Monitor.edu.pl / Felietony Kanał RSS: Monitor Edukacji

Szkoła podejrzliwości

Kanał RSS: Newsy edukacyjne
W Dniu Dziecka odsłonięty został w Warszawie przed Pałacem Kultury pomnik Janusza Korczaka – wielkiego wychowawcy i przyjaciela dzieci.

Celem, któremu poświęcił Korczak całe swoje życie, była walka o prawa dziecka, uporczywa praca nad zrozumieniem i właściwym odczytaniem jego potrzeb, nieustępliwy wysiłek w przeciwstawianiu się przesądom i stereotypom dotyczącym sytuacji dziecka w rodzinie i społeczeństwie, ale przede wszystkim praktyczna działalność na rzecz tworzenia właściwego systemu opieki nad dziećmi opuszczonymi. Stworzone przez Korczaka domy sierot były w okresie międzywojennym najnowocześniejszymi pod względem wychowawczym placówkami opiekuńczymi w Europie. Niestety, nowatorski system wychowawczy Korczaka do dziś nie doczekał się realizacji na szerszą skalę w jego własnej ojczyźnie.

„Dziecko nie dopiero będzie, ale już jest człowiekiem” – na tym prostym stwierdzeniu opiera się w istocie cała myśl pedagogiczna Korczaka i cała jego praktyczna działalność wychowawcza. Dziecko jest człowiekiem, a nie własnością rodziców, którzy mogą z nim robić, co zechcą. Dziecko jest człowiekiem, a nie jedynie materiałem na przyszłego człowieka, przeznaczonym do obróbki przez instytucje wychowawcze działające na zlecenie państwa, partii politycznych, czy ideologów takiej, czy innej proweniencji. Dziecko jest człowiekiem i ma z tej racji już teraz, a nie dopiero jak dorośnie, prawo do szacunku.

Prawo dziecka do szacunku to aksjomat Korczakowskiej pedagogiki. Co z niego wynika? Przede wszystkim, takie samo jak dorosłego, prawo dziecka do zachowania cielesnej autonomii. Nie wolno więc dziecka bić, szarpać, zniewalać fizycznie, a także nie wolno go, bez jego zgody, głaskać, całować, przytulać. Pomysły radnego PIS-u z Bielsko-Białej, który zaleca, by nauczyciele w szkołach bili dzieci za karę i głaskali w nagrodę, uznałby Korczak za jawne i bezwstydne nawoływanie do bezprawia. Szacunek dla dziecka nakazuje, zdaniem Korczaka, uznanie jego prawa do wyrażania własnego zdania i formułowania własnych opinii. Dziecko ma więc prawo do prezentowania niezależnych sądów i podejmowania samodzielnych decyzji, o ile rzecz jasna z powodu braku doświadczenia nie zagrażają one jego własnemu bezpieczeństwu lub bezpieczeństwu otoczenia. Dziecko ma też prawo do uczciwej informacji o sprawach, które je interesują. Ma prawo do posiadania własności, której, tak jak własności dorosłych, nie wolno nikomu bezkarnie naruszać.

Przekonanie, że dziecka nie da się wychowywać bez stosowania ostrych form represji i autorytarnej postawy ze strony wychowawców – to zdaniem Korczaka przesąd, który paraliżuje wszelki postęp w dziedzinie wychowania. Dzieci bowiem w przekonaniu Korczaka nie mają większych od dorosłych trudności w przestrzegania prawa, o ile dotyczy ono spraw istotnych dla społecznego współżycia i jest sformułowane w sposób jasny i zrozumiały. Dzieci nie mniej od dorosłych są podatne na racjonalną argumentację, należy więc z nimi rozmawiać, a nie uciekać się do arbitralnego: „ma tak być, bo ja, dorosły, tak chcę”. Dziecko znacznie bardziej od dorosłych skłonne jest do współczucia i odruchów solidarności, należy się więc od niego uczyć wrażliwości, a nie niszczyć jej poprzez własny cynizm, arogancję i bezwzględność.

