowawczej w polskich szkołach.
Irena Dzierzgowska
Monitor Edukacji
Irena Dzierzgowska, 26 stycznia 2007