W prowadzonych przez Korczaka domach sierot dzieci same formułowały zasady prawa, zgodnie z którym funkcjonowała ich dziecięca społeczność. Dziecięcy sąd stał na straży prawnego porządku, a dziecięcy rząd organizował życie społeczne dziecięcej wspólnoty. Rolą wychowawców było pomaganie dzieciom w samoorganizowaniu zbiorowego życia i służenie im pomocą i radą w sytuacjach przekraczających ich niewielkie jeszcze doświadczenie. Wychowawca był więc w Korczakowskim systemie raczej przyjacielem i życzliwym doradcą niż autorytarnym strażnikiem i apodyktycznym władcą powierzonych jego opiece dzieci.

Okazywanie dziecku szacunku i stwarzanie mu okazji do samodzielnej i odpowiedzialnej działalności to, zdaniem Korczaka, najskuteczniejszy wychowawczo sposób uczenia szacunku dla innych ludzi i poszanowania dla wspólnie z nimi stanowionego prawa. Przemoc i siła pięści rodzi bowiem, co najwyżej, wynikającą ze strachu uległość, częściej jednak prowokuje bunt, który jest źródłem agresywnego i wrogiego nastawienia wobec otoczenia. Stosując przemoc – uczymy dziecko przemocy, postępując wobec dziecka bezwzględnie – zabijamy w nim wrażliwość, zamiast wychowywać – demoralizujemy powierzone naszej opiece dzieci.

Jakże potrzebne jest dziś, po sześćdziesięciu z górą latach od tragicznej śmierci Korczaka, przypomnienie tych sformułowanych przez niego prostych prawd, prawd, które niestety ciągle jeszcze nie są czymś oczywistym dla ludzi kształtujących polski system edukacji.

Na uroczystość odsłonięcia pomnika Korczaka przybył prezydent RP, Lech Kaczyński, minister edukacji Roman Giertych nie uznał natomiast za stosowne zaszczycić tego wydarzenia swoją obecnością. Nie powinno to dziwić, proponowany przez obecnego ministra edukacji system wartości wychowawczych jest bowiem dokładnym zaprzeczeniem idei formułowanych przez Janusza Korczaka.

Sądzę, że cele i metody wychowania, preferowane przez Romana Giertycha, w sposób przejrzysty i nie pozostawiający złudzeń wyrażają słowa wypowiedziane przez niego półtora roku temu do jego własnych wychowanków. W grudniu 2004 roku na zjeździe Młodzieży Wszechpolskiej – organizacji reaktywowanej przez Giertycha i kształtowanej przez jego idee – obecny minister edukacji zwrócił się do młodzieży w sposób następujący:

„Musimy iść do przodu i ciąć. Niech każdy dzień będzie dla naszych przeciwników coraz gorszy i niech każdego dnia chcą, żeby było wczoraj ! Biada leniwym! Ci, którzy myślą, że te miejsca LPR i MW w samorządzie, Sejmie, Parlamencie Europejskim nam wystarczą, niech odejdą. My musimy spalić za sobą mosty i iść do przodu. Żadnych okopów, żadnych synekur. Musimy iść do przodu i ciąć, to walka na noże! Inaczej przegramy. Jeżeli się zatrzymamy, to oni nam wszystko odbiorą! Za nami tradycja naszej przelanej krwi. To coś innego niż tradycja styropianu, tych, którzy rzekomo walczyli z komunizmem, tych z KOR-u i innych trockistów! Jeśli mamy być jedną siłą, jedną pięścią, to organizacja musi być sprawna! A będzie sprawna, tylko jeśli każdy będzie wykonywał polecenia. Jak ktoś tego nie rozumie, niech odejdzie! Nie chcemy żadnych czarnych owiec, ogniem i mieczem wypalimy to, co niepewne! Strzeżcie się pychy. Kim będziecie, jak przyjdzie dekret sądu koleżeńskiego o wykluczeniu? Bez organizacji będziecie niczym!”

To przerażające przemówienie traktować niestety musimy, choć Roman Giertych wygłosił je jeszcze przed objęciem swej państwowej funkcji, jako aktualny program wychowawczy kierowanego przez niego Ministerstwa Edukacji Narodowej. I to nie tylko dlatego, że minister wypowiedzianych przed półtora rokiem słów nie odwołał i nie przeprosił za nie, lecz przede wszystkim dlatego, że podejmowane przez niego obecnie decyzje są tych słów potwierdzeniem.

Program wychowawczy proponowany przez MEN odwołuje się do przemocy jako najbardziej skutecznego środka wychowywania młodego pokolenia. Policja we współpracy ze szkołami, monitoring dla każdej ze szkół, oddziały uzbrojonych policjantów przeciwko uczniowskim demonstracjom, brak jakiejkolwiek próby dialogu z tymi, którzy nie zgadzają się z decyzjami władzy, apele o zwiększanie dyscypliny i autorytarnego działania nauczycieli, podejrzliwość i insynuacje ze strony władz oświatowych wobec wszystkich myślących inaczej, tropienie ukrytych wrogów wszędzie tam, gdzie ktoś wypowiada własne, niezgodne z przyjętą tendencją, opinie. Poseł Wierzejski, wychowanek organizacji Giertycha, podaje do publicznej wiadomości, że inicjatorami protestów wobec ministra są homoseksualiści, pedofile i handlarze narkotyków, oraz SLD-owskie bojówki. Sam minister zaś, komentując ostatnią uczniowską demonstrację przed gmachem MEN-u, stwierdza, że protestującym uczniom chodzi tylko o jedno – o legalizację narkotyków. Trudno zaiste wymagać, aby minister na taki temat dyskutował z uczniami. Użycie siły wobec młodych, agresywnych, zdemoralizowanych narkomanów jest całkowicie uzasadnioną obroną przed poważnym zagrożeniem szerzącą się wśród uczniów przestępczością. Tyle tylko, że minister nie mówił prawdy, demonstracja nie dotyczyła narkotyków, lecz była wyrazem niezgody części uczniowskiego środowiska na prezentowany przez nowego ministra zestaw wartości i styl działania. Nie wszyscy też na tej demonstracji byli wagarowiczami naruszającymi prawo. Wiem o tym dobrze, bo uczestniczyli w niej także uczniowie z mojej szkoły, którym pozwoliłam tam pójść pod opieką nauczycieli. Grupa uczniów z naszego gimnazjum wycofała się też natychmiast, gdy ogłoszono, że demonstracja jest nielegalna. Widzieli oni jednak oddziały uzbrojonej policji i byli zaszokowani metodami stosowanymi wobec protestujących. Są bowiem uczeni przez nas, że demokracja tym między innymi różni się od totalitaryzmu, że zezwala na pokojowe demonstrowanie przez obywateli swych przekonań.

Z tych samych powodów, to znaczy dla rzekomego ratowania dzieci przed demoralizacją, minister zwolnił dyrektora CODN-u, zasłużonej instytucji kształcenia nauczycieli. Zasłaniając się programami unijnymi dotyczącymi praw człowieka, wydawał on bowiem, zdaniem Giertycha, książki promujące homoseksualizm. CODN stanie się, to oczywiste, instytucją zbędną po powołaniu Narodowego Instytutu Wychowania. Nowy centralny Instytut będzie bowiem formułował programy wychowawcze i kreował styl wychowawczego działania obowiązujący wszystkie placówki edukacyjne.

Centralizacja zarządzania oświatą to, obok preferowania represyjnych metod wychowawczych, podstawowy cel działania nowego ministra edukacji. Realizacji tego celu służą już podjęte decyzje: o likwidacji swobodnego wyboru przez nauczycieli podręczników i programów, o wprowadzeniu narzuconego przez MEN jedynie słusznego programu nauczenia historii Polski. Nowy przedmiot ma być przedmiotem oddzielnym od historii powszechnej, połączonym z wychowaniem patriotycznym, rozumianym jako budzenie narodowej dumy.

Nauczyciele pod rządami Giertycha mają zyskać status funkcjonariuszy państwowych i tym samym podlegać służbowemu obowiązkowi podporządkowania się zarządzeniom władz centralnych. Przypomnijmy słowa ministra: „Jeśli mamy być jedną siłą, jedną pięścią, to organizacja musi być sprawna! A będzie sprawna, tylko jeśli każdy będzie wykonywał polecenia.” Wobec nauczycieli – funkcjonariuszy minister zechce zapewne stosować te same zasady, które obowiązują w powołanej przez niego do życia młodzieżowej organizacji. „Jeśli ktoś tego nie rozumie, niech odejdzie. Nie chcemy żadnych czarnych owiec, ogniem i mieczem wypalimy to, co niepewne” – mówił Giertych do swych wychowanków.

Czuję się jak widz jakiegoś przedziwnego surrealistycznego spektaklu – oto minister edukacji w wolnej, demokratycznej Polsce usiłuje wprowadzić do zreformowanego już systemu oświaty z powrotem to wszystko, z czym toczyliśmy walkę w czasach PRL-u. W dodatku używa do tego celu tych samych metod, co nasi dawni przeciwnicy, to znaczy siły i niewybrednych insynuacji. Kiedy jako młoda nauczycielka zostałam w latach sześćdziesiątych dyscyplinarnie zwolniona z pracy z całkowitym zakazem nauczania, z opinii wystawionej przez szkolną organizację partyjną dowiedziałam się, że „szerzę wśród uczniów fideizm i zyskuję sympatię młodzieży schlebiając jej najniższym instynktom”. „Szerzeniem fideizmu” nazwano prowadzone przeze mnie pozaprogramowe zajęcia z filozofii, na których między innymi omawialiśmy dowody świętego Tomasza na istnienie Boga, a za „schlebianie najniższym instynktom młodzieży” uznano swobodę dyskusji, która panowała na moich lekcjach. Czy nauczyciele w wolnej Polsce będą narażeni na podobne restrykcje, jeśli pozwolą uczniom na wolność myśli i dopuszczą krytyczną polemikę z uznaną przez władze jedynie słuszną wizją historii? Sądzę, że jest to wielce prawdopodobne, jeśli już teraz ludzi przeciwnych edukacyjnej polityce ministra Giertycha określa się jako lewaków, zwolenników legalizacji narkotyków, propagatorów homoseksualizmu i pedofilii.

W 1981 roku brałam udział, z ramienia „Solidarności”, w negocjacjach prowadzonych z ówczesnym Ministerstwem Oświaty i Wychowania. Walczyliśmy o odkłamanie historii, o autonomię szkół, o prawo do kreowania własnych programów w ramach tzw. szkół autorskich. Chodziło nam przede wszystkim o to, by szkoła przestała być „placówką frontu ideologicznego”, jak to wówczas określano, a stała się środowiskiem wychowawczym wolnym od ideologicznego nacisku, życzliwym dziecku, zaspakajającym jego rozwojowe potrzeby. Sformułowany wówczas przez nas dokument programowy zaczynał się od słów: „Szkoła służyć ma dziecku”. I właśnie to sformułowanie wywołało konsternację i oburzenie wśród ministerialnych decydentów – było bowiem dla nich całkowicie oczywiste, że szkoła służyć ma socjalistycznemu państwu, wychowując dzieci na bezkrytycznych wyznawców oficjalnej ideologii.

Działając w latach osiemdziesiątych w konspiracyjnym Zespole Oświaty Niezależnej, a potem uczestnicząc z jego ramienia w negocjacjach oświatowych Okrągłego Stołu, nie miałam wątpliwości, że najistotniejszą sprawą dla przyszłości polskiej edukacji jest przełamanie scentralizowanego państwowego monopolu i uwolnienie szkoły od ideologicznego dyktatu. Tworzenie szkół życzliwych dziecku, szkół, w których Korczakowska idea szacunku dla dziecka będzie głównym założeniem praktyki wychowawczej – to droga, byłam i jestem o tym do dziś głęboko przekonana, do rzeczywistej reformy systemu edukacyjnego. Udało się nam u progu transformacji ustrojowej przełamać państwowy monopol – uzyskaliśmy prawo do tworzenia szkół niezależnych, z własnymi programami dydaktycznymi i wychowawczymi. Idee wolności w wyborze programów, podręczników i swobodnego, twórczego kreowania działań wychowawczych, zaczęły stopniowo przenikać także do szkół państwowych.

Od chwili mianowania Romana Giertycha na stanowisko ministra edukacji powracają znane nam z przeszłości tendencje do ideologizacji szkoły i do represyjnego stylu wychowania. Jest to tym bardziej dramatyczne, że uniemożliwia skuteczne rozwiązywanie rzeczywistych problemów edukacyjnych i wychowawczych, z którymi w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość najmłodszych Polaków powinniśmy się zmierzyć. Najpoważniejszym problemem staje się dzisiaj pytanie: co należy robić, by nasze dzieci nie zarażały się wrogością, agresją i nietolerancją od ludzi dorosłych? Co robić, by mogły wzrastać w tak ważnej dla ich rozwoju i psychicznego zdrowia atmosferze życzliwości wzajemnej i otwarcia na potrzeby innych? Co robić, by nie dopuścić do zamienienia polskich szkół w miejsca wrogie dziecku i nie liczące się z jego potrzebami?

Jesteśmy społeczeństwem chorym – 90% Polaków, jak wykazały badania, odnosi się podejrzliwie i wrogo do rodaków. Plasujemy się pod względem wzajemnego zaufania na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Atmosfera wrogości i wzajemnych podejrzeń, wzmacnia niejasne poczucie zagrożenia, które uznać można za jedno ze źródeł wzrostu liczby dzieci z objawami depresji, a także jedną z przyczyn gwałtownie wzrastającej liczby samobójstw wśród nieletnich. W ogólnospołecznej atmosferze wrogości i nieufności, którą kreują niestety przede wszystkim politycy, dopatrywać się można także przyczyn wrogości i agresji dzieci względem siebie nawzajem. Idee i działania obecnego ministra edukacji nie leczą, lecz pogłębiają tę patologię, są więc z wychowawczego punktu widzenia szkodliwe i niebezpieczne dla przyszłości najmłodszego pokolenia.

Dostrzegając te zagrożenia zdecydowałam się wraz z grupą przyjaciół na napisanie listu do premiera Marcinkiewicza z apelem o odwołanie Romana Giertycha ze stanowiska ministra edukacji. Pod listem tym podpisało się do tej pory ponad 140 tysięcy osób. To prawie pięć razy więcej niż głosowało na Giertycha w wyborach do Sejmu. Premier jednak zlekceważył nasz list, sugerując w wywiadzie dla „Polityki”, że jest on elementem gry politycznej toczonej przez postkomunistów z obecnym rządem. Poseł Wierzejski uznał zaś, że przeciwnicy Giertycha rekrutują się ze środowisk homoseksualnych i pedofilskich, a ich ukrytymi inspiratorami są gangi narkotyczne zaniepokojone o rynek zbytu, zagrożony przez prężne działania nowego ministra edukacji. Poziom tych insynuacji nie odbiega od stylu cytowanego powyżej przemówienia Romana Giertycha, nie warto więc go komentować.

Janusz Korczak zaniepokojony wzrostem agresji społecznej w latach trzydziestych pisał: „Baczność: życie współczesne kształtuje silny brutal, homo rapax; on dyktuje metody działania. Kłamstwem są jego ustępstwa dla słabych, fałszem cześć dla starca, równouprawnienie kobiet i życzliwość dla dziecka.” Co mamy robić, by nie oddawać wychowania naszych dzieci w ręce współczesnych homo rapaxów?

Powyższy tekst został w skróconej wersji opublikowany przez "Gazetę Wyborczą". Dziś prezentujemy jego pełne brzmienie.
Krystyna Starczewska, 22 czerwca 2006

Twoja opinia


Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Fundusze EOG Fundacja im. Stefana Batorego Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży